
Damian Jarzembowski w szczerej rozmowie mówi o budowaniu drużyny na nowo, transferach, trudnym dziedzictwie po minionym sezonie i o tym, dlaczego pasja i pozytywne nastawienie to dla niego fundamenty codziennej pracy. To wywiad z trenerem elbląskiego klubu o wizji, która wykracza poza boisko i o tym, że najważniejsze zwycięstwa zaczynają się w głowie. Jego drugą część opublikujemy 13 lipca.
- Jak to się stało, że trafił Pan do Elbląga i dlaczego wybrał Pan właśnie Olimpię? Nie martwiły Pana te wszystkie doniesienia o problemach?
Damian Jarzembowski: - Myślę, że najważniejszym atutem każdego klubu są przede wszystkim ludzie. Osoby, które obecnie tworzą i zarządzają Olimpią, przekonały mnie do tego projektu. Widzę realną chęć wprowadzania zmian, zarówno pod kątem organizacyjnym, jak i sportowym. Mówimy o usprawnieniach na wszystkich poziomach: od funkcjonowania pierwszej drużyny, przez akademię, aż po całą strukturę klubu. Równie ważne jest budowanie pozytywnego wizerunku, wzmocnienie współpracy z mediami oraz z samym miastem i prezydentem Elbląga. Uważam, że kluby, stowarzyszenia sportowe w naszym mieście są jego wizytówką i mogą działać na korzyść lub na niekorzyść całej społeczności. Dlatego zależy nam, aby Olimpia była nie tylko klubem, który odnosi sportowe sukcesy, ale także instytucją, która wzmacnia prestiż Elbląga na arenie krajowej. Przekonanie do tej wizji i misji dały mi właśnie osoby odpowiedzialne za zatrudnienie, takie jak Robert (Krawczyk, członek zarządu Olimpii - dop. red.), Grzegorz (Brzozowski - przyjaciel klubu, przedsiębiorca - dop. red.) czy Kamil (Czyżak - przyjaciel klubu, były dyrektor Olimpii - dop. red), a także wsparcie ze strony prezydenta i władz miasta. To właśnie dobre relacje z urzędem, samorządem i instytucjami wojewódzkimi są fundamentem stabilnego funkcjonowania klubu. Widzę w tym wszystkim ogromny potencjał i czuję, że razem możemy zbudować coś trwałego. Traktuję Olimpię jak firmę, którą trzeba uporządkować, zbudować jej struktury i procesy, dbać o profesjonalny wizerunek i PR, a także przeprowadzić swoisty „twardy reset” w wielu obszarach. Jednocześnie nie ma obecnie parcia na natychmiastowe wyniki sportowe. Chcemy inwestować w długofalowy rozwój, rozkładając efekty naszych działań na kilka lat. W tym czasie ma nastąpić modernizacja stadionu, która, jestem przekonany, będzie możliwa dzięki wsparciu płynącemu bezpośrednio z Urzędu Miasta oraz prezydenta Elbląga. Myślę, że mogę o tym mówić z pełnym przekonaniem, ponieważ uczestniczyłem w spotkaniu z prezydentem, gdzie omawialiśmy ten projekt. Prace modernizacyjne zaplanowano w czterech etapach: od poprawy murawy, przez trybunę długą, aż po trybunę krytą i łuki. Ten proces ma na celu stworzenie nowoczesnej infrastruktury, która będzie ściśle powiązana z naszą ambicją powrotu Olimpii do 2. ligi. Plan zakładamy na około trzy sezony. Oczywiście każdy sportowiec marzy o wygrywaniu każdego kolejnego meczu i o wysokiej pozycji w tabeli już teraz. Jednak cenię, że działamy rozważnie, nie „na wariata”, skupiając się przede wszystkim na wzmocnieniu fundamentów klubu i poprawie płynności finansowej. Świadomi jesteśmy, że zobowiązania będą nam jeszcze przez jakiś czas towarzyszyć, dlatego rozsądne zarządzanie to klucz do trwałego sukcesu. Jest na to plan, jest na to pomysł działaczy, dlatego zdecydowałem się zaangażować w ten projekt.
