UWAGA!

----

„Ważne jest dbanie o siebie i wsłuchiwanie się w swoje potrzeby” (Rok Kobiet, odc. 2)

 Elbląg, „Ważne jest dbanie o siebie i wsłuchiwanie się w swoje potrzeby”  (Rok Kobiet, odc. 2)
Fot. arch. prywatne Doroty Kujawy-Weinke

Co jest potrzebne do zmiany? Jak pandemia wpłynęła na polską szkołę? Dlaczego warto przyglądać się swoim potrzebom i jakimi wskaźnikami nie mierzyć własnej wartości? O tym (a także o książkach, muzyce, długich spacerach i spędzaniu czasu z bliskimi) w kolejnym odcinku naszego cyklu "Rok Kobiet" rozmawiamy z Dorotą Kujawą-Weinke, polonistką w SP nr 21, bibliotekarką, terapeutką, blogerką i autorką projektów edukacyjnych.

- W Twojej branży, jak w wielu innych, miniony rok był pełen zmian, nieprzewidzianych okoliczności itd. Spodziewałaś się kiedykolwiek, że edukacja może tak wyglądać?

- Szkoła wygląda teraz zupełnie inaczej niż przed pandemią. Nie złoszczę się jednak na to, że tak jest. Staram przyjmować pewne rzeczy do wiadomości, do wielu aspektów mojego życia zawodowego podchodzę w sposób informacyjny... Myślę, że ten czas pokazał mojej grupie zawodowej, jak ważna jest elastyczność, dostosowywanie się do nowych warunków.

 

- Zakładamy, że pandemia prędzej czy później się skończy. Ten czas wyzwań zmieni coś na lepsze w edukacji?

- Nie jestem pod tym względem optymistką. Zmiana, aby zaszła, potrzebuje utrwalenia. Od kilku lat zajmuje się zmianą edukacyjną: przyglądam się temu, co dzieje się z człowiekiem w czasie dokonywania zmiany i patrzę na to, jakie zależności tą zmianą kierują. Wydaje mi się, że mi to osobiście pomaga, ale nie sądzę, że tak się stanie z całym środowiskiem nauczycielskim. Za siebie mogę poręczyć i powiedzieć, że tym, co zabiorę ze sobą z edukacji zdalnej, będzie częstsze badanie potrzeb moich uczniów. Ważne jest koncentrowanie się na tym, czego oni naprawdę potrzebują w oparciu o to, co obowiązuje mnie jako nauczycielkę, np. podstawę programową.

Mamy różnych nauczycieli, mniej lub bardziej gotowych na zmiany. Sama kwestia nauczania zdalnego jest o tyle trudna, że niektórym nauczycielom brakuje możliwości, żeby w to wniknąć: przemyśleć choćby kwestie oceniania uczniów w czasie pandemii albo tego, by nie rozciągać nad nimi nieustannej kontroli.

 

- Mamy do czynienia, przy wszystkich mankamentach zdalnej nauki, z niewykorzystaną szansą?

- Zabrakło tu odgórnego wsparcia. Nie mam na myśli dyrektorów, na których zepchnięto wszelkie możliwe zadania związane z poradzeniem sobie z pandemią w szkole. Uważam, że dyrektorzy wykonali ogromną robotę i nie powinni się tym zajmować w taki sposób. Chodzi tu o naszych decydentów, spośród których żaden za bardzo się nie sprawdził. Minister Czarnek rozprawia choćby o odchudzaniu dziewczynek, a słowem się nie zająknie o tym, by odchudzić podstawę programową. Mam wrażenie, że jest ogromna przepaść między tym, jak wygląda prawdziwa szkoła, a tym, co wyobraża sobie ministerstwo na temat szkoły i możliwości osób w niej zatrudnionych.

 

- Zostawmy na chwilę koronawirusa. Dlaczego związałaś swoją zawodową ścieżkę z edukacją?

