Myślę, że zwłoka we wprowadzaniu Nowego Planu Rozwoju Elbląga wynika z obawy, że tak ogromny sukces mógłby zmieść z powierzchni opozycję i nie byłoby z kim wygrać, nie mówiąc już o tym, że elblążanom zaparłoby dech w piersiach i karetki pogotowia trzeba by było ściągać z okolicznych miejscowości, w tym również z zaprzyjaźnionego Olsztyna – pisze Stefan Rembelski.
Półtora roku to bardzo dużo, by się odnaleźć w nowych realiach i ogarnąć inwentarz trwały oraz zasoby ludzkie, którymi trzeba realizować zadania ustawowo przypisane organowi samorządu terytorialnego. Dla radnych, z których wielu pełni tę funkcję ponownie, nie powinno być to zadanie nazbyt trudne. Dla prezydenta i jego zastępców tym bardziej, zważywszy na fakt, że szli do wyborów z gotowym Nowym Planem Rozwoju Elbląga, w którym to wszystko zostało w magiczny sposób opisane – nic, tylko wprowadzać projekt życie. Myślę, że zwłoka we wprowadzaniu tego projektu wynika z obawy, że tak ogromny sukces mógłby zmieść z powierzchni opozycję i nie byłoby z kim wygrać, nie mówiąc już o tym, że elblążanom zaparłoby dech w piersiach i karetki pogotowia trzeba by było ściągać z okolicznych miejscowości, w tym również z zaprzyjaźnionego Olsztyna.
Na sesji Rady Miasta zaplanowanej na 14 lutego (Dzień Świętego Walentego) radni w przypływie miłości do mieszkańców zafundują nam 100-procentowe podwyżki czynszu w mieszkaniach komunalnych i 107 milionów długu na lat piętnaście. To nie jest humorystyczny tekścik, więc proszę się nie uśmiechać z przekąsem. Sprawy idą w złą stronę, a następstwem podjętych uchwał będzie powolna agonia miasta. Jeśli projekty uchwał zestawić z Wieloletnią Prognozą Finansową na lata 2012-2041, w której inwestycje w kolejnych latach spadają do zera, to wyłania się obraz skrajnej niekompetencji – a miało być zupełnie inaczej.
Jednym z punktów programu tej sesji ma być uchwała podnosząca czynsze w mieszkaniach komunalnych o 100 proc. Argumentem „za” mają być ponad 50-milionowe zaległości lokatorów mieszkań komunalnych i brak środków na planowane remonty substancji mieszkaniowej. Niewątpliwie jest to problem, który wyhodowało sobie miasto, nie reagując w porę. Dzisiaj jednym pociągnięciem, bez przedstawienia publicznie rzetelnej analizy, władza samorządowa chce załatwić problem. Ale nie ma gwarancji, że taki ruch sytuację uzdrowi. Czy skutek nie będzie odwrotny do zamierzonego? Skoro teraz nie stać wielu lokatorów na zapłacenie czynszu, to po zmianie tym bardziej nie będzie stać, a tempo narastania zaległości się podwoi. Większość lokatorów zaciśnie zęby i kosztem pustej lodówki, rezygnacji z wykupienia leków, zapłaci podwójny czynsz, ale władza nie zrezygnuje z zakupu 195-konnych limuzyn i remontu gabinetów za pól miliona złotych. Wszak niedożywiony obywatel, bez wykupionych leków, nie stanowi zagrożenia, ale władze miasta, zwłaszcza w upalne dni, w nieklimatyzowanych pomieszczeniach mogą mieć problem z błyskotliwą realizacją Nowego Planu Rozwoju Elbląga.
Tak na serio, przez ponad rok nie przedstawiono elblążanom rzetelnego raportu o rzeczywistych kosztach, strukturze tych zaległości, o realnych szansach ich ściągnięcia, od kogo da się windykować, a od kogo nie? Jakie są proporcje procentowe płacących i niepłacących? Czy w grupie lokatorów, którzy płacą, ich opłaty wystarczają na utrzymanie substancji mieszkaniowej, a jeśli nie, to ile brakuje – 30, 50 czy 100 proc.? A gdyby założyć, że wszyscy płacą, to wystarczyłoby, czy też trzeba podnieść czynsze o 100 proc. To przecież elementarne pytania, na które elblążanie mają prawo znać odpowiedź, mają prawo poznać rzetelne wyliczenia skutków ewentualnych podwyżek i otrzymać wiarygodną gwarancję rozwiązania problemu, bez ryzyka powrotu tej samej sytuacji za rok czy dwa. To musi się odbyć w debacie publicznej, a nie w cieniu gabinetów. Tego wymaga przejrzystość życia publicznego deklarowana przez wszystkich radnych. Tak się po prostu nie godzi, by w prostacki sposób wkładać wszystkich do jednego wora i okładać cepem podwyżek, jak leci. Proponowane w programie zniżki, obowiązujące tylko przez rok, są powrotem do czasów niegodnych, wszechwładzy urzędnika nad poniżonym obywatelem, traktowanym jak potencjalny oszust, który przyszedł wyłudzić zniżkę. A przecież jest tak, że ludzie cierpiący materialny niedostatek codzienności mają coś bezcennego – honor i godność, i nikt nie może tego deptać.
