Przed Sądem Okręgowym w Elblągu toczy się proces przeciwko 50-letniemu Ryszardowi P., oskarżonemu o to, że informując o podłożeniu bomby naraził na niebezpieczeństwo życie i zdrowie pacjentów szpitala w Kwidzynie.
Zdarzenie miało miejsce we wrześniu ubiegłego roku. Mężczyzna zatelefonował dwukrotnie na centralę szpitala i poinformował, że na terenie placówki jest bomba. Po tej informacji ewakuowano wszystkich 170-ciu pacjentów, wśród nich dwóch ciężko chorych i cztery noworodki będące w inkubatorach. Zawiadomiona o zdarzeniu policja przeszukała pomieszczenia szpitala. Ładunku wybuchowego nie znaleziono. Koszty ewakuacji wyniosły ponad 14 tysięcy zł. Policja ustaliła, że telefonowano w numeru domowego Ryszarda P. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Przebywa obecnie w areszcie.
Dzisiaj zeznawał jako świadek dyrektor szpitala.
- Ewakuacja naraziła pacjentów przede wszystkim na stres. Na szczęście nikomu nic się nie stało i nie prowadziliśmy w tym czasie żadnych operacji - stwierdził dyrektor Mirosław Górski.
Z jego informacji wynika, że u dwóch pacjentów przez ewakuację stan zdrowia mógł się pogorszyć.
- Jeden mężczyzna po rozległym zawale serca czuł się bardzo źle. Drugi pacjent musiał przerwać dializę - stwierdził dyrektor.
Mirosław Górski dodał, że szpital przez około 5 godzin w ogóle nie pracował, więc aby zabezpieczyć ewentualną pomoc medyczną dla pozostałych mieszkańców regionu w nagłych przypadkach, zaangażowano szpitale w Prabutach i Sztumie.
- Wszystkie karetki i samochody sanitarne były skierowane do ewakuacji, nie pracowała ani Izba Przyjęć ani Dział Pomocy Doraźnej. Gdyby wydarzył się jakiś poważny wypadek, pacjenci trafiliby prawdopodobnie do szpitali w okolicy, oczywiście z pewnym opóźnieniem, co też mogłoby być zagrożeniem - powiedział dyrektor Górski.
Oskarżonemu mężczyźnie grozi kara od 6 miesięcy do 8-u lat więzienia.
Dzisiaj zeznawał jako świadek dyrektor szpitala.
- Ewakuacja naraziła pacjentów przede wszystkim na stres. Na szczęście nikomu nic się nie stało i nie prowadziliśmy w tym czasie żadnych operacji - stwierdził dyrektor Mirosław Górski.
Z jego informacji wynika, że u dwóch pacjentów przez ewakuację stan zdrowia mógł się pogorszyć.
- Jeden mężczyzna po rozległym zawale serca czuł się bardzo źle. Drugi pacjent musiał przerwać dializę - stwierdził dyrektor.
Mirosław Górski dodał, że szpital przez około 5 godzin w ogóle nie pracował, więc aby zabezpieczyć ewentualną pomoc medyczną dla pozostałych mieszkańców regionu w nagłych przypadkach, zaangażowano szpitale w Prabutach i Sztumie.
- Wszystkie karetki i samochody sanitarne były skierowane do ewakuacji, nie pracowała ani Izba Przyjęć ani Dział Pomocy Doraźnej. Gdyby wydarzył się jakiś poważny wypadek, pacjenci trafiliby prawdopodobnie do szpitali w okolicy, oczywiście z pewnym opóźnieniem, co też mogłoby być zagrożeniem - powiedział dyrektor Górski.
Oskarżonemu mężczyźnie grozi kara od 6 miesięcy do 8-u lat więzienia.
J