- Samo „bycie nauczycielem” to nie jest może element jakiejś mojej wielkiej, osobistej wizji. Ja lubię ludzi i lubię z nimi pracować. Myślę, że zawód nauczyciela doskonale się do tego nadaje, by mieć z nimi kontakt, rozmawiać, poznawać ich. To chyba był główny powód. Jeśli chodzi o studia, wybrałam filologię, bo lubię literaturę, lubię czytać i poznawać. Jedyna specjalizacja, która była dostępna, to ta nauczycielska, a dobrze było ją zdobyć - po prostu po to, by móc z czegoś żyć (śmieje się). Właśnie w ramach specjalizacji, co może dziś jest trochę zabawne, groził mi „dodatkowy” egzamin z metodyki. Ten przedmiot był wcześnie rano i jakoś nie było mi po drodze, by na niego trafić... Pani profesor stwierdziła, że albo zaliczę na raty cały rok, albo czekają mnie nieprzyjemne konsekwencje... Właśnie wtedy okazało się, że mam nosa do metodyki, czyli takiego prowadzenia lekcji, który będzie ciekawy i korzystny dla uczniów. Wtedy miałam zwykłą studencką wiedzę, ale towarzyszyła mi już intuicja, jak to robić dobrze.

 

- Cały czas prowadzisz i uczestniczysz w szkoleniach dla nauczycieli, przygotowujesz projekty edukacyjne, organizujesz spotkania. W 2020 otrzymałaś tytuł „Edukator Roku”, m. in. dzięki projektowi Edumiesiąc, którego jesteś współautorką. Skąd masz w sobie energię, żeby ciągle robić coś więcej, szukać nowych pomysłów i zaangażowań? Nie byłoby prościej zatrzymać się na tym, co w Twojej pracy jest absolutnie konieczne?

- Oczywiście, mogłabym to zrobić. Muszę przy tym zaznaczyć, że od roku pracuję tu nad osobistymi granicami, gdy chodzi o mój rozwój zawodowy. Faktycznie, złapałam bakcyla w swojej dziedzinie, a sukcesy zawodowe dają energię, nakręcają nas, powodują, że zwyczajnie bardziej nam się chce angażować. Trzeba tu jednak rozwagi, by, kolokwialnie mówiąc, „nie zajechać się”. Marzec jest dla mnie dość trudny, bo dwa duże projekty nieoczekiwanie zbiegły mi się w czasie. Dlatego już wiem, że w kwietniu poprowadzę tylko jedną konferencję online, bo było to już wcześniej umówione. To będzie jedyne tego rodzaju zaangażowanie na przyszły miesiąc.

Naprawdę ważne jest dbanie o siebie i wsłuchiwanie się w swoje potrzeby. Jasne, że motywatorem mogłyby być pieniądze, które dostanę za dane szkolenie czy webinar, ale pieniądze to nie wszystko. Naszej energii nie da się na nie przeliczyć. Wypaleni nie przekażemy entuzjazmu innym.

 

- Przy organizacji szkoleń, webinarów, projektów, cały czas współpracujesz z innymi. Grupa ludzi skupionych wokół jakiegoś celu to chyba spora pomoc?

- Tak, grupa jest bardzo ważna. Mam wokół siebie wiele osób z różnych miejsc w Polsce i nie tylko, z którymi jestem w stałym kontakcie. Czasem, gdy jadę służbowo na jakąś konferencję, korzystam z okazji i spotykam się z tymi bliskimi mi osobami, niekiedy nawet udaje się nocować u koleżanki zamiast w hotelu. To osoby, które mają podobne zapatrywania na edukację, wyciągają podobne do moich wnioski, choć trzeba zaznaczyć, że na poziomie szczegółów się różnimy. Potrafimy się jednak ze sobą dogadać. Uważamy, że wiele spraw w edukacji powinno wyglądać inaczej, ale przy tym robimy wszystko, żeby się do takich zmian przyczynić.

 

- To jeśli chodzi o sprawy zawodowe. Co wypełnia Twój czas wolny?

- Od roku moim numerem jeden jest ruch. Nie jestem jednak typem sportsmenki, urodziłam się z książką w ręku i wydaje mi się, że ze sportem nie jest mi do twarzy. Jednak bardzo dużo chodzę i w czasie pandemii często wybieram się na spacery z bliskimi mi osobami. Kupujemy kawę na stacji benzynowej, bo na mieście przecież nigdzie nie da się usiąść i potrafimy przedreptać 10 czy 15 km. Można byłoby spotkać się w domu, ale dla nóg i dla głowy dobrze się przewietrzyć.

