Jeden torebkę z suszem znalazł na terenie szkoły i pomyślał, że to tytoń. Inni skonstruowali specjalną butelkę po to, żeby zapalić zakupiony susz. Byli ciekawi i chcieli, żeby po prostu było wesoło. Przed Sądem Okręgowym zeznawali kolejni świadkowie w procesie mężczyzny oskarżonego o handel dopalaczami.
Byliśmy ciekawi
- Poszliśmy do sklepu, to znaczy ja poszedłem, wtedy był on chyba na ul. Królewieckiej. Nie pamiętam jak się nazywał. Poszedłem po dopalacze, wiedziałem, że tam są, bo wszędzie o tym mówili – opowiadał swoją historię podczas dzisiejszej (25 lutego) rozprawy Kamil Sz., jeden ze świadków. - W sklepie kobieta zapytała mnie o dowód, nie pokazałem go, odpowiedziałem, że jestem pełnoletni.
Nastolatek kupił torebeczkę za około 20 zł, w środku był susz.
- Każdy wiedział, że to się pali, choć na wierzchu była nazwa "zapach do kwiatów" – mówił.
Razem z kolegami poszedł na dworzec PKP, żeby zapalić to, co kupił. Nastolatkowie wyciągnęli przygotowaną wcześniej konstrukcję z butelki (informację, jak ją zrobić znaleźli w Internecie), wsypali część suszu i zaciągnęli się dymem. Kamil stracił przytomność.
- Kiedy się ocknąłem pojawiła się policja, karetka. Pojechałem do szpitala – opowiadał przed sądem nastolatek. Na drugi dzień poszkodowany czuł się "dziwnie", był osłabiony.
Jak wyjaśniał nigdy wcześniej nie próbował dopalaczy, a spróbował, bo chciał "tylko się pośmiać".
Razem z nim i kilkoma innymi osobami był również Wojciech W. Jak opowiadał wziął tylko jednego "macha".
- Jak zażyłem dopalacz poczułem się źle, zaczęło mi się kręcić w głowie, ale nie wymiotowałem. Usiadłem na ziemi, przyjechała policja i karetka, nie pamiętam dokładnie, co działo się w szpitalu, dostałem kroplówkę – mówił poszkodowany. - Zażyłem to z ciekawości, nie wiedziałem, jakie będą skutki.
Myślałem, że to tytoń
- W naszej szkole, a wtedy chodziłem do technikum, można było usłyszeć, że ktoś się po tym fajnie czuje, że ma "fajny odlot". Była kiedyś taka sytuacja, że ktoś coś kiedyś zapalił i uderzał w ścianę, druga osoba zemdlała – mówił Wojciech Sz., kolejny świadek. - W miejscu, gdzie paliło się papierosy, znalazłem na ziemi woreczek i stwierdziłem, że w środku jest tytoń. Poszedłem na most, wbiłem to do lufki i zapaliłem. Początkowo nic mi nie było, a potem zaczęło mi pulsować w głowie.
Wojciech poczuł się źle, więc powiedział o tym rodzicom. Pojechali do poradni, a po drodze zaczął mu sztywnieć język i nogi, czuł się dziwnie, z czasem tętno wzrosło mu do 150- 160 uderzeń na minutę. Nastolatka przewieziono do szpitala, tam usłyszał, że albo przeżyje, albo nie, bo nie wiadomo, co właściwie zażył. Po trzech godzinach wrócił do domu, na szczęście wszystko się dobrze skończyło.
Dziś (25 lutego) mówił, że nie wiedział, że substancja, którą zażył mogła być dopalaczem, ale wiedział, że takie mogą być reakcje.
Kolejne rozprawy odbędą się w marcu.
W lipcu 2014 r. sklep z "pachnącymi" specyfikami pojawił się na ul. Zw. Jaszczurczego. Na początku tego roku zakończył działalność.
Jak wyjaśnia Marek Jarosz, szef elbląskiego sanepidu, pomogły wspólne kontrole, przeprowadzane z policją i CBŚ.
