
Dwa dni temu prezes Kaczyński wraz Jerzym Wilkiem wystosowali do premiera Tuska list, w którym nawołują do wykonania przekopu przez Mierzeję Wiślaną. Za każdym razem, gdy prezes porusza ten temat, powołuje się na opracowania, które dowodzą niezbicie, że po zrealizowaniu tej inwestycji czeka elblążan nawet nie siedem, a siedemdziesiąt tłustych lat..
Marszałek Protas w czasach, gdy był jeszcze entuzjastą przekopu, nie był w stanie odpowiedzieć podczas jakiegoś spotkania w Elblągu, dlaczego Jeziorak mimo braku dostępu do Bałtyku zapchany jest dosłownie jachtami, a na Zalewie trudno nawet przy sprzyjającej pogodzie zobaczyć parę żagli. Nadzieje na to, że przekop coś w tej kwestii zmieni wydają się mocno nieuzasadnione. Wystarczy zajrzeć do nowej mariny w Sopocie. Mimo znacznie lepszych warunków do żeglowania i wielu atrakcji na lądzie, o których miejscowości nadzalewowe mogą tylko pomarzyć, nie widać tam natłoku szwedzkich czy niemieckich jachtów, na które liczą zwolennicy przekopu.
Niestety mamienie elblążan wizją złotodajnego przekopu może odbywać się zupełnie bezkarnie. Prezydent Elbląga nie ma żadnych kompetencji w tej kwestii i zawsze może rozłożyć bezradnie ręce. Dopóki do władzy nie wróci PiS, to będzie można mówić, że to wina Tuska, a po ewentualnej zmianie rządu, że to wina... Tuska, bo doprowadził kraj do ruiny i są ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Elbląg po 1989 roku dwukrotnie przezywał okres silnej prosperity. W obu przypadkach miało to związek z handlem z obwodem kaliningradzkim. Najpierw był to eksport mebli. Fabryczki nastawione na eksport na wyposzczony rosyjski rynek rosły w okolicach Elbląga jak grzyby po deszczu. Potem przez parę lat Elbląg napędzany był węglem importowanym z Rosji przez Halex. Eksport mebli wyhamowały rosyjskie przepisy celne, a import węgla nasi celnicy. Oba przykłady pokazują jednak, że nie mrzonki o dalekomorskim frachcie, a rozwijanie kontaktów handlowych z najbliższym sąsiadem są szansą dla Elbląga.

Zagrożeniem dla tych kontaktów mogą być pomysły na policzkowanie Rosjan, jakie proponuje w swoim programie (oprócz oczywiście przekopania Mierzei) kandydat PiS-u na prezydenta Elbląga. Zapowiadana zamiana nazwy Ronda Kaliningradzkiego na Królewieckie bez wątpienia nie zostanie dobrze przyjęta po tamtej stronie granicy. Sam też uważam, że uchwalenie przez Radę Miejską tej nazwy w 2007 roku było mocno niefortunne. Należało od razu dla tego ronda przyjąć starą, polską nazwę miasta nad Pregołą. Teraz zmiana będzie tylko głupią manifestacją, która najwyżej poprawi samopoczucie prezesa Kaczyńskiego jak będzie wjeżdżał do Elbląga. No chyba, że ktoś mu życzliwie podszepnie, że to radny Pruszak z jego partii przeforsował tę nazwę. A jak się dowie, że żaden z radnych PiS-u, łącznie z kandydatem na prezydenta, nie podniósł ręki przeciwko nazwie pośrednio upamiętniającej człowieka odpowiedzialnego za zbrodnię katyńską, to może wycofać nawet swoje poparcie. Wiemy wszyscy bowiem kto, w jaki sposób i za czyją sprawą zginął w związku z obchodami rocznicy tej zbrodni. Ja na miejscu radnego Wilka już bym się bał...