UWAGA!

Sławomir Pakos: „Zaczęło się od punk rocka”

- Nigdy nie dążyłem w swojej pracy do tego, żeby się przypodobać wykonawcom. Nie korciło mnie bycie „przylepą” kogoś znanego – mówi Sławomir Pakos, od kilku dekad związany na wiele różnych sposobów z branżą muzyczną, między innymi jako menadżer artystów. Rozmawiamy oczywiście o muzyce, o współpracy z muzykami i o tym, jak postrzega życie kulturalne Elbląga ktoś, kto sprowadził się do tego miasta stosunkowo niedawno.

- Menadżer zespołów, organizator koncertów, wydawca płyt i wiele więcej... Rzeczy związanych z muzyką robiłeś i robisz mnóstwo, ale jak to się wszystko zaczęło?

- Od punk rocka (śmiech)! On był w czasach komuny taką dobrą energią, pozwalał przetrwać, dawał nadzieję na lepsze, że coś się zmieni. Pochodzę ze środowiska osób, które na przełomie lat 80' i 90' tworzyło alternatywę dla oficjalnej sceny muzycznej, która jeszcze funkcjonowała pod egidą komunistów. Zaczęliśmy organizować się poza zasięgiem wzroku władz, robiliśmy imprezy muzyczne „na dziko”. Po cichu przekazywano sobie informacje o koncertach granych w dziwnych miejscach: na ogródkach działkowych czy w świetlicy bytomskiego dworca kolejowego. Tworzyliśmy fanziny, działaliśmy na rzecz praw zwierząt promując wegetarianizm i życie ekologiczne. Gdy krzyczeliśmy, że Ziemia umiera, nazywano nas radykalnymi ekologami, dzisiaj to tytuły z pierwszych stron gazet. Takie były początki. W tym środowisku było mnóstwo zespołów na „a”: Alians, Ahimsa, Apatia, Armia... (śmiech). Byliśmy środowiskiem, które bardzo fajnie i ściśle współdziałało, a duża jego część jest aktywna do dzisiaj, nie tylko w branży muzycznej, ale również w organizacjach pozarządowych i wciąż się wspieramy.

 

- Twój związek z muzyką ukształtował się w czasie politycznych zmian?

- Urodziłem się w 1971 r., w 1989 nie mogłem jeszcze głosować, bo moje urodziny przypadają po 4 czerwca. Starsi koledzy, jak Krzysztof Grabowski z Dezertera, mówią, że stan wojenny i lata 80' to był straszny dół, bo w momencie wejścia w dorosłość to pokolenie miało kompletną blokadę na działania. Dopiero po 1984 ta energia zaczęła stopniowo wracać i gdy komuna upadła wydawało się, że można prawie wszystko. Nowe struktury wydawały się być bardziej otwarte. Chodziliśmy do komitetów Solidarności i tam mówiliśmy, że chcemy działać, robić koncerty, wystawy... i udawało się to robić. W wielu miastach z czasem powstawały lokalne centra kultury alternatywnej i można było organizować rzeczy legalnie. My pierwszy koncert zrobiliśmy jeszcze przed upadkiem komuny, a udał się dlatego, że kolega miał ojca-szefa komitetu miejskiego PZPR. Układy w takiej sytuacji były dość proste: trzeba było po prostu zachować pewne pozory, kolega musiał chodzić na wybory czy referenda, chociaż nie chciał, ale z drugiej strony starsi koledzy uniknęli dzięki jego ojcu obowiązkowej służby wojskowej... Wspomniany koncert odbył się 1 kwietnia 1989 roku i traktuję to jako początek mojej przygody w show-biznesie.

 

- Kto grał na tym koncercie?

- Dwa zespoły z Anglii i trzy zespoły z Polski. Był to m. in. ostatni koncert zespołu Ustawa o Młodzieży, który tego dnia przekształcił się w Inkwizycję, wystąpił też bytomski zespół Ulica.

W tamtym czasie zaprzyjaźniłem się z zespołem Armia, pojechałem zobaczyć jak nagrywa płytę „Legenda” w warmińskiej wsi Stanclewo, gdzie obok niedawno zbudował dom Robert Lewandowski. Po zorganizowaniu im kilku koncertów zaproponowali, żebym zajmował się tym na stałe, przenosząc się jednocześnie do Warszawy. Robert Brylewski, który zaproponował mi pracę, był nie tylko moim idolem i współpracownikiem, ale również przyjacielem. Zostałem również menadżerem zespołów Izrael i Bakszysz. Zjeździłem z nimi całą Polskę, był to bardzo fajny czas. Później pracowałem też jako menadżer z zespołami Negatyw, Kaliber 44 i Evorevo.

