UWAGA!

W historii najważniejszy jest przede wszystkim człowiek (Elblążanie z pasją, odcinek 42)

 Elbląg, Piotr Imiolczyk jako powstaniec styczniowy...
Piotr Imiolczyk jako powstaniec styczniowy... (fot. AD, archwium portEl.pl)

Wieloletni nauczyciel, wspaniały pedagog, społecznik, miłośnik historii, elblążanin z pasją – Piotra Imiołczyka nie trzeba chyba nikomu przestawiać. Nam opowiedział, jak przygotowuje się do historycznych inscenizacji i co kryje jego gabinet historyczny.

- Czy współczesną młodzież, żyjącą w świecie smartfonów, Internetu i gier komputerowych interesuje jeszcze, jak to kiedyś było z tą naszą Polską?
      
Piotr Imiołczyk: Kiedyś ktoś mi powiedział, że historia jest jedna, natomiast wszystko zależy od interpretacji. Na przykładzie dzieci historia też jest jedna, ale wszystko zależy od tego, jak nauczyciel ją opowiada. Jeżeli mamy na przykład do dyspozycji środki współczesne, to należy je wykorzystywać również ucząc się historii. A można ją opowiedzieć na sto tysięcy różnych sposobów. I te sto tysięcy sposobów daje olbrzymi wachlarz. Dla jednych może to być komputer, dla drugich film, dla innych Internet czy książka albo inscenizacja historyczna. Gdzieś ktoś zawsze zaskoczy. Oprócz tego mile i pięknie jest opisywać życie ludzi i tych wielkich i tych małych i na ich przykładzie od ogółu do szczegółu dojść do wielkich wydarzeń i przemian historycznych. Zawsze jest jakiś sposób, który może zmusić dziecko do tego, by chciało zainteresować się każdą dziedziną wiedzy, także historią. Jeżeli tylko chce.
      
       - Ma pan pamięć do dat?
      
- Absolutnie nie, ale wiem ze swojego doświadczenia, że jeżeli historię zamienimy w daty, to będzie to najnudniejsza nauka na świecie.
      
       - Jednak musiał się pan kiedyś tych dat nauczyć?
      
- Tak, ale jak człowiek się w czymś specjalizuje, to te daty same przychodzą. Ja nie muszę na przykład znać dat wojny peloponeskiej, skoro się nią nie interesuję. Wiadomo, że trzeba gdzieś tam w poszczególnej epoce czy podepoce je pozapisywać, ale te daty konkretne szczegółowe, dzienne, godzinne nie mają tak wielkiego znaczenia. Chyba, że jest to data taka jak godzina „W” czyli Powstanie Warszawskie. Wszystkim wiadomo, że jest to godzina 17. Ale takich dat jest niewiele. Nie obciążajmy historii datami, bo wszelkie daty w historii są przypadkowe, dopiero potem nabierają znaczenia. W historii najważniejszy jest przede wszystkim człowiek. Człowiek i jego intencje.
      
       - Jest pan barwną i rozpoznawalną postacią w Elblągu, inicjatorem znanych już happeningów takich jak Powstanie Warszawskie, Listopadowe, Styczniowe, Kościuszkowskie, słynny Piekarczyk, prowadzi pan Elbląskie Koło Historyczne. Strasznie tego dużo. Robi pan to całym sobą, całym sercem, za co ludzie bardzo pana cenią.
      
- Z tymi happeningami zaczęło się już w przedszkolu (śmiech). Zasada jest prosta. Ktoś kiedyś powiedział pewną mądrą rzecz. „Kto to jest nauczyciel? - Niespełniony aktor” czyli krótko mówiąc, jeżeli kogoś rozpiera niesamowita energia, to musi sobie tak ułożyć swój warsztat pracy, by to, co wykłada, nie było tylko danym przedmiotem, w moim wypadku jest to historia, ale żebym to był ja. Ważniejsze jest jednak coś zupełnie innego. Są dwa różne przekazy kształcenia dzieciaków. Jeden stawia nauczyciela z boku, a uczniowie się sami kształtują, a drugi mówi, że to ty jesteś mistrzem a oni są uczniami. I tyle, ile ty przekażesz jako mistrz, tyle oni zapamiętają jako uczniowie, a potem będą starali się ciebie obalić i udawać, że są od ciebie mądrzejsi.
      
       - I pan jest tym mistrzem?
      
- Jestem mistrzem, bo ta zależność mistrz – uczeń istnieje już tyle czasu, ile istnieje ludzkość. A potem ten uczeń, który czerpie wiedzę od swego mistrza, obala go. Jest to bardzo prosta zasada, która funkcjonowała i w polityce, i gospodarce, i kulturze. Czemu nie miałaby funkcjonować w oświacie? Ja jestem przede wszystkim po to, by kształtować uczniów jako obywateli polskiego społeczeństwa. Muszą więc być uczciwi, przyzwoici, pracowici i muszą mieć trzy cechy: poczucie godności, honoru i niełamanie raz danego słowa. Do tego muszą być oczywiście kulturalni.
      
