
W niedzielę pracownik Polskiego Związku Wędkarskiego sprawdza zgłoszenie i okazuje się, że w Kumieli pływają martwe ryby. Następnego dnia rano odpowiednie służby pobierają próbki wody do badania oraz zabierają zdechłe pstrągi i ślizy, żeby sprawdzić, co je zabiło, bo już w tym momencie wiadomo, że to nie przyducha. Tydzień później badania wskazują, że ryb nie zabiła choroba, prawdopodobnie nie zginęły od zanieczyszczeń. O co więc chodzi? O czas.
Ponad tydzień temu w Kumieli znaleziono martwe ryby. Następnego dnia sprawę zgłoszono do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii oraz do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, bo od początku wykluczono przyduchę.
- Nie stwierdziliśmy ani choroby zakaźnej, ani pasożytniczej jako przyczyny śnięcia ryb – mówi Grzegorz Kleps, zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii.
Również pierwsze badania wody, które właśnie opublikował Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska nie wykazały, że przekroczone zostały dopuszczalne normy.
Mimo to ryby zdechły. O co więc chodzi?
– Tutaj liczy się czas. Po dobie bardzo trudno jest wykryć to, co mogłoby być przyczyną śnięcia. Gdyby to była woda stojąca, byłoby łatwiej – wyjaśnia Bogdan Meina, wojewódzki inspektor ochrony środowiska. – Robimy to, co w naszej kompetencji, ale nie mamy możliwości, żeby obserwować każdy ciek wodny.
Potwierdza to również Krzysztof Cegiel, szef Polskiego Związku Wędkarskiego w Elblągu, który z kolei nie ma wątpliwości, że śnięcie spowodowała działalność człowieka.
- Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że wykrycie tego, co spowodowało śnięcie ryb będzie trudne, to nie była tak duża katastrofa, jak w jeziorze Druzno. Mam jednak nadzieję, że ten, kto do tego doprowadził następnym razem zastanowi się i nie będzie niszczył środowiska – mówi Cegiel. - To swego rodzaju szczęście w nieszczęściu, bo śnięte ryby znaleziono tylko na jednym odcinku, nie w całej rzece, więc prawdopodobnie ta substancja została dość szybko zneutralizowana przez środowisko.
- Nie stwierdziliśmy ani choroby zakaźnej, ani pasożytniczej jako przyczyny śnięcia ryb – mówi Grzegorz Kleps, zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii.
Również pierwsze badania wody, które właśnie opublikował Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska nie wykazały, że przekroczone zostały dopuszczalne normy.
Mimo to ryby zdechły. O co więc chodzi?
– Tutaj liczy się czas. Po dobie bardzo trudno jest wykryć to, co mogłoby być przyczyną śnięcia. Gdyby to była woda stojąca, byłoby łatwiej – wyjaśnia Bogdan Meina, wojewódzki inspektor ochrony środowiska. – Robimy to, co w naszej kompetencji, ale nie mamy możliwości, żeby obserwować każdy ciek wodny.
Potwierdza to również Krzysztof Cegiel, szef Polskiego Związku Wędkarskiego w Elblągu, który z kolei nie ma wątpliwości, że śnięcie spowodowała działalność człowieka.
- Od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że wykrycie tego, co spowodowało śnięcie ryb będzie trudne, to nie była tak duża katastrofa, jak w jeziorze Druzno. Mam jednak nadzieję, że ten, kto do tego doprowadził następnym razem zastanowi się i nie będzie niszczył środowiska – mówi Cegiel. - To swego rodzaju szczęście w nieszczęściu, bo śnięte ryby znaleziono tylko na jednym odcinku, nie w całej rzece, więc prawdopodobnie ta substancja została dość szybko zneutralizowana przez środowisko.