W dwóch innych uchwałach radni zdecydują o przekształceniu Szpitala Miejskiego w spółkę z o.o. i wyrażą zgodę na zaciągniecie długu w wysokości 107 milionów złotych, poprzez emisję obligacji. Tematy niby od siebie odległe, ale jak bardzo ze sobą powiązane, ukazujące bezkarne marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Miasto wpompowało w szpital 30 milionów. Jaki jest scenariusz – przekształcamy szpital i będzie rentowny? Wynajmowanie po kawałku do niczego dobrego nie doprowadzi, chyba, że za dobro uznamy ruinę. Wiec może po przekształceniu jasno postawić sprawę – rozpisujemy przetarg prywatyzacyjny. A jaki to ma związek z obligacjami? Ano taki, ze może miasto odzyska te 30 milionów zainwestowane i jeszcze trochę więcej, wtedy zamiast wypuszczać obligacje na 107 milionów, wystarczy na 40. Gdyby jeszcze Urząd Miasta zrezygnował z kosztownych remontów prezydenckich gabinetów, ograniczył liczbę wiceprezydentów, wstrzymał się z zakupem limuzyn, to może by się ostało na emisji obligacji na kwotę 38 milionów. Niby to niedużo, ale to zaściankowe Bizancjum kosztuje każdego elblążanina jakieś 16 złotych rocznie i byłoby do zniesienia w okresie prosperity, ale w kryzysie to po prostu niegodne, gdy władza nie próbuje nawet współprzeżywać trudności razem z mieszkańcami, a opływa w budzącym niesmak luksusie.
Ja nie wiem, jak się zachowają radni 14 lutego. Czy zagłosują jak maszynka, czy znajdą w sobie tyle refleksji, by tę decyzję odłożyć na później i dać szansę rzetelnej publicznej informacji i debacie? Tego nie wiem, bo nie wiem, jaka tak naprawdę jest wrażliwość społeczna naszych radnych. Nie wiem, czy na apel opozycyjnych radnych mieszkańcy Elbląga przyjdą licznie pod urząd, by radnym było łatwiej o tej wrażliwości pamiętać. Ale wiem, że dużymi krokami zbliża się czas, by zgodnie z ustawowymi zapisami przerwać ten chocholi taniec – bo najzwyczajniej szkoda Elbląga.
*Stefan Rembelski startował w wyborach Prezydenta Elbląga w 2010 r. jako kandydat komitetu Demokratyczny Elbląg, odpadł w pierwszej turze głosowania.
Na sesji Rady Miasta zaplanowanej na 14 lutego (Dzień Świętego Walentego) radni w przypływie miłości do mieszkańców zafundują nam 100-procentowe podwyżki czynszu w mieszkaniach komunalnych i 107 milionów długu na lat piętnaście. To nie jest humorystyczny tekścik, więc proszę się nie uśmiechać z przekąsem. Sprawy idą w złą stronę, a następstwem podjętych uchwał będzie powolna agonia miasta. Jeśli projekty uchwał zestawić z Wieloletnią Prognozą Finansową na lata 2012-2041, w której inwestycje w kolejnych latach spadają do zera, to wyłania się obraz skrajnej niekompetencji – a miało być zupełnie inaczej.
Jednym z punktów programu tej sesji ma być uchwała podnosząca czynsze w mieszkaniach komunalnych o 100 proc. Argumentem „za” mają być ponad 50-milionowe zaległości lokatorów mieszkań komunalnych i brak środków na planowane remonty substancji mieszkaniowej. Niewątpliwie jest to problem, który wyhodowało sobie miasto, nie reagując w porę. Dzisiaj jednym pociągnięciem, bez przedstawienia publicznie rzetelnej analizy, władza samorządowa chce załatwić problem. Ale nie ma gwarancji, że taki ruch sytuację uzdrowi. Czy skutek nie będzie odwrotny do zamierzonego? Skoro teraz nie stać wielu lokatorów na zapłacenie czynszu, to po zmianie tym bardziej nie będzie stać, a tempo narastania zaległości się podwoi. Większość lokatorów zaciśnie zęby i kosztem pustej lodówki, rezygnacji z wykupienia leków, zapłaci podwójny czynsz, ale władza nie zrezygnuje z zakupu 195-konnych limuzyn i remontu gabinetów za pól miliona złotych. Wszak niedożywiony obywatel, bez wykupionych leków, nie stanowi zagrożenia, ale władze miasta, zwłaszcza w upalne dni, w nieklimatyzowanych pomieszczeniach mogą mieć problem z błyskotliwą realizacją Nowego Planu Rozwoju Elbląga.
