UWAGA!

Rozśpiewana pani od gimnastyki

 Elbląg, Małgorzata Zalewska
Małgorzata Zalewska (fot. Anna Dembińska)

Muzyka towarzyszyła jej odkąd pamięta. W czasach szkolnych śpiewała na uroczystych akademiach, brała udział w konkursach piosenki, a w liceum śpiewała w szkolnym zespole wokalnym. Na emeryturze nauczyła się grać na gitarze, która stała się niezbędnym bagażem podczas wakacyjnych wypadów nad jezioro. Rozmawiamy z chórzystką Cantaty, Małgorzatą Zalewską.

Dominika Kiejdo: - Jak się zaczęła Pani przygoda ze śpiewaniem?
       Małgorzata Zalewska: - Śpiew towarzyszył mi od samego początku, odkąd tylko pamiętam. Śpiewałam od zawsze. Gdy byłam dzieckiem, organizowaliśmy sobie przedstawienia podwórkowo – osiedlowe. Już w szkole podstawowej występowałam na różnego rodzaju akademiach, brałam udział w szkolnych konkursach piosenki, śpiewałam w chórkach szkolnych. Potem poszłam do Liceum Pedagogicznego, gdzie był nawet wymagany egzamin ze słuchu muzycznego, czyli już na wstępie trzeba było mieć jakieś zdolności muzyczne. Dopiero potem przystępowało się do właściwego egzaminu. A poszłam do tej szkoły, ponieważ chciałam nauczyć się grać na pianinie. I choć nie udało mi się tego nauczyć, śpiewałam w zespole wokalnym Ilfinki, który był wtedy znany w Elblągu.
      
       - Ale śpiew to nie jedyna Pani pasja…

       - Obok śpiewu lubiłam w szkole zajęcia wychowania fizycznego. To moja druga pasja. Dzieliłam czas między śpiewaniem w zespole a meczami. Często biegłam z próby na mecz, z meczu na próbę. W szkole grałam w piłkę siatkową. Przełożyło się to potem na moją pracę zawodową, ponieważ ukończyłam Akademię Wychowania Fizycznego i przez trzydzieści lat uczyłam wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej w Milejewie. Przed studiami wyszłam za mąż, potem wychowywałam dzieci i w tym okresie odłożyłam śpiewanie na bok. Poświęciłam się pasji wykonywania mojego zawodu, co wiązało się z wyjazdami z dziećmi na zawody sportowe czy z organizowanymi przeze mnie po zajęciach SKS-ami. Udało mi się wcześniej odejść na emeryturę. Nie żałuję tej decyzji, ponieważ rzadko który nauczyciel po przepracowaniu trzydziestu lat w zawodzie ma tyle werwy i energii, by pracować z młodzieżą, która dziś jest trudna.
      
       - Nadal interesuje się Pani sportem?

       - Oczywiście. Niedawno kibicowałam naszym siatkarzom, ale po ostatnim meczu stwierdziłam, że chyba nie będę tego oglądać, bo nabawię się zawału (śmiech).
      
       - Czy na co dzień słucha Pani muzyki?
       - Tak jak lubię czarną kawę, dobry sport tak też lubię dobrą muzykę. Słucham różnej muzyki. Nie lubię tylko disco polo.
      
       - Rapu pewnie też nie?

       - Zależy jaki to jest rap. Bardzo podoba mi się połączenie muzyki pop z muzyką rap. Nie lubię tego typowego rapu ordynarnego, podwórkowego. Często nie ma tam żadnej muzyki. A wychowywałam się na Beatlesach, Czerwonych Gitarach, na Maryli Rodowicz. Słuchałam też Ireny Santor.
      
       - A teraz czego Pani słucha?

       - Muzyki klasycznej, a także muzyki popularnej. Lubię jazz, ale nie ten nowoczesny, wolę raczej standardy jazzowe. Nigdy nie byłam wielbicielką muzyki operowej, wolę raczej operetkę, chociaż bardzo lubię arie z wielu oper. Na emeryturze nadrabiam zaległości, które namnożyły się w związku z pracą zawodową i rodziną.
      
       - Co oprócz śpiewania robi Pani w wolnej chwili?

       - Moja kolejna pasja to gra na gitarze. U mnie muzyka zawsze odgrywała bardzo ważną rolę. Tam gdzie śpiewano, tam byłam i ja. Śpiewali przy ognisku, to ja się przysiadałam. Kiedyś nauczyłam się kilku podstawowych akordów gry na gitarze. Na podstawie tego nauczyłam się grać kilka piosenek. I dzięki temu już byłam kimś przy ognisku, bo to ja miałam gitarę i potrafiłam coś zagrać. I obiecałam sobie wtedy, że kiedyś nauczę się dobrze grać.
      
       - I udało się?
       - Tak. Kiedy już byłam na emeryturze, znalazłam nauczyciela gry na gitarze i nauczyłam się grać. Potrafię zagrać kilka utworów klasycznych np. „Yesterday”, „Love is blue” czy „Romancę hiszpańską”.
      
