
On, czyli Tomasz M., twierdzi, że przewrócił się na dziecko, ale nie powiedział o tym matce. Ona, czyli Marietta, nic nie słyszała i nie zauważyła, że z jej półtorarocznym synkiem dzieje się coś złego. – Dziecko ci umarło na rękach – mówił wzburzony biologiczny ojciec Szymonka.
Dziś (7 października) w Sądzie Okręgowym odbyła się kolejna rozprawa w związku ze śmiercią półtorarocznego Szymonka. Na ławie oskarżonych zasiada 23-letni Tomasz M. - prokuratura postawiła mu zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym synka konkubiny. Do tragedii doszło w grudniu ubiegłego roku w jednym z mieszkań przy ul. Nowowiejskiej. Sekcja zwłok wykazała, że półtoraroczny Szymonek zmarł w wyniku urazu jamy brzusznej, nastąpiło wówczas rozerwanie wątroby i krwotok wewnętrzny. Co do tego biegli są zgodni. Nie są jednak w stanie określić czy te obrażenia spowodowało silne uderzenie pięścią w brzuch czy – jak twierdzi oskarżony 23-letni Tomasz M. – przewrócenie się na dziecko.
Dziś biegli z zakresu psychiatrii i psychologii wypowiadali się na temat stanu psychicznego Tomasza M.
- Oskarżony nie jest ani chory psychicznie ani upośledzony umysłowo – mówiła doktor Maria Nesteruk, biegły psychiatra. – Ma zaburzenia depresyjne spowodowane sytuacją i izolacją. Jego intelekt określamy jako niski, choć mężczyzna funkcjonuje jako osoba sprawna intelektualnie. Jak sam przyznaje – kontynuowała dr Nesteruk – od 16 roku życia brał narkotyki, np. amfetaminę, marihuanę. Jednak nie jest od nich uzależniony.
Po zatrzymaniu przez policję Tomasz M. został poddany badaniu na obecność narkotyków w organizmie. Wynik był pozytywny.
- Badanie to jednak nie wykazało, że w dniu zatrzymania był po użyciu narkotyków, tyle, że w ogóle je zażywał – tłumaczyła biegła. – W trakcie czynu nie działał w stanie wzburzenia czy pod wpływem narkotyku.
Tomasz M. przyznał, że po śmierci Szymonka, wieczorem, zapalił marihuanę. Wcześniej był karany za posiadanie narkotyków.
Dziś obrońca oskarżonego, mecenas Józef Borkowski wskazywał na to, że Tomasz M. był emocjonalnie związany z małym Szymonkiem, synem konkubiny. Chciał się dowiedzieć od psychologa, czy w związku z tym, mężczyzna mógł dopuścić się zarzucanego mu czynu.
- Może on reagować impulsywnie w trudnych sytuacjach, ale z przeprowadzonych testów wynika, że tłumi swoją agresję – mówiła podczas wideokonferencji psycholog Zofia Koziarska. – Ciężko stwierdzić czy ta sytuacja z grudnia 2008 r. była dla oskarżonego trudna. Jednak nawet rodzice, którzy stosują przemoc wobec swoich dzieci, deklarują, że je kochają…
Dziś w sądzie przesłuchana została już po raz drugi Marietta, matka zmarłego Szymonka. Kobieta (obecnie oczekująca kolejnego dziecka) opowiadała o tragicznym zdarzeniu z grudnia 2008 r.
- Słyszeliśmy rano, że Szymon się obudził i marudził – mówiła. – Tomek sam zaproponował, że pójdzie dać mu butelkę z mlekiem to może jeszcze zaśnie. Poszedł więc do pokoju obok. W tym czasie nie słyszałam, by Szymonek płakał, nie słyszałam też żadnych hałasów. Po jakimś czasie Tomek wrócił i powiedział, że mały nie chciał mleka, ale usnął. Tomek zaś wyszedł do fryzjera. Ja po kolejnych kilkudziesięciu minutach usłyszałam kolejne marudzenie synka. Wyjęłam go z łóżeczka, położyłam na kolanach. W rączce miał swój samochodzik, ale się nim nie bawił. Był mocno zaspany. I na moich rękach zasnął więc zaniosłam go do łóżeczka – mówiła z płaczem.
