W związku z opublikowanym przez portEl wywiadem z Lechem Słodownikiem, przez nasze łamy przetoczyła się dyskusja, której jeden z wątków sprowadzał się do zadanego w tytule pytania. Rzecz tyczy oczywiście tego czy Elbląg w lutym 1945 roku został wyzwolony, czy zdobyty?
Od czasów jak sięgam pamięcią, a więc niestety dość długo, we wszystkich oficjalnych doniesieniach mówiło się zawsze o wyzwoleniu Elbląga przez Armię Czerwoną. To samo stwierdzenie powtórzone zostało także w ostatniej informacji Urzędu Miasta na temat dorocznych obchodów tego wydarzenia.
Jeśli trzymać się słownikowego znaczenia, to wyzwolenie oznacza odzyskanie niepodległości. Szkopuł w tym, że Elbląg w lutym 45 roku nie był przez nikogo okupowany, a jego związki z Koroną sprzed paruset lat i nie mają z punktu widzenia prawa międzynarodowego żadnego znaczenia.
Wytężmy bowiem wyobraźnię i przedstawmy sobie, że nasza armia z jakiegoś powodu zajmuje Wilno, albo Lwów (obu miast raczej nie dałaby rady) i co wtedy? Byłoby to wyzwolenie i powrót do macierzy, czy tylko zwykłe zdobycie? Otóż oficjalna propaganda (w tym bardzo hipotetycznym i przyznaję dość głupim przykładzie) zapewne trzymałaby się pierwszego wariantu, ale de facto byłoby to zdobycie ponieważ oba te miasta podobnie jak Elbląg 65 lat temu jako żywo nie wyglądają na okupowane. Co prawda smaczku całej sprawie dodaje to, że dokładnie w tym samym czasie kiedy w Elblągu cichły strzały, to w odległej Jałcie właśnie odbierano Polsce rzeczony Lwów i Wilno, przyznając w zamian między innymi Elbląg. Ale nawet gdyby Stalin, Roosevelt i Churchill zdążyli złożyć stosowne podpisy przed zajęciem Elbląga, to trzeba by było dokonywać dużej ekwilibrystyki prawnej, żeby udowodnić, że było to wyzwolenie.
Nie bójmy się więc słowa „zdobycie”. To nie my, Polacy, rozpętaliśmy tę wojnę i nie my rozdawaliśmy karty w Jałcie kiedy walki dobiegały końca. Nie mamy żadnych powodów, żeby unikać nazywania rzeczy po imieniu, oszukiwać samych siebie. Przecież myśmy się tu nie prosili! Paradoksalnie Elbląg mógł wrócić, jak to niektórzy lubią ujmować, do macierzy w efekcie wojny rozpętanej prze Hitlera i Stalina. To za sprawą arbitralnych decyzji wielkich mocarstw, a nie śladowych związków z Polską, Elbląg znowu znalazł się w granicach Rzeczpospolitej.
W polskiej racji stanu, a w szczególności w interesie nas elblążan leży, żeby ziemie odebrane III Rzeszy i przekazane nam w Jałcie tytułem rekompensaty, nigdy już nie zmieniły właściciela. Celu tego nie osiągniemy przy pomocy tanich, propagandowych chwytów rodem z minionej epoki. Tu potrzebne jest wytężone, pozytywistyczne działanie i udowodnienie sobie i całemu światu, że jesteśmy godnymi następcami wielu pokoleń Niemców, ale także i Anglików, Żydów, Polaków, Holendrów, którzy z powodzeniem gospodarzyli na tych ziemiach do 45 roku.
Jeśli trzymać się słownikowego znaczenia, to wyzwolenie oznacza odzyskanie niepodległości. Szkopuł w tym, że Elbląg w lutym 45 roku nie był przez nikogo okupowany, a jego związki z Koroną sprzed paruset lat i nie mają z punktu widzenia prawa międzynarodowego żadnego znaczenia.
Wytężmy bowiem wyobraźnię i przedstawmy sobie, że nasza armia z jakiegoś powodu zajmuje Wilno, albo Lwów (obu miast raczej nie dałaby rady) i co wtedy? Byłoby to wyzwolenie i powrót do macierzy, czy tylko zwykłe zdobycie? Otóż oficjalna propaganda (w tym bardzo hipotetycznym i przyznaję dość głupim przykładzie) zapewne trzymałaby się pierwszego wariantu, ale de facto byłoby to zdobycie ponieważ oba te miasta podobnie jak Elbląg 65 lat temu jako żywo nie wyglądają na okupowane. Co prawda smaczku całej sprawie dodaje to, że dokładnie w tym samym czasie kiedy w Elblągu cichły strzały, to w odległej Jałcie właśnie odbierano Polsce rzeczony Lwów i Wilno, przyznając w zamian między innymi Elbląg. Ale nawet gdyby Stalin, Roosevelt i Churchill zdążyli złożyć stosowne podpisy przed zajęciem Elbląga, to trzeba by było dokonywać dużej ekwilibrystyki prawnej, żeby udowodnić, że było to wyzwolenie.
Nie bójmy się więc słowa „zdobycie”. To nie my, Polacy, rozpętaliśmy tę wojnę i nie my rozdawaliśmy karty w Jałcie kiedy walki dobiegały końca. Nie mamy żadnych powodów, żeby unikać nazywania rzeczy po imieniu, oszukiwać samych siebie. Przecież myśmy się tu nie prosili! Paradoksalnie Elbląg mógł wrócić, jak to niektórzy lubią ujmować, do macierzy w efekcie wojny rozpętanej prze Hitlera i Stalina. To za sprawą arbitralnych decyzji wielkich mocarstw, a nie śladowych związków z Polską, Elbląg znowu znalazł się w granicach Rzeczpospolitej.
W polskiej racji stanu, a w szczególności w interesie nas elblążan leży, żeby ziemie odebrane III Rzeszy i przekazane nam w Jałcie tytułem rekompensaty, nigdy już nie zmieniły właściciela. Celu tego nie osiągniemy przy pomocy tanich, propagandowych chwytów rodem z minionej epoki. Tu potrzebne jest wytężone, pozytywistyczne działanie i udowodnienie sobie i całemu światu, że jesteśmy godnymi następcami wielu pokoleń Niemców, ale także i Anglików, Żydów, Polaków, Holendrów, którzy z powodzeniem gospodarzyli na tych ziemiach do 45 roku.