- Na pewno nie można tego faktu przeceniać, bo dystrybucja aż tak nie ucierpi, a dotrze innymi kanałami. Tego należy się spodziewać – dodał Marek Jarosz.
- Poszliśmy do sklepu, to znaczy ja poszedłem, wtedy był on chyba na ul. Królewieckiej. Nie pamiętam jak się nazywał. Poszedłem po dopalacze, wiedziałem, że tam są, bo wszędzie o tym mówili – opowiadał swoją historię podczas dzisiejszej (25 lutego) rozprawy Kamil Sz., jeden ze świadków. - W sklepie kobieta zapytała mnie o dowód, nie pokazałem go, odpowiedziałem, że jestem pełnoletni.
Nastolatek kupił torebeczkę za około 20 zł, w środku był susz.
- Każdy wiedział, że to się pali, choć na wierzchu była nazwa "zapach do kwiatów" – mówił.
Razem z kolegami poszedł na dworzec PKP, żeby zapalić to, co kupił. Nastolatkowie wyciągnęli przygotowaną wcześniej konstrukcję z butelki (informację, jak ją zrobić znaleźli w Internecie), wsypali część suszu i zaciągnęli się dymem. Kamil stracił przytomność.
- Kiedy się ocknąłem pojawiła się policja, karetka. Pojechałem do szpitala – opowiadał przed sądem nastolatek. Na drugi dzień poszkodowany czuł się "dziwnie", był osłabiony.
Jak wyjaśniał nigdy wcześniej nie próbował dopalaczy, a spróbował, bo chciał "tylko się pośmiać".
Razem z nim i kilkoma innymi osobami był również Wojciech W. Jak opowiadał wziął tylko jednego "macha".
- Jak zażyłem dopalacz poczułem się źle, zaczęło mi się kręcić w głowie, ale nie wymiotowałem. Usiadłem na ziemi, przyjechała policja i karetka, nie pamiętam dokładnie, co działo się w szpitalu, dostałem kroplówkę – mówił poszkodowany. - Zażyłem to z ciekawości, nie wiedziałem, jakie będą skutki.
Myślałem, że to tytoń
- W naszej szkole, a wtedy chodziłem do technikum, można było usłyszeć, że ktoś się po tym fajnie czuje, że ma "fajny odlot". Była kiedyś taka sytuacja, że ktoś coś kiedyś zapalił i uderzał w ścianę, druga osoba zemdlała – mówił Wojciech Sz., kolejny świadek. - W miejscu, gdzie paliło się papierosy, znalazłem na ziemi woreczek i stwierdziłem, że w środku jest tytoń. Poszedłem na most, wbiłem to do lufki i zapaliłem. Początkowo nic mi nie było, a potem zaczęło mi pulsować w głowie.
Wojciech poczuł się źle, więc powiedział o tym rodzicom. Pojechali do poradni, a po drodze zaczął mu sztywnieć język i nogi, czuł się dziwnie, z czasem tętno wzrosło mu do 150- 160 uderzeń na minutę. Nastolatka przewieziono do szpitala, tam usłyszał, że albo przeżyje, albo nie, bo nie wiadomo, co właściwie zażył. Po trzech godzinach wrócił do domu, na szczęście wszystko się dobrze skończyło.
Dziś (25 lutego) mówił, że nie wiedział, że substancja, którą zażył mogła być dopalaczem, ale wiedział, że takie mogą być reakcje.
Kolejne rozprawy odbędą się w marcu.
W lipcu 2014 r. sklep z "pachnącymi" specyfikami pojawił się na ul. Zw. Jaszczurczego. Na początku tego roku zakończył działalność.
Jak wyjaśnia Marek Jarosz, szef elbląskiego sanepidu, pomogły wspólne kontrole, przeprowadzane z policją i CBŚ.
- Na pewno nie można tego faktu przeceniać, bo dystrybucja aż tak nie ucierpi, a dotrze innymi kanałami. Tego należy się spodziewać – dodał Marek Jarosz.
mw