 

- Co do muzyki, to jest spory rozstrzał co do rzeczy, którymi się zajmowałeś zawodowo. Pewnie podobnie jest w kwestii tego, czego słuchasz prywatnie?

  Elbląg, Sławomir Pakos.
Sławomir Pakos. Fot. Mikołaj Sobczak

- Muzyka jest jedna, jak śpiewał Robert Brylewski. Przez dłuższy czas funkcjonowałem w dwóch światach muzycznych, komercyjnym i alternatywnym. Chociaż… Armia była po wydaniu „Legendy” jedną z najpopularniejszych grup w tamtym czasie, bycie ich menadżerem w wieku 21 lat było dla mnie dużą sprawą. Po rozstaniu z nimi i powrocie na Śląsk zacząłem pracę dla firmy Alma-Art. Organizowaliśmy koncerty takich wykonawców jak Joe Cocker, ZZ Top, Mike Oldfield, Sinéad O’Connor czy The Rolling Stones na Stadionie Śląskim i dwa festiwale w Spodku. W międzyczasie skończyłem studia i założyłem własną działalność gospodarczą. Równolegle z produkcją koncertów rozpocząłem wydawać nagrania alternatywnych zespołów. Ale mam w dossier również i wydawnictwo sprzedane w nakładzie miliona sztuk – gdy pracowałem dla Sceny FM, spółki zależnej z grupy RMF FM, gdzie trafiłem po wyprodukowaniu Inwazji Mocy w 2000 roku.

I rzeczywiście mam dość duże spektrum lubianych wykonawców z wielu gatunków i podgatunków muzycznych, w tym również komercyjnych (śmiech).

 

- Przez tyle lat pracy z muzykami z wieloma pewnie zdążyłeś się zaprzyjaźnić, z innymi mieć jakieś mniej przyjemne historie. Masz w pamięci jakieś interesujące anegdoty?

- Jest milion takich historii, z czego prawie wszystkie nie nadają się do opowiadania publicznie (śmiech). Wiele z nich to kwestie typowo koleżeńskie, prywatne, druga część to kwestie działań od kuchni, o których nie powinno się opowiadać. Wydawanie płyt i praca z artystami jest dość specyficzna. Wiąże się z nadzieją na popularność, oczekiwaniem sukcesu, a tego celu nie zawsze udaje się osiągnąć. A wtedy następuje rozczarowanie, co prowadzi do emocjonalnych rozmów. Ostatnio taką sytuację miałem z Maćkiem Kurowickim po wydaniu drugiej płyty projektu Evorevo. Została przyjęta entuzjastycznie przez dziennikarzy, ale nie przełożyło się to na takie zainteresowanie ze strony fanów, na jakie liczyliśmy. Jak to często bywa w takich sytuacjach, pojawiły się emocje. Ale wyjaśniliśmy sobie sytuację i przyjaźnimy się do dziś.

Oczywiście na przestrzeni ponad 30 lat nie udało mi się uniknąć konfliktów z niektórymi osobami, ale cieszy mnie i bardzo sobie cenię to, że mam dobre relacje z większością artystów, z którymi pracowałem przez ten czas.

 

- Na przestrzeni lat branża muzyczna potężnie się zmieniła, wystarczy spojrzeć na nośniki, z których korzystamy, czy na to, jak wyglądają obecnie koncerty. Jak oceniasz tę branżę w dobie Spotify, Tidala itd. Jest lepiej, gorzej?

- Jak to powiedział Heraklit? Że nic nie jest stałe? Dawniej większe pieniądze były w płytach, każdy chciał mieć dla siebie fizyczny nośnik. Teraz większe przychody przynoszą muzykom koncerty. Ale na przykład nasi młodsi koledzy z hip hopu stworzyli własne marki odzieżowe, obecnie wchodzą w przemysł spożywczy – czy to wciąż biznes muzyczny?

Poza tym mamy chyba nadpodaż muzyki. Proces nagrywania płyty jest o wiele prostszy, więc powstaje ich bardzo dużo. W latach 80' szukałem nowych wykonawców czytając pozdrowienia i podziękowania na okładkach albumów. Teraz mam nieograniczony dostęp do wszystkiego za pomocą kilku kliknięć. Może ta świadomość sprawia, że nie chce mi się już szukać nowej muzyki?

 

- Z jednej strony mówisz o przemijaniu pewnej epoki, z drugiej swego czasu wróciła popularność winylowych płyt.