- A czy to się nie kłóci z podpisaniem kontraktu tylko na rok, z opcją przedłużenia o kolejny sezon?
- Myślę, że w tej branży jest to zupełnie naturalne. Jeżeli klub będzie widział, że wnoszę wartość, że wiem, co robię i że skutecznie buduję ten projekt, to z pewnością szybko pojawi się chęć przedłużenia współpracy. Z drugiej strony rozumiem działaczy, bo sami wchodzą w ten temat trochę z „partyzanckiego” podejścia, nie są jeszcze do końca przygotowani, ponieważ pochodzą z innych branż i piłka nożna nie była ich dotychczasową specjalizacją. Jednak szybko się „złapali”, mają biznesowe doświadczenie, które umiejętnie przenoszą na sport. Mi to odpowiada, bo sam podchodzę do piłki nożnej jak do organizacji, gdzie kluczowe są poukładane struktury i płynne procesy. Jestem człowiekiem praktycznym, jeśli widzę, że coś mnie ogranicza, albo projekt nie zmierza w kierunku, który uznaje za właściwy, to uważam, że nie ma sensu trwać na siłę. W sporcie, tak jak w pracy, ani trener, ani działacze, ani zawodnicy nie mogą być zmuszani do współpracy, jeśli nie ma między nimi zrozumienia i wspólnej wizji. Dobrym przykładem jest sytuacja, gdy przyszedłem do zespołu z zakontraktowanym tylko jednym seniorem, czyli Kozerą i kilkoma młodzieżowcami. Gdy pojawiła się oferta testów dla Kozery w Chrobrym Głogów, podjęliśmy ryzyko, pozwalając mu wyjechać. Wiedzieliśmy, że może się to wiązać z różnymi komplikacjami, zwłaszcza biorąc pod uwagę trudną sytuację finansową zespołu. Nie chcieliśmy jednak zabierać szansy, zgodziliśmy się, pozwoliliśmy mu się sprawdzić. Kozera złapał jednak kontuzję, przez co straciliśmy zawodnika i potencjalny przychód, bo zbierał pochlebne opinie. Mimo to uważam, że wartości ludzkie mają w tym wszystkim większe znaczenie niż krótkoterminowe kalkulacje biznesowe. W dłuższej perspektywie to one decydują o sukcesie i stabilności klubu. Tak podchodzę do życia i do piłki. Wierzę, że długofalowa wartość płynie przede wszystkim z ludzi, a nie tylko z szybkich efektów.
- A czy w krótkim terminie nie obawia się Pan, że wobec tych dużych zmian możemy powtórzyć casus Olsztyna i w tej lidze się poślizgnąć? Swoją drogą drużyny z województwa warmińsko-mazurskiego w ostatnich latach zazwyczaj nie radziły sobie zbyt dobrze w tej lidze.