       - Uczniowie pana uwielbiają. Jest pan nauczycielem z powołania...
      
- Pewne rzeczy dziedziczy się w genach. Ja jestem już czwartym pokoleniem w mojej rodzinie, które ma coś wspólnego z oświatą. Mój ojciec nauczyciel powiedział mi kiedyś: „Synu pamiętaj, cokolwiek by twoje dzieci źle zrobiły lub jakiejkolwiek doświadczyłyby porażki, to jest to twoja wina, bo ty jesteś ich nauczycielem i opiekunem”. A jaki jestem w szkole? Prosta zasada. Jeżeli chcę, by uczniowie przebrali się na 8 marca na Piekarczyka w dziwaczne stroje i się wygłupiali przed innymi dzieciakami, to ja też muszę to zrobić. W innym razie oni się zniechęcą a jeżeli ja przebiorę się wraz z nimi i się wygłupiam, jest to zupełnie inna motywacja i dla nich i dla mnie.

  Elbląg, Piotr Imiołczyk ze swoimi uczniami przygotował m.in. inscenizację Powstania Warszawskiego
Piotr Imiołczyk ze swoimi uczniami przygotował m.in. inscenizację Powstania Warszawskiego (fot. WS, archwium portEl.pl)


      
       - A jak wygląda pana szkolny gabinet?
      
- Oprócz tego, że ukrytych jest tam wiele rekwizytów i ubrań wykorzystywanych w inscenizacjach, znajduje się tam moje biurko, mój podest i moja mównica. No i oczywiście wielki fotel. Uczniowie siedzą w ławkach ustawionych w podkowę. Wygląda to tak, jakby zasiadali w Sejmie czy Senacie. I obojętnie, czego bym nie zrobił i jakbym nie siedział, to i tak jestem wyższy od nich. Już to obrazuje tę zależność mistrz – uczeń. Uczniowie wiedzą, że nie mogą wejść na mój podest, bo to jest sacrum i oni bardzo dobrze się z tym czują. Poza tym obowiązują zasady kultury. Oni wiedzą, że jak jest dzwonek na przerwę, to nie wybiegają z klasy, bo najpierw się musimy pożegnać. Dopiero wtedy mogą wyjść.
      
       - Wróćmy jeszcze na chwilę do pana sławnych happeningów. To, co pan robi, to świetny sposób na poznanie przez uczniów historii. Taka historia w praktyce. Poprzez uczestnictwo w historycznych inscenizacjach z pewnością łatwiej jest im zapamiętać, poczuć, jak to kiedyś było, niż jakby mieli przeczytać suche fakty w książce.
      
- Jasne, że tak. Jeżeli mamy na przykład Powstanie Styczniowe, które ja bardzo mocno promuję, bo mój prapradziadek Andrzej Potocki zginął na Syberii jako zesłaniec po Powstaniu Styczniowym, to jeżeli taki uczeń ubierze buty i lniane spodenki, kożuch albo płaszcz, dostanie karabin, kosę albo kij, na głowę założy konfederatkę i sobie pomaszeruje trzy, cztery godziny w zimnie i śniegu, to wtedy zrozumie, ile trzeba było heroizmu, samozaparcia, żeby pójść do tego lasu i nie siedzieć tam tylko kilka godzin, a kilka tygodni, miesięcy albo cały rok. Jeżeli przebiorę uczniów w powstańców warszawskich i oni sobie poganiają w tę i z powrotem po starówce, to nagle zrozumieją, że ten karabin jest ciężki, że hełm jest ciężki i wyobrażą sobie i tych Niemców i sto tysięcy zarżniętej ludności cywilnej i karabiny niemieckie, które są wycelowane w ich serca. A jak to zobaczą, to poczują, ile trzeba było heroizmu i odwagi, ale także i dziecięcej głupoty, by pójść do tego powstania. I to jest fajna zabawa. Fajne jest też to, że po tej naszej inscenizacji oni do mnie przychodzą i żądają książek, które dotyczą tego wydarzenia. Nasz młody „naczelnik Tadeusz Kościuszko” sam przyszedł do mnie i poprosił o książkę o Kościuszce. A po happeningu koledzy zmienili mu ksywkę na „Tadek”.
      
       - Podobno ostatnio nakręcił pan z uczniami film o Powstaniu Warszawskim?
      
