
Te, o których mowa - w kanale melioracyjnym w Komorowie Żuławskim. Wpuszczenie do wody kilku dorosłych par raków błotnych było ostatnich akordem wczorajszej (4 listopada) konferencji „Raki na Żuławach”, poświęconej możliwościom hodowli raków na Żuławach.
- O tym, że zainteresowałem się tym temat, zdecydował przypadek - mówi Jerzy Wcisła, dyrektor Biura Regionalnego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego w Elblągu, jeden z organizatorów konferencji. - Przed kilku laty spotkałem człowieka, który pracował przy hodowli raków w Stanach Zjednoczonych i szukałem możliwości zorganizowania mu takiej działalności tu, w okolicach Elbląga. Szczerze mówiąc, poszło wtedy marnie. Teraz jednak sytuacja jest trochę inna. Współpracujemy - Urząd Marszałkowski Warmii i Mazur oraz Urząd Marszałkowski Pomorza - w różnych dziedzinach. Myślę więc, że i w tej dziedzinie będzie taka możliwość i że przy współpracy z innymi instytucjami uda się stworzyć program „zaraczania” Żuław czy też hodowli raków na Żuławach .
Czy to możliwe?
Zdaniem naukowca, ale przede wszystkim praktyka, dra Dariusza Ulikowskiego z Zakładu Rybactwa Jeziorowego z Giżycku, w którym hodowane są raki - tak.
Dziś raków na większą skalę w Polsce się nie hoduje, nie ma też odłowów z wód naturalnych, ale jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku Polska produkowała 50 ton raków, w przed wojną 700 ton raków rocznie.
Nasze rodzime gatunki to rak błotny i rak szlachetny, które są wypierane z naszych wód przez dwa gatunki przywiezione z Ameryki - raka pręgowatego i raka sygnałowego. To one przyczyniły się do niemal zagłady naszych raków, bo, oprócz konkurencji pokarmowej, bywają nosicielami raczej dżumy, na którą są częściowo odporne, a nasze raki - nie.
Raki, które czasem widzimy w żuławskich wodach, czasem łowią się na wędkę zamiast ryby, to właśnie gatunki amerykańskie. Mało kto wie, ze jeśli ktoś przypadkiem złowi amerykańskiego raka, ma obowiązek nie wpuszczać go z powrotem do wody - jest gatunkiem obcym i niepożądanym.
Nasze raki są zagrożone wyginięciem, więc gdy przygotuje się sensowny program „zaraczania” Żuław, można liczyć na pieniądze Unii, dla której jednym z priorytetów ekologicznych jest restytucja rodzimych gatunków zwierząt i roślin.
Z dwóch naszych gatunków żuławskie kanały bardziej spodobałyby się rakowi błotnemu, który ma mniejsze wymagania, jeśli chodzi o czystość wody (wody na Żuławach mają przeważnie III klasę czystości).
Żuławy Wiślane w ok. 10 procentach pokryte są wodą; jest tu 556 km rzek i 1 420 km kanałów. Nie wszędzie raki czułyby się dobrze - odpadają np. odcinki w sąsiedztwie stacji pomp, gdzie zbyt duży jest ruch wody.
Zdaniem dra Ulikowskiego, optymalna głębokość zbiornika dla raków to 1,5-3 m (zimą nie przemarza do dna), z jak najdłuższą linią brzegową (kanały są więc lepsze od stawów).
Rak błotny wielkość handlową osiąga w ciągu 3 lat, a żywi się głównie roślinnością wodną (w farmach hodowlanych dokarmia się go paszami dla ryb).
Czy to się opłaca?
Jeśli byłby hodowany w celu przywrócenia go do naturalnych środowisk, za pieniądze „unijne”, z pewnością tak. Jerzy Wcisła mówił, że mogliby się tym zająć bezrobotni mieszkańcy popegeerowskich osiedli - po odpowiednim przeszkoleniu.
