Złoto, kadzidło i mirra to dary, które według przekazów złożyli w Betlejem przed Dzieciątkiem Jezus trzej królowie. Pewna stara legenda opowiada też o czwartym królu, który wraz z trzema innymi wyruszył w drogę, by oddać pokłon nowonarodzonemu dziecku. Podarkiem, który król zabrał ze sobą w drogę, były trzy kamienie szlachetne o wielkiej wartości…
Opowieść nieznanego autora głosi, że król, który zabrał ze sobą jako prezent dla Dzieciątka trzy szlachetne kamienie był najmłodszym spośród czterech idących za gwiazdą do Betlejem. Zmierzając do celu, usłyszał jednak zawodzący płacz dziecka. Kiedy podszedł bliżej, ujrzał leżącego chłopczyka, który był nagi i krwawił z pięciu ran. Bezbronne i poranione dziecko zrobiło na nim takie wrażenie, że jego serce napełniło się litością. Młody król podniósł dziecię i zawrócił do wioski, którą właśnie minął, ale tam nikt nie znał chłopczyka. Pielgrzymujący do Betlejem król poszukał więc kobiety, która zgodziła się zaopiekować malcem i przekazał jej jeden z drogocennych kamieni, by w ten sposób zabezpieczyć życie dziecka, po czym udał się w dalszą drogę. Gwiazda nadal wskazywała mu kierunek, ale z każdym krokiem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że bezbronne dziecko uczyniło go wrażliwym na nędzę świata.
Kiedy król przechodził przez miasto, naprzeciw niego szedł orszak pogrzebowy żegnający zmarłego ojca rodziny. Jak się okazało, żona zmarłego i ich wspólne dzieci miały zostać sprzedane do niewoli tuż po ceremonii pogrzebowej. Poruszony tą wiadomością król przekazał im drugi drogocenny kamień i w ten sposób uratował życie matki i dzieci. Gdy powędrował dalej, zorientował się, że nie widzi już gwiazdy, która miała zaprowadzić go do Syna Bożego. Zaczął dręczyć się wyrzutami sumienia, że nie był wierny wobec swojego powołania i nie wypełni swojej misji. I wówczas jeszcze raz zajaśniała na niebie gwiazda. Wędrował za nią przez nieznane ziemie, na których trwała wojna. Kiedy król dotarł do pewnej wioski, zobaczył, jak żołnierze zgromadzili razem wszystkich mężczyzn, żeby ich zabić. Poruszony tym widokiem czwarty król wykupił ich życie od oprawców za trzeci szlachetny kamień. Jednak pertraktacje zajęły jakiś czas i król nie zorientował się, że gwiazdy, za którą podążał, już nie widać. Pozbawiony kosztowności dalej wędrował pomagając potrzebującym wsparcia ludziom. Doszło nawet do tego, że gdy przybył do pewnego portu w chwili, gdy ojciec rodziny jako wioślarz na jednej z galer miał odpokutować za swoją winę, on sam zaofiarował siebie za niego i pracował przez wiele lat na galerze. Wtedy, wśród tęsknoty za najbliższymi i własnym krajem, w jego sercu pojawiło się wewnętrzne światło i ogarnęła go spokojna pewność, że mimo wszystko wybrał właściwą drogę. Panowie, którzy go zatrudniali przeczuwając niezwykłość człowieka, wypuścili czwartego króla na wolność. Wówczas we śnie znowu zobaczył gwiazdę i usłyszał głos: „Pospiesz się! Pospiesz!”. Zbudził się w środku nocy i wówczas ujrzał gwiazdę, która doprowadziła go do bram wielkiego miasta. Tam wraz tłumem ludzi został wypchnięty na wzgórze, na którym stały trzy krzyże. Ponad środkowym krzyżem jaśniała dobrze znana mu gwiazda. Kiedy zerknął w stronę ukrzyżowanych, jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem człowieka, który wisiał na tym właśnie krzyżu. Jego spojrzenie było pełne cierpienia, ale też widać w nim było bezgraniczną miłość. Jego ręce były przybite do krzyża gwoździami i rozchodziły się z nich jakby promienie. Ten przejmujący widok przywołał u króla myśl, że chyba właśnie odnalazł cel, do którego pielgrzymował niemal przez całe życie. Pomyślał, że ten człowiek na krzyżu jest królem wszystkich ludzi utrudzonych i obciążonych sprawami świata. Wtedy opadł pod krzyżem na kolana, a w jego otwarte ręce spadły trzy krople krwi, które lśniły bardziej niż szlachetne kamienie, które chciał podarować Dziecięciu. A kiedy Jezus umarł z okrzykiem na ustach, umarł też wpatrzony w niego czwarty król. Jego twarz była spokojna i jaśniała jak gwiazda…
Sprawdź, co będzie działo się w Elblągu z okazji Trzech Króli.
Kiedy król przechodził przez miasto, naprzeciw niego szedł orszak pogrzebowy żegnający zmarłego ojca rodziny. Jak się okazało, żona zmarłego i ich wspólne dzieci miały zostać sprzedane do niewoli tuż po ceremonii pogrzebowej. Poruszony tą wiadomością król przekazał im drugi drogocenny kamień i w ten sposób uratował życie matki i dzieci. Gdy powędrował dalej, zorientował się, że nie widzi już gwiazdy, która miała zaprowadzić go do Syna Bożego. Zaczął dręczyć się wyrzutami sumienia, że nie był wierny wobec swojego powołania i nie wypełni swojej misji. I wówczas jeszcze raz zajaśniała na niebie gwiazda. Wędrował za nią przez nieznane ziemie, na których trwała wojna. Kiedy król dotarł do pewnej wioski, zobaczył, jak żołnierze zgromadzili razem wszystkich mężczyzn, żeby ich zabić. Poruszony tym widokiem czwarty król wykupił ich życie od oprawców za trzeci szlachetny kamień. Jednak pertraktacje zajęły jakiś czas i król nie zorientował się, że gwiazdy, za którą podążał, już nie widać. Pozbawiony kosztowności dalej wędrował pomagając potrzebującym wsparcia ludziom. Doszło nawet do tego, że gdy przybył do pewnego portu w chwili, gdy ojciec rodziny jako wioślarz na jednej z galer miał odpokutować za swoją winę, on sam zaofiarował siebie za niego i pracował przez wiele lat na galerze. Wtedy, wśród tęsknoty za najbliższymi i własnym krajem, w jego sercu pojawiło się wewnętrzne światło i ogarnęła go spokojna pewność, że mimo wszystko wybrał właściwą drogę. Panowie, którzy go zatrudniali przeczuwając niezwykłość człowieka, wypuścili czwartego króla na wolność. Wówczas we śnie znowu zobaczył gwiazdę i usłyszał głos: „Pospiesz się! Pospiesz!”. Zbudził się w środku nocy i wówczas ujrzał gwiazdę, która doprowadziła go do bram wielkiego miasta. Tam wraz tłumem ludzi został wypchnięty na wzgórze, na którym stały trzy krzyże. Ponad środkowym krzyżem jaśniała dobrze znana mu gwiazda. Kiedy zerknął w stronę ukrzyżowanych, jego spojrzenie spotkało się ze wzrokiem człowieka, który wisiał na tym właśnie krzyżu. Jego spojrzenie było pełne cierpienia, ale też widać w nim było bezgraniczną miłość. Jego ręce były przybite do krzyża gwoździami i rozchodziły się z nich jakby promienie. Ten przejmujący widok przywołał u króla myśl, że chyba właśnie odnalazł cel, do którego pielgrzymował niemal przez całe życie. Pomyślał, że ten człowiek na krzyżu jest królem wszystkich ludzi utrudzonych i obciążonych sprawami świata. Wtedy opadł pod krzyżem na kolana, a w jego otwarte ręce spadły trzy krople krwi, które lśniły bardziej niż szlachetne kamienie, które chciał podarować Dziecięciu. A kiedy Jezus umarł z okrzykiem na ustach, umarł też wpatrzony w niego czwarty król. Jego twarz była spokojna i jaśniała jak gwiazda…
Sprawdź, co będzie działo się w Elblągu z okazji Trzech Króli.
mk