- Nakręciliśmy go 1 maja. Wtedy to 26 dziewczyn i chłopaków wyszło przebranych za powstańców warszawskich na starówkę, gdzie kręciliśmy sceny, które później będą odtworzone dla tych wszystkich, którzy przyjdą 1 sierpnia na inscenizację Powstania Warszawskiego. Były tam takie sceny jak wręczanie broni, zakładanie opasek. Była też scena, jak powstańcy biegną przez cały płonący Elbląg, czyli Warszawę. Lataliśmy po całym Starym Mieście i mieliśmy niesamowitą zabawę.
      
       - W taki sposób można też łatwiej wzbudzić w młodych ludziach patriotyzm…
      
- Patriotyzm to obecnie słowo, które jest bardziej hasłem politycznym. Tak naprawdę bardzo trudno jest określić, co to pojęcie w ogóle oznacza, bo im człowiek mocniej walczył o tę Polskę, im człowiek miał większe przeciwności losu walcząc o nią, jak zesłanie czy kaźń gestapowska, to nie mówi nic o patriotyzmie, bo co to jest? Nie wiadomo. To mówi raczej o obowiązku względem ojczyzny. I ten obowiązek mówi tak, że jeżeli trzeba tej ojczyzny z karabinem bronić, to się po prostu bierze ten karabin i się walczy, jeżeli trzeba dla tej ojczyzny pracować, to się pracuje. I to jest obowiązek. W zamian za to ta ojczyzna daje nam jakieś przywileje. Moja cała zabawa historią w szkole i ta cała zabawa z dzieciakami polega na tym, żeby kształcić w nich pewne cechy - nie patriotyzm, ale obowiązkowość, poczucie godności i honoru i niełamanie raz danego słowa. I poczucie tej obowiązkowości, kształtowanie w nich postaw obywatelskich jest najważniejsze a historia sama w sobie i te wszystkie happeningi bądź inscenizacje są drugorzędne. Choć dla nich w tej chwili są najważniejsze a mnie odmładzają (śmiech).
      
       - Podobno sam pan wyposaża się we wszystkie potrzebne do inscenizacji rekwizyty i płaci za nie słono ze swojej kieszeni?
      
- W przeciągu czternastu miesięcy na 47 strojów powstańców styczniowych i 22 stroje powstańców warszawskich wydałem 12 tysięcy złotych.
      
       - !!!

       - Nie było tak źle. Pięć szabel - każda po 350 zł, karabiny z okresu powstania styczniowego 600 zł za sztukę, kosy prawie za darmo, 70 par spodni lnianych, każde za 1,5 zł, kożuchy i płaszcze to 30-40 zł za sztukę. No to jak nie kupować? Najdroższe są guziki, bo jeden guzik to 2,5 zł, a w takim płaszczu jest ich od 10 do 14, więc to podraża płaszcz. Fantastyczne jest to, że mamy czy babcie uczniów szyją torby lniane dla powstańców styczniowych. Bardzo wiele osób przynosi mi też różne rzeczy, np. na 11 listopada trzy panie przyniosły mi kożuchy.
      
       - A gdzie pan to wszystko trzyma?
      
- Wszystko jest w moim gabinecie w szafach. A jest tego naprawdę dużo.
      
       - Którą z historycznych postaci stawia pan młodzieży za wzór?
      
- Jacka Kuronia. Kuroń, jaki był, każdy widział, ale jego postawa bardzo mi się podoba. To człowiek genialny, rzetelny, odważny, nie bał się powiedzieć prosto w oczy, co o danym człowieku myślał, zarówno w momencie, kiedy było to bardzo niebezpieczne w latach 60., 70. czy 80., jak i jako poseł albo jeden z bohaterów lat 90. czy początku nowego wieku. Ta jego postawa naprawdę mi się podoba. Poza tym mam z nim jedną cechę wspólną – obydwaj jesteśmy tak samo brzydcy (śmiech). A jeżeli chodzi o historię, to każdy historyk mężczyzna fascynuje się bohaterami militarnymi takimi jak Napoleon Bonaparte czy Aleksander Wielki. Mi się bardzo podobała postawa księcia Józefa Poniatowskiego. Obecnie fascynuje mnie Dionizy Czechowski, jeden z pułkowników Powstania Styczniowego. Był wyjątkowo ostrym dowódcą, wyjątkowo silnym i psychicznie i fizycznie. Był też dokładnie tak samo brzydki jak ja i nosił brodę i to mnie z nim łączy.
      
       - A od kiedy pan nosi brodę?
      
- Moje dzieci przypuszczają, że ja już się z brodą urodziłem. A tak naprawdę od 17-18 roku życia, kiedyś miałem też jeszcze długie włosy..
      

mg

Najnowsze artykuły w dziale Po godzinach

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama