Przed elbląskim Sądem Okręgowym ponownie toczy się proces w sprawie handlu żywym towarem. Po apelacji złożonej przez prokuratora i obrońców na ławie oskarżonych zasiada pięć z ośmiu wcześniej osądzonych osób. Zarzuty dotyczą wydarzeń sprzed 10 lat. Wówczas na propozycję pracy w charakterze barmanek, opiekunek przystało kilka kobiet, które ostatecznie trafiały do domów publicznych na terenie Niemiec. Za każdą bandyci mieli otrzymywać pieniądze. Kobiety w końcu uciekły, a członkowie grupy zostali zatrzymani.
Proces ruszył przed elbląskim Sądem Okręgowym w 2010 r. Na ławie oskarżonych zasiadało 8 osób. Przedstawiono im różne zarzuty, a najpoważniejszy to handel żywym towarem. „Mózgiem” operacji miał być Marek K., zaś jego kierowcą Robert W. Mężczyźni mieli proponować kobietom (w sumie 5) pracę w charakterze barmanek czy pomocy kuchennej. Ostatecznie trafiały one do domów publicznych na terenie Niemiec (w trakcie procesu ustalono, że część pań wiedziała, na co się decyduje). Za każdą z przewiezionych kobiet bandyci mieli otrzymywać od 2 do 2,5 tysiąca euro. Kobiety w końcu uciekły, ale dopiero po trzech latach zdecydowały się przerwać milczenie.
To był bardzo zawiły proces, polski sąd długo czekał na wyjaśnienia strony niemieckiej. W międzyczasie zmieniały się zeznania pokrzywdzonych. Zmieniło się także prawo.
Początkowo oskarżonym o handel żywym towarem groziła kara do 15 lat więzienia. Później okazało się, że mogą odpowiadać za nakłanianie innych osób do uprawiania prostytucji lub jej ułatwianie. A za to kara jest znacznie niższa.
I taki też był wyrok ogłoszony 15 stycznia 2014 r. przez sędziego Piotra Żywickiego. Najwyższa kara została wymierzona głównemu oskarżonemu, Markowi K. - 5 lat pozbawienia wolności. Z powodu braku dowodów sąd uniewinnił jednego z mężczyzn, Roberta Z. Pozostałym oskarżonym, wśród których była jedna kobieta (Anita W.), sąd wymierzył karę od roku do trzech lat pozbawienia wolności. Przy czym trzy kary - zostały zawieszone.
Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku i tak mówiła o sukcesie, bo "rzadko zdarza się w polskim sądownictwie wyrok skazujący za handel ludźmi". Od wyroków odwołali się ostatecznie i prokuratorzy, i obrońcy. Sprawa wróciła więc do Elbląga. - Proces ruszył w październiku - informuje sędzia Dorota Zientara, rzeczniczka elbląskiego SO. - Na ławie oskarżonych zasiada pięć osób. Na czas wysłuchania pokrzywdzonych jawność procesu została wyłączona. Jest jednak problem ze stawiennictwem kobiet w sądzie - dodaje sędzia Zientara. - Na niekorzyść postępowania działa też upływ czasu.
To był bardzo zawiły proces, polski sąd długo czekał na wyjaśnienia strony niemieckiej. W międzyczasie zmieniały się zeznania pokrzywdzonych. Zmieniło się także prawo.
Początkowo oskarżonym o handel żywym towarem groziła kara do 15 lat więzienia. Później okazało się, że mogą odpowiadać za nakłanianie innych osób do uprawiania prostytucji lub jej ułatwianie. A za to kara jest znacznie niższa.
I taki też był wyrok ogłoszony 15 stycznia 2014 r. przez sędziego Piotra Żywickiego. Najwyższa kara została wymierzona głównemu oskarżonemu, Markowi K. - 5 lat pozbawienia wolności. Z powodu braku dowodów sąd uniewinnił jednego z mężczyzn, Roberta Z. Pozostałym oskarżonym, wśród których była jedna kobieta (Anita W.), sąd wymierzył karę od roku do trzech lat pozbawienia wolności. Przy czym trzy kary - zostały zawieszone.
Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku i tak mówiła o sukcesie, bo "rzadko zdarza się w polskim sądownictwie wyrok skazujący za handel ludźmi". Od wyroków odwołali się ostatecznie i prokuratorzy, i obrońcy. Sprawa wróciła więc do Elbląga. - Proces ruszył w październiku - informuje sędzia Dorota Zientara, rzeczniczka elbląskiego SO. - Na ławie oskarżonych zasiada pięć osób. Na czas wysłuchania pokrzywdzonych jawność procesu została wyłączona. Jest jednak problem ze stawiennictwem kobiet w sądzie - dodaje sędzia Zientara. - Na niekorzyść postępowania działa też upływ czasu.
A