
Kamienne klocki, blaszane bączki, pozytywki, metalowe zestawy do składania samolotów, miniaturowe maszyny parowe, a nade wszystko lalki i liczne akcesoria dla nich - nawet części zamienne oraz peruki. Takimi zabawkami cieszyli się mali elblążanie na przestrzeni wieków. Skąd o tym wiemy? Z ogłoszeń prasowych, w których sprzedawcy, ale i procudenci reklamowali swój towar. Ręka w górę, kto wiedział, że Adolf Neufeldt, właściciel fabryki wyrobów blaszanych i emaliowanych wyszedł i do małego klienta?
Czym bawili sie mali elblążanie przed wiekami? Pierwsze ogłoszenie prasowe dotyczyło hełmu dla maluszków. Były też kuleczki do gry oraz pistoleciki. Z czasem na rynku zagościły miniatury maszyn parowych, koniki na biegunach (w różnych pozycjach - w biegu, stojące, na kółkach), makiety samolotów - początkowo z tektury do sklejania, później metalowych - do skręcania. Pierwsze ogłoszenie o sprzedaży pluszowych misiów pojawiło się dopiero w roku 1912, a przez lata niesłabnącą popularnością cieszyły się lalki oraz akcesoria specjalnie dla nich przygotowane.
- Kiedyś zabawki były wykonywane solidnie, a jak się zepsuły to się naprawiano w tzw. klinikach - opowiadał Piotr Adamczyk. - Pod koniec XIX w. popularna była Puppenklinik pani Pomeranz, która handlowała owocami, ale także zajmowała się naprawianiem lalek. W tamtych czasach popularne były zakłady, które oferowały części zamienne do lalek. Zdarzało się, że nawet peruki.
Co oprócz zabawek cieszyło małych elblążan? Książki, gry planszowe, hitem były klocki kamienne.
- Te Richtera wykonane z piaskowca miały szeroki zasięg, o czym świadczy instrukcja napisana w wielu językach m.in. angielskim, francuskim, polskim, ale i w arabskim - wskazywał Piotr Adamczyk.
Na zabawkowy rynek wkraczali też przedsiębiorcy, którzy generalnie zajmowali się produkcją użytecznych przedmiotów dla dorosłych. Na rynek trafiały wiklinowe wózki dla lalek, a do małego klienta wyszedł nawet Adolf Neufeldt, właściciel fabryki wyborów blaszanych i emaliowanych.
- Co mógł zaoferować? - zastanawiał się dziś elbląski muzealnik. - Może żołnierzyki, może zestawy garnków dla lalek?
Dopiero pod koniec XIX wieku zaczęto zauważać, że dziecko to nie mały - dorosły, a istota indywidualna, która ma swoje specyficzne potrzeby.Do małych odbiorców skierowane były oferty np. fotografów, którzy w środy robili zdjęcia tylko małym klientom, a w prasie ogłoszenia o festynach.
- W 1941 r. zrobiło się głośno o akcji zbierana zabawek dla dzieci zorganizowanej przez Hitlerjugend - mówił Piotr Adamczyk. - Zebrano ok. 29 tys. przedmiotów, wśród których były m.in indiańskie wigwamy, modele samolotów, ale i miniatury Bramy Targowej. Zorganizowano nawet wystawę, bo zbiórka przyniosła ogromną liczbę zabawek w 70 - tysięcznym mieście.

Po spotkaniu dyskutowano o zabawkach. Wspominano, kto odlewał samodzielnie w domu ołowiane żołnierzyki, a komu dziadek wystrugał karabin na wzór ruskiej pepeszy. Można było również zobaczyć oryginalne zabawki dawnych elblążan, m.in. porcelanową lalkę (w stanie co prawda opłakanym) czy misia, który ma z 80 lat.
Piotr Adamczyk poszerza swoją wiedzę dotyczącą gier i zabaw dawnych elblążan i zaprasza do współpracy wszystkich, którzy w swoich archiwach domowych mają zabawki lub chociaż zdjęcia sprzed dziesięcioleci. Tak, by zbudować obraz dzieciństwa przodków. - Może kto ma i chciałby wypożyczyć np. tarcze szkolne - pyta muzealnik.
Pomocą w poznaniu "małej" sfery życia służą znakomicie wspomnienia i fotografie elblążan urodzonych przed 1945 rokiem, nagrane przez elbląskie muzeum i zdygitalizowane w ramach projektu „Świadectwa”. Warto przyjść do muzeum i zapoznać się z tym spadkiem po przodkach.