- W moim przekonaniu to jest moda. Zastanawiam się, kiedy przeminie i rynek zaleją tanie winyle. Tak jak stało się z płytami cd i dvd. Inna sprawa, że to nie są takie nakłady, jak było w przypadku kaset czy płyt cd. Wydałem parę płyt winylowych, które sprzedały się bardzo szybko: Izraela, Siekierę, Kryzys, Armię, R.A.P. Kilka lat temu Muniek mówił mi, że nakłady tych winyli są większe niż T.Love. Teraz pewnie się to zmieniło, bo oni mają o wiele większy potencjał sprzedażowy w czasie popularności takich płyt. Moimi klientami są osoby mocniej związane z określonymi gatunkami muzycznymi.

 

- Od paru miesięcy mieszkasz w Elblągu. Jakie masz obserwacje co do życia kulturalnego, muzycznego w tym mieście?

- Jeszcze przed przyjazdem zacząłem szukać informacji w sieci internetowej. Jestem pod wrażeniem mrówczej pracy, jaką wykonał twórca Elbląskiej Encyklopedii Muzycznej. To świetna rzecz, której może Elblągowi pozazdrościć wiele ośrodków kulturalnych. Kolejnym odkryciem, już na miejscu, była działalność Stowarzyszenie Co Jest? Jadąc tutaj chciałem robić rzeczy, które oni robią od jakiegoś czasu i robią to świetnie. Starają się dobrze wydać każdy grosz, nie stawiają na tych, którzy sami potrafią sprzedać bilety w klubie. Zamiast tego chcą kreować gusta. Pokazują mniej popularnych artystów, tworzących ciekawe rzeczy, a którzy jeszcze nie przebili się szeroko do mediów, nie zyskali popularności. Dodatkowo świetne jest to, że wchodzą z takimi imprezami jak Elbląskie Święto Muzyki czy Miasto.Gramy w tkankę miejską, organizują je nieoczywistych przestrzeniach. Organizują tez ciekawe spotkania – sam miałem przyjemność uczestniczyć w panelu wraz z dwoma elbląskimi muzykami: Tomkiem Mizerskim i Darkiem Dudzińskim. No i Kiosk! Bardzo chcę z nimi współpracować, rozmawiamy o tym.

Od wielu lat wizytówką miasta jest Mjazzga, która robi co może dla wzbogacenia oferty kulturalnej w mieście, ale jest ograniczona pojemnościowo.

 

- Jakie masz plany i pomysły na działalność w Elblągu?

- Postanowiłem wrócić do robienia koncertów. Przestałem się tym zajmować, gdy w 2004 roku założyłem i stanąłem na czele spółki Ticketpro Polska. Jako prezes firmy biletowej nie mogłem sobie pozwolić na konkurowanie ze swoimi klientami. Póki co zrobiłem dwa koncerty, ale pojawił się problem infrastrukturalny. Prowadzę rozmowy z kilkoma wykonawcami, ale nie mam odpowiedniego miejsca na koncert na kilkaset osób, dla takich zespołów jak Dżem, VooVoo, Happysad, Pidżama Porno, Strachy na Lachy, Dezerter... Próbowałem wynająć sale w Teatrze im. Sewruka i w Światowidzie, ale mimo chęci ze strony tych instytucji nie sposób znaleźć wolnego terminu.

 

- Udało Ci się jednak przygotować koncert Kultu w Hali Sportowo-Widowiskowej.

- I chciałbym zrobić tam kolejne koncerty, negocjuję ich warunki z wykonawcami. Pierwszy był Kult, bo znamy się z nimi od lat, organizowałem im całą Trasę Pomarańczową w 2001 roku. Z kolegami łatwiej się pracuje w takiej sytuacji, są bardziej wyrozumiali. Szukam też innych miejsc, gdzie można coś zrobić.

Przyjaciele namawiają mnie na organizację festiwalu muzycznego w Elblągu. Czy to ma sens? Nie ma po co konkurować z Open'erem, który odbywa się niedaleko. Dlatego wymyśliłem pewną formułę, którą obecnie konsultuję z kolegami robiącymi inne festiwale. Myślę, że powinien się on odbywać w przestrzeni miejskiej, promować Elbląg, ułatwić uczestnikom poznanie naszego miasta. Dzięki ograniczonej ilości widzów stworzyć bliskość między widownią, a artystami. Nie chcę wszystkiego zdradzać, ale dodam, że mam możliwość organizacji mistrzostw Polski w airguitar show, które mogłyby być częścią tej imprezy. Oczywiście główną nagrodą byłaby Złota Giterna i możliwość udziału w mistrzostwach świata. To plany raczej na 2024 rok, bo organizacja festiwalu trwa około roku. Generalnie myślę o zrobieniu imprezy z indywidualnym charakterem, czymś, co będzie ją odróżniać od innych. Może uda mi się zainteresować włodarzy Elbląga?