Hodowla w celach gospodarczych również może być w jakiś sposób dotowana, a rynek pewnie otworzyłby się na raki - chociażby restauracje, jeśliby im zapewnić ciągłość dostaw. Rak może być również naszym towarem eksportowym, jakim był przed wojną.
Zimą urzędnicy marszałka i innych instytucji zajmujących się programami dla wsi mają przygotować ścieżki finansowania hodowli raków na Żuławach. A wiosną sprawdzić, czy raki wpuszczone do wody w Komorowie Żuławskim przeżyły.
Relacja Marty Hajkowicz:
Czy to możliwe?
Zdaniem naukowca, ale przede wszystkim praktyka, dra Dariusza Ulikowskiego z Zakładu Rybactwa Jeziorowego z Giżycku, w którym hodowane są raki - tak.
Dziś raków na większą skalę w Polsce się nie hoduje, nie ma też odłowów z wód naturalnych, ale jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku Polska produkowała 50 ton raków, w przed wojną 700 ton raków rocznie.
Nasze rodzime gatunki to rak błotny i rak szlachetny, które są wypierane z naszych wód przez dwa gatunki przywiezione z Ameryki - raka pręgowatego i raka sygnałowego. To one przyczyniły się do niemal zagłady naszych raków, bo, oprócz konkurencji pokarmowej, bywają nosicielami raczej dżumy, na którą są częściowo odporne, a nasze raki - nie.
Raki, które czasem widzimy w żuławskich wodach, czasem łowią się na wędkę zamiast ryby, to właśnie gatunki amerykańskie. Mało kto wie, ze jeśli ktoś przypadkiem złowi amerykańskiego raka, ma obowiązek nie wpuszczać go z powrotem do wody - jest gatunkiem obcym i niepożądanym.
Nasze raki są zagrożone wyginięciem, więc gdy przygotuje się sensowny program „zaraczania” Żuław, można liczyć na pieniądze Unii, dla której jednym z priorytetów ekologicznych jest restytucja rodzimych gatunków zwierząt i roślin.
Z dwóch naszych gatunków żuławskie kanały bardziej spodobałyby się rakowi błotnemu, który ma mniejsze wymagania, jeśli chodzi o czystość wody (wody na Żuławach mają przeważnie III klasę czystości).
Żuławy Wiślane w ok. 10 procentach pokryte są wodą; jest tu 556 km rzek i 1 420 km kanałów. Nie wszędzie raki czułyby się dobrze - odpadają np. odcinki w sąsiedztwie stacji pomp, gdzie zbyt duży jest ruch wody.
Zdaniem dra Ulikowskiego, optymalna głębokość zbiornika dla raków to 1,5-3 m (zimą nie przemarza do dna), z jak najdłuższą linią brzegową (kanały są więc lepsze od stawów).
Rak błotny wielkość handlową osiąga w ciągu 3 lat, a żywi się głównie roślinnością wodną (w farmach hodowlanych dokarmia się go paszami dla ryb).
Czy to się opłaca?
Jeśli byłby hodowany w celu przywrócenia go do naturalnych środowisk, za pieniądze „unijne”, z pewnością tak. Jerzy Wcisła mówił, że mogliby się tym zająć bezrobotni mieszkańcy popegeerowskich osiedli - po odpowiednim przeszkoleniu.
Hodowla w celach gospodarczych również może być w jakiś sposób dotowana, a rynek pewnie otworzyłby się na raki - chociażby restauracje, jeśliby im zapewnić ciągłość dostaw. Rak może być również naszym towarem eksportowym, jakim był przed wojną.
Zimą urzędnicy marszałka i innych instytucji zajmujących się programami dla wsi mają przygotować ścieżki finansowania hodowli raków na Żuławach. A wiosną sprawdzić, czy raki wpuszczone do wody w Komorowie Żuławskim przeżyły.
Relacja Marty Hajkowicz:
Piotr Derlukiewicz