Przed elbląskim sądem odbyła się kolejna rozprawa z powództwa Banku PKO SA przeciwko byłemu proboszczowi parafii św. Jerzego, Janowi H.
Do elbląskiego sądu wpłynął pozew Banku PKO S.A. przeciwko księdzu Janowi H. o odszkodowanie z tytułu poniesionych przez bank strat z tytułu zaciągniętego i niespłaconego przez niego kredytu w wysokości 650 tys. złotych. Bank nie domaga się od Jana H. zwrotu kredytu, a jedynie odszkodowania, ponieważ pozwany zaciągnął kredyt w imieniu parafii św. Jerzego.
- Gdyby nie Jan H., parafia nie zaciągnęłaby kredytu - tłumaczyła pełnomocnik PKO S.A.
Jan H. nie poczuwa się natomiast do odpowiedzialności.
- Wnoszę o oddalenie powództwa wobec mojej osoby, ponieważ ja jako Jan H. nie zaciągałem żadnej pożyczki w powodowym banku - bronił się Jan H.
Nie jest tajemnicą, co wielokrotnie podkreślał ksiądz Jan H., że kredyty i pożyczki zaciągał za pozwoleniem elbląskiego biskupa i na rzecz inwestycji prowadzonych przez parafię św. Jerzego. A parafia prowadziła w sumie 16 różnych inwestycji - m.in. budowę hospicjum, domu samotnej matki, przebudowę przedszkola katolickiego, szkoły katolickiej, domu biskupa, domu parafialnego i kaplicy przy ul. Ułańskiej. Jan H. prowadził ponadto cztery sklepy - dwa mięsne, spożywczy i meblarski. Były proboszcz parafii Św. Jerzego nie prowadził jednak dokumentacji swoich inwestycji i nie sposób szczegółowo ustalić, na co przeznaczał kolejne pożyczki. Trudno tym samym ustalić, na co zostały przeznaczone pieniądze pożyczone z PKO S.A. Wiadomo jedynie, że parafia zwróciła bankowi 150 z 650 tys. złotych.
Podczas dzisiejszej rozprawy został przesłuchany kanclerz kurii Diecezji Elbląskiej Zdzisław B., który uczestniczył w wielu rozmowach prowadzonych przez przedstawicieli banku i parafii. Jak twierdzi kanclerz, w spotkaniach tych uczestniczył także Jan H..
- Ksiądz H. może nie pamiętać szczegółów tych rozmów, ponieważ zdarzało się, że przychodził na nie pod wpływem alkoholu - mówił świadek. - Wiedziałem o pożyczce z PKO S.A., jednak nie znałem jej przeznaczenia. Podczas jednego z spotkań hipotetycznie rozważano, że zostanie ona przeznaczona na budowę stacji benzynowej. Później już nie poruszano tego tematu. Podczas jeszcze innego spotkania z przedstawicielami banku dowiedziałem się, że pożyczka miała być przeznaczona na polepszenie sytuacji sklepów, które należały do parafii. Pieniądze te jednak, jak wynikało z rozmowy z bankowcami, nigdy tam nie trafiły.
Na pytanie sędziego "skąd wobec tego parafia miała pieniądze na inwestycje, skoro nie pochodziły one z pożyczki?" kanclerz kurii odpowiedział, że z datków wiernych i wpływów ze sklepów.
Kanclerz był także świadkiem rozmowy między biskupem Andrzejem Śliwińskim a Janem H. na temat opóźnień w spłacie kredytu.
- Ksiądz Jan H. oszukał nawet biskupa, ponieważ powiedział mu, że pieniądze do banku już wysłał, tylko zanim one doszły, to bank już wysłał upomnienie - mówił świadek.
W 1993 roku biskup powołał specjalną komisję, która miała dowiedzieć się, na co została przeznaczona pożyczka z PKO S.A.
- Na pytanie, co się stało z tymi pieniędzmi Jan H. odpowiedział, że to jego prywatna sprawa - dodaje kanclerz. - Do dnia dzisiejszego nie wiadomo tak naprawdę, na co poszły te pieniądze. Chodzą także plotki, że ktoś z PKO S.A. wziął łapówkę za przyznanie tego kredytu.
Po przesłuchaniu kanclerza kurii głos ponownie zabrał Jan H., zwracając się bezpośrednio do świadka.
- A niech ksiądz powie, czy nie mieszkał ze mną jakiś czas? - pytał oburzony Jan H. - A czy wtedy ksiądz też nie wylewał za kołnierz...?
Sędzia Arkadiusz Kuta nie dopuścił jednak do dalszej dyskusji. Sprawę, na którą zostaną wezwani kolejni świadkowie, odroczył do maja.
