Mecenas Lech Obara, który prowadzi szereg spraw byłych pracowników sieci Biedronka, chce zwiększyć kwotę roszczeń swoich klientów. - Były pracodawca powinien zapłacić za ciężką pracę, o której nie było nic w umowach - tłumaczy prawnik.
W elbląskim okręgowym sądzie pracy odbyło się kolejne posiedzenie w sprawie, jaką Bogusława T. wytoczyła firmie Jeronimo Martins. W sklepie Biedronki w Pasłęku kobieta pracowała przez ponad 5 lat. Podobnie, jak w sprawie Bożeny Łopackiej, prawnik firmy wniósł dziś m.in. o wezwanie kolejnych świadków i ekspertyzy biegłych.
Te wnioski spotkały się ze sprzeciwem mec. Obary. Poparli go też obecni na posiedzeniu przedstawiciele: Stowarzyszenia Poszkodowanych Przez Wielkie Sieci Handlowe oraz prokuratury okręgowej, która włączyła się do trwających w elbląskim sądzie spraw byłych pracowników Biedronki.
- Następni świadkowie oraz opinie biegłych nie są potrzebne - przekonuje Lech Obara. - Wszystko jest już jasne. Wiadomo, że istniał system wyzysku pracowników i że nie płacono za godziny nadliczbowe. Kolejne wnioski strony przeciwnej zmierzają jedynie do wydłużenia procesu.
W związku z zachowaniem pełnomocników Jeronimo Martins Obara zamierza też zwiększyć kwotę, jakiej żąda jego klientka i inni byli pracownicy Biedronki, których interesy reprezentuje w sądzie.
- Aby wykorzystać czas, o który postępowanie się przedłuża, przygotowujemy odpowiednie pismo procesowe - mówi prawnik. - Nasze roszczenia chcemy rozszerzyć o dodatkowe wynagrodzenie za wykonaną, a nie zapisaną w umowie, pracę. 3/4 etatu i najniższej pensji, które Jeronimo Martins oferowało większości pracownikom, było wynagrodzeniem za lekką pracę. Tymczasem ci ludzie faktycznie wykonywali ciężką pracę tragarza towaru.
Pełnomocnik właściciela sieci Biedronka nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Nie zgodził się też na proponowaną przez sąd ugodę z Bogusławą T. W sklepie w Pasłęku kobieta była zatrudniona jako kasjer – sprzedawca. Zamiast sześciu godzin, jak twierdzi, pracowała 11 i więcej godzin dziennie i razem z koleżankami musiała rozładowywać przywożone tirami palety z towarami.
Na razie za pracę po godzinach Bogusława T. domaga się prawie 55 tysięcy złotych. Na kolejnych posiedzeniach, które odbędą się 26 i 27 października, sąd chce przesłuchać kolejną grupę świadków, byłą kierowniczkę rejonu oraz osoby, które pracowały w tym samym sklepie, co Bogusława T.
Te wnioski spotkały się ze sprzeciwem mec. Obary. Poparli go też obecni na posiedzeniu przedstawiciele: Stowarzyszenia Poszkodowanych Przez Wielkie Sieci Handlowe oraz prokuratury okręgowej, która włączyła się do trwających w elbląskim sądzie spraw byłych pracowników Biedronki.
- Następni świadkowie oraz opinie biegłych nie są potrzebne - przekonuje Lech Obara. - Wszystko jest już jasne. Wiadomo, że istniał system wyzysku pracowników i że nie płacono za godziny nadliczbowe. Kolejne wnioski strony przeciwnej zmierzają jedynie do wydłużenia procesu.
W związku z zachowaniem pełnomocników Jeronimo Martins Obara zamierza też zwiększyć kwotę, jakiej żąda jego klientka i inni byli pracownicy Biedronki, których interesy reprezentuje w sądzie.
- Aby wykorzystać czas, o który postępowanie się przedłuża, przygotowujemy odpowiednie pismo procesowe - mówi prawnik. - Nasze roszczenia chcemy rozszerzyć o dodatkowe wynagrodzenie za wykonaną, a nie zapisaną w umowie, pracę. 3/4 etatu i najniższej pensji, które Jeronimo Martins oferowało większości pracownikom, było wynagrodzeniem za lekką pracę. Tymczasem ci ludzie faktycznie wykonywali ciężką pracę tragarza towaru.
Pełnomocnik właściciela sieci Biedronka nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Nie zgodził się też na proponowaną przez sąd ugodę z Bogusławą T. W sklepie w Pasłęku kobieta była zatrudniona jako kasjer – sprzedawca. Zamiast sześciu godzin, jak twierdzi, pracowała 11 i więcej godzin dziennie i razem z koleżankami musiała rozładowywać przywożone tirami palety z towarami.
Na razie za pracę po godzinach Bogusława T. domaga się prawie 55 tysięcy złotych. Na kolejnych posiedzeniach, które odbędą się 26 i 27 października, sąd chce przesłuchać kolejną grupę świadków, byłą kierowniczkę rejonu oraz osoby, które pracowały w tym samym sklepie, co Bogusława T.
SZ