 

- Życzę, żeby te i inne plany się spełniły. Dzięki za rozmowę!

 

Do materiału dołączamy teledysk do utworu Curriculum Vitae ze studyjnego projektu Sławka Pakosa GOŚĆ/INNOŚĆ Gdzieś Pomiędzy, gdzie spotykamy go także w roli producenta, wokalisty i autora tekstów.

rozmawiał Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Mam pytanie do Tomasza Bil co spowodowało zamieszkanie w Elblągu Sławomira Pakos. ? Co do sal na koncerty biletowane dla kilkusetosobowej publiczności to podpowiadam sale widowiskowo -sportową po rozbudowie w Światowidzie, halę MOSiR na Kościuszki, Galeria EL, dla bardziej kameralnej muzyki to sala koncertowa w Szkole Muzycznej, a w sezonie letnim Podzamcze. Polecam też rozmowę z kierownictwem Ratusza Staromiejskiego o fajnych piwnicach tego obiektu o pow.500 m2 które czekają na chetnego do wynajęcia. Życzę nowemu elblązaninowi powodzenia w działaniu na trudnym prowincjonalnym terenie z jeszcze trudniejszymi skrajnie nienowoczesnymi małomiasteczkowymi decydentami, Polecam też współpracę z Galerią EL przy reaktywacji Jazzbląga, bardzo nam tego potrzeba.
  • Nam brakuje festiwalu, takiego jak robią w w Suwałkach czy Bielsku Białej. Zwłaszcza tym pierwszym miasto od lat wygrywa zainteresowanie sobą, regionem i.... festiwalem. Na miejscowy urząd w obecnej obsadzie bym nie liczył.
  • @lubie.kefir - Won stąd ruski agencie zwoleniku morderców ze wschodu przyjdzie czas że będziesz się bał wyjść na ulicę za popieranie morderców ze wschodu.
  • Czekam na..... DŻEM!!!!
  • Życzę powodzenia Sławkowi i przychylności "nowego otoczenia". Przekonacie się, że warto, mieszkańcy Elbląga.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    4
    1
    Adam z KATO(2022-12-25)
  • Bardzo ciekawy wywiad!!! Jak zawsze kiedy Sławek opowiada o swoich doświadczeniach w branży muzycznej. Trzymam kciuki żeby mu się udało.
  • @lubie.kefir - Ostatni raz ci tłumacze lewacki przygłupie jestem z Elbląga. Po drugie żadnego kieszonkowego nie biorę jes4em emerytem. Po trzecie to ciebie rodzice utrzymali a ty w nagrodę nimi pomiatałeś o uprzykszales im życie nierobie i nieudaczniku życiowy
  • @lubie.kefir - Notki się doczekałeś? Tylko że już nie jesteś członkiem partii Razem pognali cię jak kundla który ujada bez celu. Co za tym idzie straciłeś parasol ochronny w postaci prawników. Więc prędzej czy później będziesz siedział za propagowanie ustroju totalitarnego. I powtarzam że takiego przygłupa żadna partia komunistyczna nie chcę. Zatem do roboty dziadu nieudolny
  • @lubie.kefir - Nieukiem jestem? Przypominam że to Ty chwaliłeś się studiami których nie skończyłeś. Nie wspomnę że jesteś zwykły kłamca i łgarzem. Człowiek bez sukcesów i osiągnięć który ubliża innym i ty uważasz że ja się przejmuje tymi Twoimi wyzwiskami? Każde moje słowo prawdy o Tobie piecze cie i boli jak cholera i ma boleć boś człowiek bez zasad i honoru w dodatku życiowy nieudacznik.
  • @lubie.kefir - Żebyś Ty był normalnym facetem to już dawno byś z liścia dostał ale żeś oferma życiowa i pozostaje ci tylko ubliżanie.
  • @lubie.kefir - Powiedz szczerze jak to jest jak każdy pluje na ciebie na ulicy łgarzu lewacki?
  • Ludzie opanujcie się! Czytam komentarze dwóch zacietrzewionych czytelników, pełne steków wyzwisk i nienawiści i wstyd mi za was. Są Święta a wy się tak błotem obrzucacie, w imię czego się pytam, bo najchętniej to pewnie byście sobie głowy pourywali żeby sobie ulżyć. Pomijając fakt, że wasza dyskusja odbiega całkowicie od tematu bardzo ciekawego artykułu.
Reklama