- Dziecko ci na rękach umarło – nie wytrzymał Dariusz R., biologiczny ojciec dziecka, który w sprawie jest oskarżycielem posiłkowym. Do sądu jest doprowadzany z zakładu karnego.
Sędzia upomniała mężczyznę. Marietta kontynuowała.
- Zadzwoniłam jeszcze raz do Tomka, by zapytać czy jeszcze tego dnia do mnie przyjdzie. Stwierdził, że raczej nie, ale poprosiłam, by kupił mleko dla małego i mi przyniósł. Gdy przyszedł, poszłam - już zaniepokojona długim snem dziecka - sprawdzić co się dzieje. Szymonek nie oddychał, wybiegłam na klatkę schodową i wołałam o pomoc. W tym czasie Tomek chyba reanimował Szymonka, ale na pewno nie wiem, bo mnie przy tym nie było.
Sędzia Elżbieta Kosecka – Sobczak chciała wiedzieć, jaką substancję zażyła Marietta, a której ślady wykryto w jej krwi po zatrzymaniu. Kobieta twierdziła, że nie stosowała żadnych leków, oprócz tabletek na uspokojenie, które podała jej po tragedii matka. Leczyła się też później psychiatrycznie i przyjmowała różne leki. Przerwała kurację po ok. dwóch miesiącach, bo ponownie zaszła w ciążę (twierdziła, że to lekarz psychiatra zasugerował jej takie rozwiązanie, ale ciąża była planowana).
- W połowie stycznia br. zaczęłam się spotykać z nowym partnerem i teraz staramy się mieszkać razem – mówiła w sądzie.
Marietta zaprzeczała, jakoby miała używać narkotyków, choć kontakt z nimi miała. Została bowiem skazana za handel narkotykami. Sprzedawała je m.in.…Tomaszowi M. w czasie, gdy jeszcze była związana z Dariuszem R.
Oceny stanu Marietty nie podjęli się obecni dziś na sali sądowej psycholog i psychiatra. Obaj poprosili o wyznaczenie terminu badań.
Natomiast adwokat Tomasza M. wystąpił o uchylenie aresztu tymczasowego dla swojego klienta. Sędzia odrzuciła wniosek tłumacząc, że nie zostali jeszcze przesłuchani wszyscy biegli, a to ich opinie są najważniejsze. Od nich zależy kwalifikacja czynu.
- Istnieje obawa, że oskarżony może utrudniać proces, może unikać stawiania się w sądzie – mówiła sędzia Elżbieta Kosecka-Sobczak. - Areszt tymczasowy zostanie więc przedłużony o kolejne trzy miesiące.
Kolejna rozprawa odbędzie się 30 października.
Dziś biegli z zakresu psychiatrii i psychologii wypowiadali się na temat stanu psychicznego Tomasza M.
- Oskarżony nie jest ani chory psychicznie ani upośledzony umysłowo – mówiła doktor Maria Nesteruk, biegły psychiatra. – Ma zaburzenia depresyjne spowodowane sytuacją i izolacją. Jego intelekt określamy jako niski, choć mężczyzna funkcjonuje jako osoba sprawna intelektualnie. Jak sam przyznaje – kontynuowała dr Nesteruk – od 16 roku życia brał narkotyki, np. amfetaminę, marihuanę. Jednak nie jest od nich uzależniony.
Po zatrzymaniu przez policję Tomasz M. został poddany badaniu na obecność narkotyków w organizmie. Wynik był pozytywny.
- Badanie to jednak nie wykazało, że w dniu zatrzymania był po użyciu narkotyków, tyle, że w ogóle je zażywał – tłumaczyła biegła. – W trakcie czynu nie działał w stanie wzburzenia czy pod wpływem narkotyku.
Tomasz M. przyznał, że po śmierci Szymonka, wieczorem, zapalił marihuanę. Wcześniej był karany za posiadanie narkotyków.
Dziś obrońca oskarżonego, mecenas Józef Borkowski wskazywał na to, że Tomasz M. był emocjonalnie związany z małym Szymonkiem, synem konkubiny. Chciał się dowiedzieć od psychologa, czy w związku z tym, mężczyzna mógł dopuścić się zarzucanego mu czynu.