Prócz tego ważny jest rower. Jeździłam nim do pracy całą zimę, poza tymi dniami, gdy było kilkanaście stopni mrozu. Rower daje pewną odskocznię i niezależność od innych środków transportu. Gdy rano widzę, że pada śnieg, jest oczywiście pokusa, żeby pojechać do szkoły tramwajem, ale nie ulegam jej (śmieje się). Czasem jest to prawdziwe zmaganie, zwłaszcza gdy wieje wiatr, ale można przecież do celu dojechać wolniej. Byle dojechać!

 

- Wspomniałaś o książkach, to również znaczny element Twojego życia...

- Teraz na tapecie jest książka Kasi Tubylewicz „Samotny jak Szwed”. Traktuje o samotności: czym ona jest, i jak Szwedzi ją pojmują. Przez pryzmat ich doświadczeń można zobaczyć, jak do tego tematu podchodzimy w Polsce. Przyglądam się też mocno literaturze dla dzieci i młodzieży, żeby nie wypaść z obiegu i wiedzieć, co teraz się dla nich pisze. Tu przykładem są „Chmury z keczupu” - książka o tym, co się dzieje, gdy dziecko przyczynia się do śmierci innego dziecka.

Nie skupiam się jednak za mocno na samych tytułach. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy czytałam „Zabić drozda”, to musiałabym się chwilę zastanowić. To klasyka, czytałam, ale ja się nie zastanawiam nad tytułami, po prostu pochłaniam kolejne książki...

Lubię też kryminały, thrillery. To takie odmóżdżenie, a z drugiej strony pewien wysiłek, bo staram się podążać za rozwiązaniem zagadki i wcześniej wydedukować, kto jest mordercą. Oprócz tego reportaże: tu z moich ostatnich odkryć wspomnę Ilonę Wiśniewską, autorkę książki „Hen. Na północy Norwegii”. Ostatnio wydała też książkę o jej pobycie na Grenlandii. Cóż, ciągnie mnie do skandynawskich klimatów.

Muszę też mieć wszystko, co wyjdzie spod pióra Jacka Hugo-Badera. Bardzo cenię sobie ten typ reportażu. Czasem czytam książki niezwiązane z czymkolwiek, co mnie interesuje. Na moim stole leży w tej chwili „Atlas nieba”. Potrafię usiąść z tym atlasem, pokartkować, poprzeglądać. Po co? Czasem widząc ciekawą ilustrację, można wpaść na pomysł na ciekawą lekcję...

 

- Jeśli dobrze pamiętam, to kochasz też jazz.

- Tak, to prawda. Nie lubię jednak jednego wykonawcy w jakiś szczególny sposób. To może być składanka, która będzie pogrywała gdzieś w tle. Lubię ten gatunek, bo to muzyka, która kompletnie wyzwala się z jakichś ram, jest tam sporo improwizacji, a improwizacja to chyba moje drugie imię (śmieje się). Jazz oczywiście wymaga, gdy chodzi o granie, pewnej dyscypliny, ale jest w nim też miejsce na „coś z niczego”, na eksperymenty. Pewne wariacje to także mój sposób na życie – żeby nie popaść w nudę.

 

- Rozmawiamy przy okazji cyklu portElu Rok Kobiet. Jak to jest być kobietą we współczesnej Polsce?

- Bycie kobietą w Polsce nie jest proste. Myślę, że muszę się tu odwołać do głosu kobiet obecnego w przestrzeni publicznej od października, głosu, który dotyczy legalizacji aborcji. To są tematy mi bliskie, sama uważam, że kobiety cały czas mają mało przestrzeni, ale... często same jej sobie nie dają. Może dostrzegam to jako osoba, która nosi w sobie pewien bunt? Ja jestem sama, wiodę swoje życie bez mężczyzny, ale potrafię swoją wartość dostrzec bez bycia z mężczyzną. Uważam, że jestem człowiekiem wartościowym bez względu na to, czy ktoś przy mnie jest, czy nie. Widzę, że wiele kobiet jednak ocenia siebie przez pryzmat „bycia przy boku mężczyzny”. Spotkałam jakiś czas temu koleżankę, dawno się nie widziałyśmy, uśmiechnęłam się do niej na powitanie i usłyszałam: „Co, poznałaś kogoś?”. Odpowiedziałam, że nie. Wtedy otrzymałam wyjaśnienie, że pomyślała tak, bo chodzę taka zadowolona. Pomyślałam sobie wtedy, że gdyby mój uśmiech i zadowolenie miał być zależny od bycia z kimś, to byłoby słabe...