       - Często wykorzystuje Pani te nowo nabyte umiejętności?
       - Staram się wykorzystywać. Dużo gram w domu. Zawsze biorę ze sobą gitarę nad jezioro do naszego domku, gdzie dużo gramy, śpiewamy przy ognisku. Mamy grono znajomych, którzy też lubią pośpiewać. Czasami jestem zapraszana na spotkania seniorów, gdzie grywam dla nich. Jestem dowodem na to, że w moim wieku można nauczyć się czegoś nowego i zrealizować swoje pasje.
      
       - Jak Pani wspomina swoje początki w Cantacie?
       - Do chóru przyszłam na początku grudnia 2008 roku, właśnie wtedy, gdy nasza dyrygentka (Marta Drózda-Kulkowska – przyp. red.) przejęła zespół. Był to właściwie czysty przypadek. W gazecie przeczytałam ogłoszenie o naborze do chóru. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że taki chór istnieje w Elblągu. Pomyślałam sobie wtedy, może by tak spróbować? Wiedziałam, że mam nie najgorszy głos, słuchem natura też mnie obdarzyła. Potem usłyszałam w radiu wywiad z Martą, która zachęcała do wstąpienia do chóru. W końcu zdobyłam się na odwagę. Na drżących nogach tam poszłam, a Marta ciepłym głosem powiedziała do mnie, żebym się nie denerwowała, a po przesłuchaniu ku mojej wielkiej radości przyjęła mnie do chóru.
      
       - Co Pani daje śpiewanie w tym konkretnym chórze?

       - Byłam niesamowicie dumna, że śpiewam w tym chórze. Atmosfera, która tam panuje, jest wspaniała. To wszystko działa jak magia, jak magnes, który przyciąga. Jesteśmy grupą bardzo zżytą, choć jest duży przedział wiekowy. Są ludzie bardzo młodzi i tacy jak ja - przedstawiciele seniorów. Po pierwsze jest tam świetna atmosfera, po drugie my naprawdę ciężko pracujemy, co mi bardzo odpowiada. Z doświadczenia wiem, że tylko trening czyni mistrza tak w sporcie, tak tutaj. Cieszę się, że w tym wieku mogę się jeszcze czegoś nowego nauczyć, poprawić swój warsztat wokalny. Bardzo dużo daje także zaangażowanie naszej dyrygentki Marty. To cudowna osoba. To dzięki jej zaangażowaniu jesteśmy w tym punkcie, w którym jesteśmy. Satysfakcję przynoszą nam też nasze koncerty, tak jak ten ostatni w katedrze, na który przyszły tłumy ludzi, z czym wcześniej się jeszcze nie spotkaliśmy.
      
       - A jaka jest elbląska publiczność?

       - Przyjmuje nas wspaniale. Na pierwszych naszych koncertach było zaledwie kilkadziesiąt osób. I byli to zazwyczaj członkowie naszych rodzin. Tak zaczynaliśmy. Dziś przychodzi wiele osób.
      
       - Marka chóru się wyrabia…
       - Bo podnosi się poziom naszego śpiewu. Pamiętam, jak jechaliśmy na nasz pierwszy konkurs pieśni cerkiewnej do Białegostoku. Wydawało mi się wtedy, że pięknie śpiewamy, ale jak posłuchałam innych chórów, stwierdziłam, że do końca tak chyba nie jest. Z czasem zaczęliśmy odnosić sukcesy.
      
       - Czy był jakiś szczególny moment w chórze, który wyrył się Pani w pamięci?

       - Takim momentem był nasz ostatni pobyt w Pradze. Nie te nasze występy w kościołach, ale nasze spontaniczne śpiewanie w metrze, w tramwajach, na przystankach. Marta dała tylko hasło, a my już śpiewaliśmy. Ludzie nagrywali nas komórkami, bili nam brawo. Nawet na Hradczanach daliśmy koncert, pod koniec zwrócono nam jednak uwagę, że tu nie można śpiewać, bo prezydent akurat był w pałacu, ale jednak udało nam się zaśpiewać „Szła dzieweczka do laseczka…”
      
       - Ma Pani jakieś muzyczne plany, marzenia?

       - Jestem bardzo szczęśliwa, że jestem na emeryturze, bo dzięki temu mogę realizować swoje pasje. Mam jednak jeszcze jedno marzenie w związku z naszym chórem. Chciałabym doczekać momentu, a myślę, że on nastąpi, kiedy przywieziemy z jakiegoś konkursu złoty dyplom. Do tej pory przywoziliśmy srebrne. Myślę, że nie jest to związane z naszymi brakami wokalnymi, ale z tym, że borykamy się z brakiem głosów męskich. I dzieje się tak, że głosy żeńskie przyćmiewają te męskie. Jestem pewna, że gdyby było więcej mężczyzn w naszym chórze, sięgnęlibyśmy po te najwyższe laury.
      
       - Zapraszamy więc panów do chóru Cantata!

      
       Na portEl.pl co niedzielę prezentujemy wywiady z członkami chóru Cantata, nad którym nasza gazeta sprawuje medialny patronat
.
      
       Chór zaprasza na powtórkę grudniowego koncertu, tym razem z o wiele lepszym nagłośnieniem. Odbędzie się on 17 stycznia o godz. 18 w sali koncertowej szkoły muzycznej. Będzie to koncert charytatywny dedykowany Paulinie Hebel, która walczy z guzem mózgu.
      

      
      
      
dk

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama