Pewnie wielu z nas jadąc autobusem zastanawiało się, co by było, gdyby doszło do wypadku? Pasażerowie w panice szukający czegoś, czym można zbić szybę, aby wydostać się na zewnątrz i jeszcze większa panika, gdy takowego narzędzia nie ma.
Co niektóry po krótkiej refleksji przypomniałby sobie, że młotki są zawieszone w rządku przy siedzeniu kierowcy. Wtedy starałby się przebić przez krzyki przerażonych ludzi, wołając, by się opanowali i podali mu ów młotek.
Oczywiście nie we wszystkich autobusach to rozwiązanie jest praktykowane, ale zdarza się to coraz częściej. Odrobina wyobraźni dla osób decyzyjnych, byłaby wskazana.
Dobrze wiemy, że czasami młotki są kradzione przez inne "młotki", ale to nie powód, by zwykłym pasażerom odbierać szansę na wydostanie się z rozbitego pojazdu. Koszt takiego narzędzia nie jest chyba ważniejszy od życia człowieka. W końcu ceny biletów w Elblągu są porównywalne do tych w Warszawie, więc raczej na brak funduszy ZKM nie powinno narzekać.
Następną sprawą, niestety, również dotyczącą ZKM są "rewolucyjne" karty EKM. Kampania reklamowa dawała do zrozumienia, że takowa innowacja odciąży pasażerów pod względem zbędnego noszenia dokumentów czy innych papierków.
Okazało się jednak, że np. emeryt, który dotychczas nosił legitymację uprawniającą go do darmowego przejazdu, musiał wyrobić sobie kartę. Tak więc zamienił obowiązek noszenia legitymacji na obowiązek noszenia karty. Mało tego - wcześniej nie musiał jej przykładać do czytnika, teraz zostało to mu narzucone.
Sytuacja nie poprawiła się również dla użytkowników biletów okresowych. Oni również muszą machać kartą przed czytnikiem, a ich kieszenie uszczuplały o dziesięć złotych.
Tak więc seniorzy mają dodatkową gimnastykę przy wsiadaniu do autobusu, próbując utrzymać równowagę i równocześnie zbliżyć kartę na odpowiednią odległość, by zapikało.
Trzeba przyznać, że zmiany są jak ta lala, ale czy były one naprawdę potrzebne?
Oczywiście nie we wszystkich autobusach to rozwiązanie jest praktykowane, ale zdarza się to coraz częściej. Odrobina wyobraźni dla osób decyzyjnych, byłaby wskazana.
Dobrze wiemy, że czasami młotki są kradzione przez inne "młotki", ale to nie powód, by zwykłym pasażerom odbierać szansę na wydostanie się z rozbitego pojazdu. Koszt takiego narzędzia nie jest chyba ważniejszy od życia człowieka. W końcu ceny biletów w Elblągu są porównywalne do tych w Warszawie, więc raczej na brak funduszy ZKM nie powinno narzekać.
Następną sprawą, niestety, również dotyczącą ZKM są "rewolucyjne" karty EKM. Kampania reklamowa dawała do zrozumienia, że takowa innowacja odciąży pasażerów pod względem zbędnego noszenia dokumentów czy innych papierków.
Okazało się jednak, że np. emeryt, który dotychczas nosił legitymację uprawniającą go do darmowego przejazdu, musiał wyrobić sobie kartę. Tak więc zamienił obowiązek noszenia legitymacji na obowiązek noszenia karty. Mało tego - wcześniej nie musiał jej przykładać do czytnika, teraz zostało to mu narzucone.
Sytuacja nie poprawiła się również dla użytkowników biletów okresowych. Oni również muszą machać kartą przed czytnikiem, a ich kieszenie uszczuplały o dziesięć złotych.
Tak więc seniorzy mają dodatkową gimnastykę przy wsiadaniu do autobusu, próbując utrzymać równowagę i równocześnie zbliżyć kartę na odpowiednią odległość, by zapikało.
Trzeba przyznać, że zmiany są jak ta lala, ale czy były one naprawdę potrzebne?