
Dziś (18 lutego) odbył się pierwszy po ponownym otwarciu instytucji kultury wernisaż w Galerii EL. W zasadzie był to tzw. dzień wernisażowy, wystawę Urszuli Wilk zatytułowaną Blumetrie cd. można było oglądać od 14 do 18. Zobacz zdjęcia.
Folie, niebieska farba (ta druga także na posadzce galerii) - wizyta pod dachem podominikańskiego kościoła w pierwszej chwili nasuwa obecnie skojarzenia... z remontem. W nawie głównej i prezbiterium można od dziś zobaczyć przede wszystkim dwa wspomniane elementy. Co oznaczają? Najpierw oddajmy głos samej autorce:
„Wybrałam folie i farby wodne, właściwie absolutnie wbrew technologii malarskiej, połączenie tych dwóch mediów jest niemożliwe. Chciałam podkreślić ulotność i efemeryczność działań, a jednocześnie ciągłą transformację i niestabilność materii. Proces przechodzenia z jednego stanu w kolejny. Prace które są jednocześnie w trakcie powstawania i rozpadania, konstrukcji i dekonstrukcji" – czytamy w publikowanej wcześniej na portElu zapowiedzi wystawy.
Rozszerzenie opisu treści czy formy nowej ekspozycji w Galerii EL byłoby raczej zadaniem dla zawodowego krytyka sztuki. Dalej w tym tekście najprościej byłoby zawrzeć parafrazę opisu wystawy przygotowaną przez jej kuratora, Stanisława Małeckiego. To jednak pójście na łatwiznę, zamiast takiego rozwiązania poprosiliśmy kuratora o krótki, wspólny spacer podczas dnia wernisażowego. Czego jeszcze dowiedzieliśmy się od niego o Blumetriach? Jak się okazuje, skojarzenia remontowe wcale nie były takie błędne, bo i takie interpretacje wystawy już się pojawiły.
- Mamy do czynienia z instalacją malarską, którą artystka dostosowała do obecnej sytuacji w galerii, przechodzimy tu przecież remont – mówi Stanisław Małecki. - Niektórzy mówią nawet, że można to odczytać jako alegorię przedłużających się prac remontowych – uśmiecha się kurator. Dodaje, że sama wystawa ma sprawić, by przestrzeni galerii doświadczyć z innej perspektywy.
- Mamy do czynienia z malarską interwencją, która sprawia, że ta przestrzeń staje się "lżejsza", przypomina to zalew błękitu, morskiej bryzy. Poruszając się po galerii widzimy, że te kształty przenikają się, wszystko się zmienia. Przy doznaniach malarskich ważne jest miejsce, w którym możemy je przeżywać, a wystawa została przygotowana z myślą właśnie o Galerii EL. Prócz tego ważne są efekty związane ze światłem i cieniem w prezbiterium. Tam mamy do czynienia z takim "rewersem cienia", gdy światło tam wpada, to rysuje pewien obraz na płótnach. Autorka chciała pozostawić te płótna białe, nienaruszone, po to, by farba odpadała od folii i tworzyła obraz w ramach zachodzącego procesu – wyjaśnia kurator. Przychodząc do galerii w różnych godzinach doświadczenie wystawy ma być inne.
- Tutaj liczy się przede wszystkim malarska impresja, doznania wzrokowe, nasza percepcja przestrzeni – wylicza Stanisław Małecki. Zgadza się też, że w przypadku Blumetrii na pierwszy plan wybija się forma, nie treść.
- Każdy może interpretować tę wystawę na swój własny sposób – dodaje. Jak więc interpretuje ją sam kurator?
- Dla nas, odkąd zaczęliśmy przygotowywać wystawę w galerii, stała się ona przedłużeniem tego, czego doświadczamy od dwóch lat (remontu – dop. red.). Jest ona interwencją w miejscu, gdzie cały czas zachodzą przemiany, które wcześniej było kościołem, a dzisiaj zmienia się ciągle jako galeria sztuki. Ta efemeryczność, rozpad, "przekształcanie się tkanki" również są widoczne. Moje interpretacje idą właśnie w takim kierunku.
Czy w Blumetriach można znaleźć jakieś odwołanie do innych artystów?
- Gdybyśmy szukali nawiązań, to zdecydowanie najbliżej byłby Yves Klein, słynny francuski artysta, który używał błękitu, aby stworzyć swoje dzieła. Klein malował na niebiesko modelki, by swoje ciała odcisnęły na płótnie, mówił też przy swoich działaniach artystycznych o metriach, pomiarach. Pewnego rodzaju nawiązanie można więc odczytać w Blumetriach. Urszula Wilk od wielu lat upraszcza swoją formę wyrazu, testuje tylko tę niebieską barwę. Mamy tu do czynienia z eksperymentem: Co się stanie, gdy zderzymy ze sobą dwa materiały, folię i farbę? Oczywiście farba nie utrzymuje się na folii. Autorka to wykorzystuje, tak jak i grę przenikających się barw, trójwymiarową i bardzo plastyczną.
Można łatwo wyobrazić sobie sytuację, że przychodząc obejrzeć Blumetrie, ktoś mógłby stwierdzić, że nawet nie będąc artystą przygotowałby podobną instalację. Jak do takiego potencjalnego scenariusza odnosi się kurator wystawy?
- Można mieć wrażenie, ze każdy mógłby się pokusić o przygotowanie czegoś takiego – przyznaje Stanisław Małecki. - Jednak już sam fakt, że autorka sama stworzyła tę farbę, wcześniej szukając dla niej właściwych składników, sama poszukiwała rodzaju folii, który odda wspomnianą plastyczność, przenikalność, mają znaczenie. Wbrew pozorom nie jest to takie proste, by stworzyć tego rodzaju grę kolorów w przestrzeni. Ktoś, kto by się tego podjął, przekonałby się, że nie jest to łatwe, artystka pracowała nad tym bardzo długo. Rozumiem jednak, że można mieć odmienne wrażenie, bo prostota i minimalizm rzeczywiście są tu bardzo widoczne. Chodzi jednak o uruchomienie naszej fantazji. Sądzę, że nie możemy mówić, że mamy tu do czynienia z wielkim sensem, ze sztuką, która jest nasycona znaczeniem. Kluczowa jest gra barw i doznanie przestrzeni: tego, co się z nami dzieje, gdy oglądamy te prace. Tu liczy się nasza percepcja – wyjaśnia Stanisław Małecki.
Dodajmy na koniec, że swoją percepcję i wyobraźnię każdy zainteresowany wystawą zdąży jeszcze sprawdzić, bo Blumetrie cd. pozostaną w Galerii EL do 25 kwietnia.