Tak na serio, przez ponad rok nie przedstawiono elblążanom rzetelnego raportu o rzeczywistych kosztach, strukturze tych zaległości, o realnych szansach ich ściągnięcia, od kogo da się windykować, a od kogo nie? Jakie są proporcje procentowe płacących i niepłacących? Czy w grupie lokatorów, którzy płacą, ich opłaty wystarczają na utrzymanie substancji mieszkaniowej, a jeśli nie, to ile brakuje – 30, 50 czy 100 proc.? A gdyby założyć, że wszyscy płacą, to wystarczyłoby, czy też trzeba podnieść czynsze o 100 proc. To przecież elementarne pytania, na które elblążanie mają prawo znać odpowiedź, mają prawo poznać rzetelne wyliczenia skutków ewentualnych podwyżek i otrzymać wiarygodną gwarancję rozwiązania problemu, bez ryzyka powrotu tej samej sytuacji za rok czy dwa. To musi się odbyć w debacie publicznej, a nie w cieniu gabinetów. Tego wymaga przejrzystość życia publicznego deklarowana przez wszystkich radnych. Tak się po prostu nie godzi, by w prostacki sposób wkładać wszystkich do jednego wora i okładać cepem podwyżek, jak leci. Proponowane w programie zniżki, obowiązujące tylko przez rok, są powrotem do czasów niegodnych, wszechwładzy urzędnika nad poniżonym obywatelem, traktowanym jak potencjalny oszust, który przyszedł wyłudzić zniżkę. A przecież jest tak, że ludzie cierpiący materialny niedostatek codzienności mają coś bezcennego – honor i godność, i nikt nie może tego deptać.
W dwóch innych uchwałach radni zdecydują o przekształceniu Szpitala Miejskiego w spółkę z o.o. i wyrażą zgodę na zaciągniecie długu w wysokości 107 milionów złotych, poprzez emisję obligacji. Tematy niby od siebie odległe, ale jak bardzo ze sobą powiązane, ukazujące bezkarne marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Miasto wpompowało w szpital 30 milionów. Jaki jest scenariusz – przekształcamy szpital i będzie rentowny? Wynajmowanie po kawałku do niczego dobrego nie doprowadzi, chyba, że za dobro uznamy ruinę. Wiec może po przekształceniu jasno postawić sprawę – rozpisujemy przetarg prywatyzacyjny. A jaki to ma związek z obligacjami? Ano taki, ze może miasto odzyska te 30 milionów zainwestowane i jeszcze trochę więcej, wtedy zamiast wypuszczać obligacje na 107 milionów, wystarczy na 40. Gdyby jeszcze Urząd Miasta zrezygnował z kosztownych remontów prezydenckich gabinetów, ograniczył liczbę wiceprezydentów, wstrzymał się z zakupem limuzyn, to może by się ostało na emisji obligacji na kwotę 38 milionów. Niby to niedużo, ale to zaściankowe Bizancjum kosztuje każdego elblążanina jakieś 16 złotych rocznie i byłoby do zniesienia w okresie prosperity, ale w kryzysie to po prostu niegodne, gdy władza nie próbuje nawet współprzeżywać trudności razem z mieszkańcami, a opływa w budzącym niesmak luksusie.
Ja nie wiem, jak się zachowają radni 14 lutego. Czy zagłosują jak maszynka, czy znajdą w sobie tyle refleksji, by tę decyzję odłożyć na później i dać szansę rzetelnej publicznej informacji i debacie? Tego nie wiem, bo nie wiem, jaka tak naprawdę jest wrażliwość społeczna naszych radnych. Nie wiem, czy na apel opozycyjnych radnych mieszkańcy Elbląga przyjdą licznie pod urząd, by radnym było łatwiej o tej wrażliwości pamiętać. Ale wiem, że dużymi krokami zbliża się czas, by zgodnie z ustawowymi zapisami przerwać ten chocholi taniec – bo najzwyczajniej szkoda Elbląga.
Stefan Rembelski*
*Stefan Rembelski startował w wyborach Prezydenta Elbląga w 2010 r. jako kandydat komitetu Demokratyczny Elbląg, odpadł w pierwszej turze głosowania.