Dostrzegam też, że kobiety w Polsce mają zakusy na to, by być wciąż takimi męczennicami. Chcą zupełnie tradycyjnie podchodzić do pewnych obowiązków. To mężczyzna ma prawo przyjść po pracy zmęczony, położyć się, a kobieta powinna uprać, ugotować, odebrać dzieci z przedszkola i wykonać milion innych czynności. To się oczywiście zmienia, nie chcę powiedzieć, że jest tak samo od wieków. Jednak bardzo mocno ciągniemy za sobą te społecznie narzucone role, w które wchodziły nasze mamy czy babcie. Pewne kwestie są wciąż bardzo mocno przypisane do kobiet i nie zastanawiamy się, że coś mogłoby wyglądać inaczej: że mogłabym się stać kimś innym, że mogłabym zasygnalizować, że mam odmienne potrzeby itd. Ciągle podążamy tu biernie za ogółem, „bo tak mnie nauczono”, „bo tak mnie wychowano”.

 

- Skoro wróciła kwestia wychowywania: tym zajmujesz się nie tylko w szkole, ale też w domu.

- Dzieci są bardzo ważne w moim życiu, nie wyobrażam sobie, by ich w nim nie było. To także ogromna lekcja pokory i poznawania samej siebie: jakim jestem człowiekiem, jaką jestem matką... Takie lekcje odbieram ja od swoich dzieciaków. Chętnie ze sobą rozmawiamy, opowiadamy sobie różne rzeczy, wspólnie marzymy – np. gdzie chcielibyśmy pojechać na wakacje, bo być może tym razem nie pojedziemy nigdzie... Razem czytamy, oglądamy coś na Netfliksie, gramy w planszówki... Mamy trochę tych płaszczyzn porozumienia.

Lubimy ze sobą spędzać czas, choć może nie mamy go dla siebie tak bardzo dużo, bo trzeba się w tym czasie zgrać. Zawsze mogłoby go być więcej lub mógłby być lepiej spędzony, ale nie jestem osobą, która lubi się takimi przemyśleniami katować. Raczej wyciągam wnioski, choć to też nie zawsze wychodzi.

 

- Znów wracasz do kwestii dbania o siebie i swoje potrzeby.

- Dokładnie. Owszem, robię sobie codziennie taki prywatny „rachunek sumienia”, choć nie jest to absolutnie związane z religią i Kościołem. Po prostu przyglądam się temu, co wyszło, co nie, co chciałabym poprawić. To taka informacja zwrotna dla mnie samej, a nie pielęgnowanie wyrzutów sumienia. Naprawdę ważne jest analizowanie swoich potrzeb. Taka refleksja pomaga przyjrzeć się, po co dana rzecz jest mi potrzebna, czy jestem z czegoś zadowolona, czy nie. Prowadzę sobie nawet notes, w którym piszę roczne, miesięczne, dziennie cele. Teraz trochę to zaniedbałam, ale z drugiej strony poświęcam czas na „celebrowanie wdzięczności”. Zapisuję sobie, za co jestem wdzięczna - innym i sobie. To też mnie rozwija i pomaga, zwłaszcza w tym czasie napięć koronawirusowych – poprawia relacje z innymi i daje z tych relacji więcej satysfakcji.

 

- Dużo uwagi poświęcasz osobistemu i zawodowemu rozwojowi. Przenosisz to podejście na innych, np. na dzieci czy uczniów?

- Staram się o tym mówić, staram się jednocześnie tego nie narzucać. Rozmawiam o tym z innymi, jasne, ale nie mam podejścia typu: „Tak jest dobrze, ja tak robię, wy też powinniście tak zrobić”.