O pożyczkach zaciągniętych przez księdza Jana H. i procesach z tym związanych przeczytasz także artykuły: "Diecezja w sanacyjnym stylu", "Jak w czeskim filmie", a także "Przesłuchany biskup."
- Gdyby nie Jan H., parafia nie zaciągnęłaby kredytu - tłumaczyła pełnomocnik PKO S.A.
Jan H. nie poczuwa się natomiast do odpowiedzialności.
- Wnoszę o oddalenie powództwa wobec mojej osoby, ponieważ ja jako Jan H. nie zaciągałem żadnej pożyczki w powodowym banku - bronił się Jan H.
Nie jest tajemnicą, co wielokrotnie podkreślał ksiądz Jan H., że kredyty i pożyczki zaciągał za pozwoleniem elbląskiego biskupa i na rzecz inwestycji prowadzonych przez parafię św. Jerzego. A parafia prowadziła w sumie 16 różnych inwestycji - m.in. budowę hospicjum, domu samotnej matki, przebudowę przedszkola katolickiego, szkoły katolickiej, domu biskupa, domu parafialnego i kaplicy przy ul. Ułańskiej. Jan H. prowadził ponadto cztery sklepy - dwa mięsne, spożywczy i meblarski. Były proboszcz parafii Św. Jerzego nie prowadził jednak dokumentacji swoich inwestycji i nie sposób szczegółowo ustalić, na co przeznaczał kolejne pożyczki. Trudno tym samym ustalić, na co zostały przeznaczone pieniądze pożyczone z PKO S.A. Wiadomo jedynie, że parafia zwróciła bankowi 150 z 650 tys. złotych.
Podczas dzisiejszej rozprawy został przesłuchany kanclerz kurii Diecezji Elbląskiej Zdzisław B., który uczestniczył w wielu rozmowach prowadzonych przez przedstawicieli banku i parafii. Jak twierdzi kanclerz, w spotkaniach tych uczestniczył także Jan H..
- Ksiądz H. może nie pamiętać szczegółów tych rozmów, ponieważ zdarzało się, że przychodził na nie pod wpływem alkoholu - mówił świadek. - Wiedziałem o pożyczce z PKO S.A., jednak nie znałem jej przeznaczenia. Podczas jednego z spotkań hipotetycznie rozważano, że zostanie ona przeznaczona na budowę stacji benzynowej. Później już nie poruszano tego tematu. Podczas jeszcze innego spotkania z przedstawicielami banku dowiedziałem się, że pożyczka miała być przeznaczona na polepszenie sytuacji sklepów, które należały do parafii. Pieniądze te jednak, jak wynikało z rozmowy z bankowcami, nigdy tam nie trafiły.
Na pytanie sędziego "skąd wobec tego parafia miała pieniądze na inwestycje, skoro nie pochodziły one z pożyczki?" kanclerz kurii odpowiedział, że z datków wiernych i wpływów ze sklepów.
Kanclerz był także świadkiem rozmowy między biskupem Andrzejem Śliwińskim a Janem H. na temat opóźnień w spłacie kredytu.
- Ksiądz Jan H. oszukał nawet biskupa, ponieważ powiedział mu, że pieniądze do banku już wysłał, tylko zanim one doszły, to bank już wysłał upomnienie - mówił świadek.
W 1993 roku biskup powołał specjalną komisję, która miała dowiedzieć się, na co została przeznaczona pożyczka z PKO S.A.
- Na pytanie, co się stało z tymi pieniędzmi Jan H. odpowiedział, że to jego prywatna sprawa - dodaje kanclerz. - Do dnia dzisiejszego nie wiadomo tak naprawdę, na co poszły te pieniądze. Chodzą także plotki, że ktoś z PKO S.A. wziął łapówkę za przyznanie tego kredytu.
Po przesłuchaniu kanclerza kurii głos ponownie zabrał Jan H., zwracając się bezpośrednio do świadka.
- A niech ksiądz powie, czy nie mieszkał ze mną jakiś czas? - pytał oburzony Jan H. - A czy wtedy ksiądz też nie wylewał za kołnierz...?
Sędzia Arkadiusz Kuta nie dopuścił jednak do dalszej dyskusji. Sprawę, na którą zostaną wezwani kolejni świadkowie, odroczył do maja.
O pożyczkach zaciągniętych przez księdza Jana H. i procesach z tym związanych przeczytasz także artykuły: "Diecezja w sanacyjnym stylu", "Jak w czeskim filmie", a także "Przesłuchany biskup."
IG