- Przestrzegam zarówno zawodników, jak i działaczy, przed zbyt pochopnym wnioskiem, że ktoś radził sobie w drugiej lidze, automatycznie poradzą sobie także w trzeciej. To niestety nie jest prawda. Trzecia liga wcale nie jest ligą zdecydowanie słabszą niż druga. Wręcz przeciwnie, jestem niemal przekonany, że co najmniej pięć najsilniejszych drużyn z trzeciej ligi spokojnie mogłoby rywalizować o utrzymanie na poziomie drugiej ligi. To ważny wskaźnik jakości tej ligi. Przykładem może być chociażby Pogoń Grodzisk Mazowiecki, która w poprzednim sezonie sięgnęła po mistrzostwo trzeciej ligi, a następnie potwierdziła swoją wartość w drugiej lidze. To wyraźnie pokazuje, że różnica poziomów między tymi klasami rozrywkowymi nie jest aż tak duża, jak się często sądzi. Podobnie sytuacja wygląda teraz z Unią Skierniewice, która triumfowała w trzeciej lidze i moim zdaniem spokojnie poradzi sobie w drugiej, nawet w górnej połowie tabeli. Mówimy tutaj o klubach dobrze zorganizowanych, z solidnymi procesami i wieloletnim budowaniem fundamentów, a nie o przypadkowych przedsięwzięciach. To fakt, że w krótkim czasie wprowadzamy wiele zmian na poziomie strukturalnym, od działaczy, przez panią sekretarkę, sztab szkoleniowy, nawet panią sprzątającą. Jest pewnego rodzaju zagrożenie, natomiast bardzo dużo czasu poświęcamy na selekcję zawodników. Nieustannie staramy się dobierać ich jak najlepiej, choć oczywiście nie mamy możliwości weryfikacji każdego pod kątem wideo, ale z drugiej strony nie wszystkie dostępne materiały wideo są miarodajne w kontekście stylu gry, który chcemy realizować. Dodatkowo, ogranicza nas budżet. Wielu zawodników, którzy byliby dla nas wartościowi, jest poza naszym zasięgiem finansowym. Wszyscy jednak, którzy trafiają do naszego zespołu, są oceniani na podstawie trzech kryteriów: analizujemy ich statystyki i dane z transfermarkt, kontaktujemy się z poprzednimi trenerami, a także sprawdzamy opinie kolegów z obecnego lub wcześniejszych klubów, którzy znają ich styl i podejście. Takie kompleksowe podejście pozwala nam minimalizować ryzyko błędnych decyzji transferowych, zwłaszcza że obecnie otrzymujemy od 30 do 40 ofert tygodniowo, co tworzy dużą bazę danych i jednocześnie zwiększa wymagania wobec procesu selekcji.
- Napływa do klubu aż tyle ofert? Zawodnicy zgłaszają się indywidualnie, czy raczej pośredniczą w tym menedżerowie albo agencje?
- Napływa bardzo wiele. Przeważająca część pochodzi od agencji menedżerskich oraz indywidualnych menedżerów. Równocześnie zdarzają się zawodnicy, którzy sami zgłaszają się do nas, często są to piłkarze, którzy grali w niższych ligach szukając swojej szansy. Często są to jednak bardziej marzenia niż rzeczywistość, którą musimy skrupulatnie weryfikować, co pochłania sporo czasu i energii. Mimo to zależy nam, aby podejmować decyzje świadome i trafne, ponieważ margines błędu jest w naszej sytuacji niezwykle wąski. W tym roku ponownie mieliśmy spadki drużyn z Warmii i Mazur z trzeciej ligi, co pokazuje, że zespoły z województw mazowieckiego czy łódzkiego dysponują większym potencjałem finansowym i stabilniejszą strukturą, budowaną przez wiele lat na tym poziomie rozgrywek. To oczywiście stanowi wyzwanie. Jednak koncentruję się na budowie zespołu, który będzie w stanie rywalizować z każdym przeciwnikiem w tej lidze. Mam jasną wizję i wyraźnie określone oczekiwania wobec osobowości zawodników. Choć może to zabrzmieć optymistycznie lub nawet naiwnie, jestem głęboko przekonany, że nasza drużyna utrzyma się w lidze. Wręcz wierzę, że będziemy stabilni i powtarzalni jeśli chodzi o wyniki.
- Czy optymizm trenera wynika przede wszystkim z jakości zawodników oraz jego znajomości trzeciej ligi, które razem dają pewność spokojnego utrzymania?
- Gwarancji w życiu, a zwłaszcza w sporcie, nigdy nie mamy. To oczywiste. Jednak moje przemyślenia i odczucia skłaniają mnie ku pozytywnemu nastawieniu. Uważam, że mamy w drużynie kilku zawodników, którzy w tej lidze dadzą wartość. To właśnie oni będą potrafili prowadzić zespół, wskazywać kierunek, jak wygrywać mecze lub przynajmniej skutecznie radzić sobie, a czasem „przepchać” trudne, często szczęśliwe dla nas spotkania, bo takie w piłce się zdarzają. Wierzę, że podejmujemy właściwe decyzje. Ostateczną weryfikacją będzie jednak boisko.