 

Kolejną postać w cyklu "Rok kobiet" przedstawimy na portEl.pl 3 kwietnia

rozmawiał Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Dziś jest MARSZ WOLNOŚCI ! ! ! - uwolnijmy nasze szkoły od tych zbrodniczych marionetek na usługach banksterki i korporacji!
  • Z przyjemnoscią przeczytałam i cieszę się, że są takie osoby w moim mieście. Serdecznie pozdrawiam.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    13
    10
    zając(2021-03-20)
  • Bardzo ciekawy wywiad z inteligentną dziewczyną i nowoczesną nauczycielką. Szkoda, ze nie mogę juz chodzić do podstawówki, bo jestem na emeryturze. Słuchanie jazzu przez kobiety to rzadkość i kolejny plus dla tej pani. Duzo zdrowia i zapału do pracy z dziećmi. Mam nadzieje, że minister Czarnek nie zniechęci panią do tego zawodu.
  • Pieprzenie w bambus. Przez takich nauczycieli rośnie nam pokolenie słabiaków. Na w-fie za ciężko, prac domowych za dużo, co drugi to dyslektyk, dysortografik, aspergerowiec i takich tam pełno. Każdemu zapewnij indywidualne podejście, terapię, godnościową samoocenę a później w życiu nieudacznicy z pretensjami do życia. Nie nauczeni radzić sobie ze stresem, sytuacją trudną czy zwykłą brutalnością życia społecznego czy zawodowego. Daj mu i załatw za niego. Wiecznie nowatorskie programy, projekty i szkolenia, z których niewiele wynika poza nabijaniem kabzy firmom szkoleniowym, trenerom i podnoszeniem ego szkolonych i szkolących. Czy ktoś policzył może na ilu uczniów w latach 70-80 tych przypadało psychologów, pedagogów, terapeutów a ilu jest tych specjalistów dziś. Tysiące dzieci chodziło wtedy do szkół chyba były jakieś "inne". Dziwne, że dały radę w życiu bez tych wszystkich -listów.
  • @przeczz? - Ten komentarz świadczy, że jego autor z czymś sobie nie radzi. Życzę obniżenia poziomu frustracji.
  • Wybieracie sobie władzę, która ma Was za nic, a później, co tydzień marsze. .. zmęczony już tym jestem. W dniu wyborów zastanów się 10 razy na kogo zagłosować to nie będzie trzeba marszów robić.
  • ,, Minister Czarnek rozprawia choćby o odchudzaniu dziewczynek''Ktokolwiek kto choć raz podczas przerwy był w szkole na przerwie międzylekcyjnej wie że Przemysław Czarnek ma 100% racji.
  • @przeczz? - Wypada zgodzić się z każdym słowem i każdym zdaniem.
  • @przeczz? - Oczywiście psycholog to wówczas sporadyczność ale każdemu pracę zapewniało państwo, myślenia kreatywnego nie wymagano, lepsze stanowiska były obsadzane z góry dziećmi, znajomkami, sport to główna i tolerowana rozrywka przy czym rzadko idzie w parze z inteligencją. Gdy ktoś był indywidualistą marzył o wyjeździe za granicę aby nie mówić i nie myśleć tak jak wszyscy. Nawet wiki będąc zwierzętami stadnymi mają tylko jedno miejsce w watasze dla przywódcy, inne silne osobowości opuszczają stado i polują samemu ale myśliwa w czerwonym kapturku potrafi napisać wilk żyjący poza stadem jest chory psychicznie. .. .a gówno prawda [końcowe dwa wyrazy to cyt. z filmu; )]
  • Niestety taka jest prawda o polskiej szkole, dzieci, młodzież, studentów uczymy o wszystkim a tak naprawdę o niczym. Brawo za odwagę.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    7
    2
    Nauczyciel(2021-03-20)
  • Olo1 - pracujesz u Obajtka ?
  • Wreszcie jakaś nauczycielka, która nie jęczy i nie biadoli. Zdrówka!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    17
    2
    Jacuch(2021-03-20)
Reklama