- Może on reagować impulsywnie w trudnych sytuacjach, ale z przeprowadzonych testów wynika, że tłumi swoją agresję – mówiła podczas wideokonferencji psycholog Zofia Koziarska. – Ciężko stwierdzić czy ta sytuacja z grudnia 2008 r. była dla oskarżonego trudna. Jednak nawet rodzice, którzy stosują przemoc wobec swoich dzieci, deklarują, że je kochają…
Dziś w sądzie przesłuchana została już po raz drugi Marietta, matka zmarłego Szymonka. Kobieta (obecnie oczekująca kolejnego dziecka) opowiadała o tragicznym zdarzeniu z grudnia 2008 r.
- Słyszeliśmy rano, że Szymon się obudził i marudził – mówiła. – Tomek sam zaproponował, że pójdzie dać mu butelkę z mlekiem to może jeszcze zaśnie. Poszedł więc do pokoju obok. W tym czasie nie słyszałam, by Szymonek płakał, nie słyszałam też żadnych hałasów. Po jakimś czasie Tomek wrócił i powiedział, że mały nie chciał mleka, ale usnął. Tomek zaś wyszedł do fryzjera. Ja po kolejnych kilkudziesięciu minutach usłyszałam kolejne marudzenie synka. Wyjęłam go z łóżeczka, położyłam na kolanach. W rączce miał swój samochodzik, ale się nim nie bawił. Był mocno zaspany. I na moich rękach zasnął więc zaniosłam go do łóżeczka – mówiła z płaczem.
- Dziecko ci na rękach umarło – nie wytrzymał Dariusz R., biologiczny ojciec dziecka, który w sprawie jest oskarżycielem posiłkowym. Do sądu jest doprowadzany z zakładu karnego.
Sędzia upomniała mężczyznę. Marietta kontynuowała.
- Zadzwoniłam jeszcze raz do Tomka, by zapytać czy jeszcze tego dnia do mnie przyjdzie. Stwierdził, że raczej nie, ale poprosiłam, by kupił mleko dla małego i mi przyniósł. Gdy przyszedł, poszłam - już zaniepokojona długim snem dziecka - sprawdzić co się dzieje. Szymonek nie oddychał, wybiegłam na klatkę schodową i wołałam o pomoc. W tym czasie Tomek chyba reanimował Szymonka, ale na pewno nie wiem, bo mnie przy tym nie było.
Sędzia Elżbieta Kosecka – Sobczak chciała wiedzieć, jaką substancję zażyła Marietta, a której ślady wykryto w jej krwi po zatrzymaniu. Kobieta twierdziła, że nie stosowała żadnych leków, oprócz tabletek na uspokojenie, które podała jej po tragedii matka. Leczyła się też później psychiatrycznie i przyjmowała różne leki. Przerwała kurację po ok. dwóch miesiącach, bo ponownie zaszła w ciążę (twierdziła, że to lekarz psychiatra zasugerował jej takie rozwiązanie, ale ciąża była planowana).
- W połowie stycznia br. zaczęłam się spotykać z nowym partnerem i teraz staramy się mieszkać razem – mówiła w sądzie.
Marietta zaprzeczała, jakoby miała używać narkotyków, choć kontakt z nimi miała. Została bowiem skazana za handel narkotykami. Sprzedawała je m.in.…Tomaszowi M. w czasie, gdy jeszcze była związana z Dariuszem R.
Oceny stanu Marietty nie podjęli się obecni dziś na sali sądowej psycholog i psychiatra. Obaj poprosili o wyznaczenie terminu badań.
Natomiast adwokat Tomasza M. wystąpił o uchylenie aresztu tymczasowego dla swojego klienta. Sędzia odrzuciła wniosek tłumacząc, że nie zostali jeszcze przesłuchani wszyscy biegli, a to ich opinie są najważniejsze. Od nich zależy kwalifikacja czynu.
- Istnieje obawa, że oskarżony może utrudniać proces, może unikać stawiania się w sądzie – mówiła sędzia Elżbieta Kosecka-Sobczak. - Areszt tymczasowy zostanie więc przedłużony o kolejne trzy miesiące.
Kolejna rozprawa odbędzie się 30 października.
A