Gdy przyszedł do Zdzicha, był już pijany. Razem wypili jeszcze trochę wódki, a później ... no, i tego już nie jest pewien. 40-letni Krzysztof L. twierdzi, że kolega leżał na podłodze, a on próbował go reanimować.Twierdzi, że gdy wychodził, Zdzichu żył, bo jęczał. Innego zdania był biegły medyk, który stwierdził zgon Zdzisława J. na skutek uduszenia.
Mężczyzna miał połamane żebra, pękniętą wątrobę i inne obrażenia, które wskazywały na pobicie. - Jeśli przyczyniłem się do śmierci Zdzicha, to trudno, muszę ponieść karę - przyznał Krzysztof L. i dobrowolnie poddał się karze 3 lat i 6 miesięcy więzienia.
Zdzisław J. nadużywał alkoholu i nie było to żadną tajemnicą. Często pił razem z Krzysztofem L. Tak było i tym razem. Gdy jednak przez kilka dni okno w jego mieszkaniu przy ul. Żeglarskiej było otwarte, a mężczyzny nikt nie widział, zaniepokojeni sąsiedzi powiadomili policję. 3 listopada 2014r. znaleziono ciało Zdzisława J. Miał połamane żebra, pękniętą wątrobę i inne obrażenia, które wskazywały na ciężkie pobicie. Biegły z zakresu medycyny sądowej określił, że śmierć nastąpiła trzy dni wcześniej, w skutek uduszenia.
O pobicie ze skutkiem śmiertelnym oskarżony został kolega zmarłego, 40-letni Krzysztof L.
Dziś (21 kwietnia) w sądzie przyznał się do winy, a jego obrońca złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze 3 lat i 6 miesięcy więzienia. Oskarżony nie chciał składać wyjaśnień więc sędzia odczytał to, co mężczyzna mówił w postępowaniu przygotowawczym. A wówczas wspominał o tym, że jako wolontariusz w jednym z elbląskich kościołów wydawał zupę potrzebującym. 30 października ub.r. jego kolega Zdzichu nie stawił się na obiedzie więc postanowił zanieść mu chociaż chleb i jabłka. Sam był już pijany, ale wziął pod pachę wódkę i ruszył do mieszkania Zdzicha. Razem pili, wpadł jeszcze inny znajomy i ... w sumie Krzysztof nie pamięta, co działo się dalej. Twierdził, że próbował Zdzicha reanimować, uciskał klatkę piersiową i dzwonił po pogotowie. Faktycznie, takie zgłoszenie zostało przyjęte, ale nikt ratowników do wskazanego mieszkania wpuścić nie chciał. Krzysztof L. nie pamięta jednak, by zamknął drzwi przed ratownikami. Mieszkanie kolegi opuścił, ale wrócił... po kilku dniach. Tam już czekali na niego policjanci.
Prokurator docenił współpracę Krzysztofa L. podczas postępowania przygotowawczego. Mężczyzna, co prawda po zdarzeniu unikał kontaktu z ludźmi, nie przebywał w swoim miejscu zamieszkania i zniszczył kartę telefoniczną, jakby bał się zatrzymania, ale gdy już wpadł, opowiedział to, co pamiętał. Z uwagi na znaczny stopień upojenia alkoholowego wiele pamiętać nie mógł, ale zebrane na miejscu zdarzenia dowody świadczyły przeciwko niemu. To wszystko sprawiło, że dziś prokurator przystał na wniosek obrońcy i na zaproponowaną karę.
Za śmiertelne pobicie kolegi 40-latkowi mogło grozić nawet do 12 lat więzienia, a usłyszał: 3 lata i 6 miesięcy. Wyrok nie jest prawomocny.
Zdzisław J. nadużywał alkoholu i nie było to żadną tajemnicą. Często pił razem z Krzysztofem L. Tak było i tym razem. Gdy jednak przez kilka dni okno w jego mieszkaniu przy ul. Żeglarskiej było otwarte, a mężczyzny nikt nie widział, zaniepokojeni sąsiedzi powiadomili policję. 3 listopada 2014r. znaleziono ciało Zdzisława J. Miał połamane żebra, pękniętą wątrobę i inne obrażenia, które wskazywały na ciężkie pobicie. Biegły z zakresu medycyny sądowej określił, że śmierć nastąpiła trzy dni wcześniej, w skutek uduszenia.
O pobicie ze skutkiem śmiertelnym oskarżony został kolega zmarłego, 40-letni Krzysztof L.
Dziś (21 kwietnia) w sądzie przyznał się do winy, a jego obrońca złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze 3 lat i 6 miesięcy więzienia. Oskarżony nie chciał składać wyjaśnień więc sędzia odczytał to, co mężczyzna mówił w postępowaniu przygotowawczym. A wówczas wspominał o tym, że jako wolontariusz w jednym z elbląskich kościołów wydawał zupę potrzebującym. 30 października ub.r. jego kolega Zdzichu nie stawił się na obiedzie więc postanowił zanieść mu chociaż chleb i jabłka. Sam był już pijany, ale wziął pod pachę wódkę i ruszył do mieszkania Zdzicha. Razem pili, wpadł jeszcze inny znajomy i ... w sumie Krzysztof nie pamięta, co działo się dalej. Twierdził, że próbował Zdzicha reanimować, uciskał klatkę piersiową i dzwonił po pogotowie. Faktycznie, takie zgłoszenie zostało przyjęte, ale nikt ratowników do wskazanego mieszkania wpuścić nie chciał. Krzysztof L. nie pamięta jednak, by zamknął drzwi przed ratownikami. Mieszkanie kolegi opuścił, ale wrócił... po kilku dniach. Tam już czekali na niego policjanci.
Prokurator docenił współpracę Krzysztofa L. podczas postępowania przygotowawczego. Mężczyzna, co prawda po zdarzeniu unikał kontaktu z ludźmi, nie przebywał w swoim miejscu zamieszkania i zniszczył kartę telefoniczną, jakby bał się zatrzymania, ale gdy już wpadł, opowiedział to, co pamiętał. Z uwagi na znaczny stopień upojenia alkoholowego wiele pamiętać nie mógł, ale zebrane na miejscu zdarzenia dowody świadczyły przeciwko niemu. To wszystko sprawiło, że dziś prokurator przystał na wniosek obrońcy i na zaproponowaną karę.
Za śmiertelne pobicie kolegi 40-latkowi mogło grozić nawet do 12 lat więzienia, a usłyszał: 3 lata i 6 miesięcy. Wyrok nie jest prawomocny.
A