- Na jakich pozycjach trener wciąż widzi potrzebę wzmocnień? Czy po kontuzji Dominika Kozery pozycja napastnika, klasycznej „dziewiątki”, stała się absolutnym priorytetem?
- Ściągnięcie napastnika to obecnie priorytet nie tylko dla nas, ale właściwie dla wszystkich zespołów zarówno w tej lidze, jak i w całym kraju. Szczerze mówiąc, rozmawiam z klubami z II i I ligi i wszyscy szukają "dziewiątki". Każdy chciałby mieć skutecznego napastnika, ale prawdziwych "dziewiątek" na rynku jest jak na lekarstwo. Często zgłaszają się zawodnicy przedstawiający się jako napastnicy, a po chwili okazuje się, że to raczej "dziesiątki" lub skrzydłowi. A jeśli ktoś deklaruje, że woli grać bliżej linii bocznej, to nie jest dla nas typowa dziewiątka. Kontuzja Dominika Kozery na pewno komplikuje sprawę, ale zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie szukamy rozwiązań. Jedną z opcji jest przesunięcie Oskara Kordykiewicza na tę pozycję, choć to naturalna "dziesiątka" i wtedy dużo tracimy w środku pola. Eksperymentujemy też z Erykiem Jarzębskim jako napastnikiem, bo dostrzegamy u niego spory potencjał. Nie zmienia to faktu, że cały czas rozglądamy się za napastnikiem. Mamy na oku dwa nazwiska, ale to na razie bardziej marzenia, trudne do zrealizowania, przede wszystkim ze względów finansowych. Nie chcemy tworzyć kominów płacowych. Jeszcze raz podkreślę: płynność finansowa to jeden z naszych kluczowych celów na ten sezon. Myślę, że zarząd przedstawi je szerzej podczas konferencji przedsezonowej. Jednym z nich będzie na pewno właśnie stabilność finansowa, drugim spokojne utrzymanie się w lidze, a trzeci pozostawiam już do ogłoszenia władzom klubu.
- Ci zawodnicy są napastnikami z poziomu centralnego, z I albo II ligi, czy raczej mówimy o graczach z niższych klas rozgrywkowych?
- Jeden z tych zawodników występował już w Elblągu, grał w Olimpii i jest z niedaleka, więc można powiedzieć, że już sam ten fakt zawęża krąg domysłów.
- A jak się nazywa?
- Nie, nie zdradzę nazwiska, bo nie wiem, czy finalnie dogada się ze swoim obecnym klubem. Na dziś nie mam pewności, czy zostanie tam gdzie jest, czy będzie dostępny.
- To doświadczony zawodnik, tak?
- Zdecydowanie! Ogólnie priorytetem jest napastnik, ale równie ważne pozostaje pozyskanie środkowego obrońcy, który da nam alternatywę lub nawet wskoczy do pierwszego składu. Buduję ten zespół od tyłu, bo dla mnie fundamentem jest dobrze zorganizowana defensywa. Wiem, że decydują bramki, ale bez stabilnej obrony trudno o sukces. W obecnym chaosie - testach, rotacjach i brakach kadrowych - nie da się zbudować wszystkiego naraz. Trzeba zacząć od podstaw, a te są w obronie. Jeśli nie stracimy gola, na pewno nie przegramy.
- W jakim ustawieniu planuje trener grać?
- Generalnie przywiązuje mniejszą wagę do samego ustawienia na boisku, a większą do zasad, które łączą zawodników w trakcie gry. Niemniej jednak wiem, że ustawienie w pewien sposób pomaga złapać stabilność, dlatego mocno przygotowujemy się do gry w systemie 3-4-2-1 lub 3-4-3, w zależności od preferencji. Zespół Olimpii funkcjonował w takim ustawieniu już w poprzednim sezonie, a mi osobiście jest ono bardzo bliskie. W poprzednich klubach często musiałem dostosowywać taktykę do przeciwników, bo uważam, że miałem mniej jakości na boisku niż będę mieć tutaj, w Elblągu. Wydaje mi się, że uda się zbudować zespół silniejszy niż ten, którym dysponowałem w Wikielcu, chociaż tam również było kilku zawodników prezentujących wysoki poziom na tle ligi. W Olimpii mamy jednak zupełnie inny tryb pracy. Tutaj trenujemy codziennie. W Wikielcu wielu zawodników łączyło grę z pracą zawodową. Bywało, że sześciu, siedmiu piłkarzy łączyło grę z etatem. To mocno wpływało na efektywność treningów. Trudno było oczekiwać pełnej koncentracji i świeżości, jeśli ktoś przyjeżdżał na zajęcia po ośmiu godzinach pracy. Dla mnie bardzo ważny jest balans, równowaga między futbolem a życiem osobistym. Uważam, że czasami bardziej wartościowy niż trening może być spacer z rodziną, z psem, krótka wycieczka albo po prostu chwila odpoczynku. Trzeba mieć przestrzeń na oddech i uśmiech. Jeśli ktoś kończy pracę o 16:00, potem jedzie z Elbląga czy Olsztyna do Wikielca na trening, a wraca do domu o 21:00, to kiedy znajduje czas na rodzinę, dzieci, radość z dnia? Przecież drugiego dnia znów wstaje, znów praca, znów trening, znów późny powrót. I tak się kręci jak chomik w kołowrotku. Na krótką metę to może działać, ale na dłuższą to po prostu nieracjonalne. Piłka nożna ma dawać radość i przyjemność. Nawet jeśli to nasza praca, to przecież każdy, niezależnie od zawodu, powinien wykonywać swoje obowiązki z uśmiechem i pasją. Jeśli ktoś idzie do pracy bez chęci i satysfakcji, to czy naprawdę jest w stanie być maksymalnie efektywny?
- Trenerze, a propos Wikielca, czy zarządowi nie zabrakło cierpliwości? Czy nie uważa trener, że mimo wszystko utrzymałby drużynę i sięgnął po Wojewódzki Puchar Polski?
- To zabrzmi słabo, bo tak się nie stało. Miałem jednak ogromne przekonanie i byłem w 100 procentach pewien, że wygramy Puchar i utrzymamy się w lidze. Mówiłem to chłopakom. Nie wiem, skąd to wynikało, może to naiwne, może ktoś powie, że to nieprawda, ale miałem 100 procent przekonania. Zaufałem bardzo, wierzyłem w chłopaków, wierzyłem, że kontrolują sytuację, że rywale, z którymi pod koniec gramy, są w naszym zasięgu. To nawet nie wynikało z moich przemyśleń, bo mogłem naiwnie tak myśleć. Rozmawiałem z zawodnikami, widziałem w liderach zespołu wiarę, brak wątpliwości. Mecz z Bronią to było totalne nieszczęście, że go nie wygraliśmy, bo to był mój ostatni mecz w roli trenera. Stworzyliśmy wtedy 26 okazji, a oni mieli tylko trzy sytuacje. To był po prostu pech. Gdybym widział w tym meczu wątpliwości u chłopaków, powiedziałbym pas, ale widziałem ogromne zaangażowanie i chęć, dlatego byłem spokojny. Nie jestem osobą, która po pierwszych trudnościach ucieka. Rok wcześniej miałem duże wątpliwości i sam powiedziałem pas, a wtedy drużyna się zgrała i utrzymaliśmy się. Cieszę się, że udało się wygrać Puchar, bo bez tego byłby wielki niedosyt. W takich okolicznościach zdobycie medalu ma ogromną wartość.
- W takich okoliczności otrzymuje się medal za wygranie Wojewódzkiego Pucharu Polski?
- Otrzymuje się, ale nie otrzymałem.
- Zarząd Olimpii zwraca uwagę na WPP? Była w ogóle mowa o tych rozgrywkach i czy jest jakiś cel, żeby Olimpia je wygrała?
- Zarząd Olimpii nie stawia Wojewódzkiego Pucharu Polski jako głównego celu w najbliższym czasie. Klub skupia się przede wszystkim na stabilnym utrzymaniu i budowaniu drużyny na przyszłość. W związku z tym, gdy przyjdzie nam grać w rozgrywkach pucharowych, musimy rotować składem i podejść do tego tematu rozsądnie. Nie oznacza to jednak, że nie wychodzimy na boisko, żeby wygrać. Wręcz przeciwnie, zawsze chcemy zwyciężać, ale jeśli wystawimy rezerwy, które mogą sobie nie poradzić, to też jest w porządku, bo nie ma presji, by puchar był dla nas priorytetem. Podobnie jest z Pro Junior System i uważam, że słusznie, bo skupiamy się na budowaniu fundamentów klubu, drużyny i całego otoczenia, w tym akademii. Chcemy, aby za kilka lat wychodziły stąd roczniki zawodników przygotowanych do gry w stylu, jaki chcemy prezentować. W trakcie sezonu będziemy się poznawać, ja z drużyną, drużyna ze mną, i wspólnie stworzymy stabilny fundament. Być może przełoży się to także na współpracę z zespołami rezerw i starszymi juniorami. Zależy mi, aby nie kolidować z działaniami akademii, którą uważam za dobrze prowadzoną. Ostatnie lata nie były dla akademii optymalne z powodu różnych anomalii, ale jestem przekonany, że teraz wszystko wróci na właściwe tory. Za dwa, trzy sezony Olimpia będzie zdecydowanym liderem w szkoleniu dzieci i młodzieży. Jest już liderem, ale teraz będzie nim w sposób bardzo wyraźny i trwały
- A jeszcze będąc przy Wikielcu, w ostatnich dniach pojawiła się informacja, że Zieliński podpisał kontrakt z nimi. Czy w ogóle była opcja, żeby Wojciech tutaj, w Elblągu, został? Czy rozmawiał Pan z nim na ten temat? A może spotkaliście się jeszcze na początku przygotowań, w czerwcu?
- Nie, w czerwcu się nie spotkaliśmy. Natomiast intensywnie rozmawialiśmy z zawodnikiem i jego sztabem, z dwoma, trzema jego agentami czy menedżerami, którzy go reprezentują. My natomiast bardzo chcieliśmy Wojtka u siebie zatrzymać…
- Może tutaj wystąpiła klasyczna sytuacja 50 na 50? Olimpia chciała zatrzymać Wojtka, ale on nie był zainteresowany.
- Jego agenci bardzo intensywnie sondowali rynek drugoligowy, licząc, że uda się znaleźć odpowiedni klub. Ostatecznie jednak żaden z tematów nie nabrał realnych kształtów. W pewnym momencie Wojtek trafił na testy do Olimpii Grudziądz, zagrał nawet przeciwko nam w sparingu, ale nie zdecydowano się na jego usługi. I to właśnie po tej decyzji Grudziądza byliśmy najbliżej jego powrotu do Elbląga. Ostatecznie jednak sprawa rozbiła się o finanse. Mówiąc wprost, nie wyceniliśmy tego transferu na poziomie, który satysfakcjonowałby samego zawodnika i jego przedstawicieli. My patrzymy na budowę zespołu jako na całość. Nie chcemy przekombinować w indywidualnych przypadkach i zaburzać równowagi finansowej. Jeśli uznajemy, że dana kwota jest zbyt wysoka, to nie pójdziemy w nią tylko po to, żeby kogoś pozyskać. Olimpia Elbląg nie może sobie dziś pozwolić na podejście: „uważamy, że to za dużo, ale damy więcej, bo bardzo nam zależy”. Działamy rozsądnie i długofalowo.
Drugą część wywiadu opublikujemy w niedzielę, 13 lipca. Patronem medialnym ZKS Olimpii Elbląg jest Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl