Słynne małpki na Gibraltarze robią furorę i są tam najbardziej znaną atrakcją turystyczną. Żyją sobie na wolności i są hołubione przez Anglików, zarządzających Gibraltarem. Anglicy dbają o nie, bo jest powiedzenie że: Gibraltar będzie dopóty brytyjski, dopóki makaki będą na Gibraltarze.
Jest ich niewiele, bo ostatni spis "małpiej ludności" stwierdził około 180 sztuk. Nie wolno ich dokarmiać, gdyż Wielka Brytania poprzez swoje służby zapewnia im jedzenie, włącznie z ulubionymi bananami. Psocą nieźle - wyrywają turystom jedzenie i aparaty fotograficzne, ciskając tymi ostatnimi o ziemię.
W Elblągu, zwłaszcza w Osiedlu nad Jarem od pewnego czasu obserwuje się wręcz wysyp lokalnych "makaków" czyli kotów. Rozmnażają się w sposób geometryczny, nawet na zasadzie chowu wsobnego, czyli między członkami rodziny, tak jak wśród szlachty zaściankowej na Zawistowszczyźnie niedaleko Sokółki... Efekt jest taki, że maszerują po osiedlu jak makaki po Gibraltarze, zanieczyszczając piaskownice i tereny przed budynkami, gdzie krążą potem stada much.
Dożywiane przez lokatorów, zwłaszcza ludzi starszych, mają latem dobre warunki, nawet zabijają ptaki dla zabawy, przynosząc je dobrodziejom, które ci też dokarmiają wyrzucając przez okna odpadki i zapleśniały chleb.
"Nasze makaki" raczej na szczury nie polują, bo często widać te ostatnie w piaskownicach dla dzieci, zaś spółdzielnia coraz częściej i więcej wystawia trutek w piwnicach. Raz widziałem nawet jak dziecko chciało gryzonia pogłaskać, myląc go z kotem...
Większe problemy zaczynają się zimą, kiedy naszym "makakom" zaczyna dokuczać zimno i głód. Schronisko dla zwierząt nie przyjmuje zdrowych kotów, tylko okaleczone (?!).
Wydaje się że do tematu trzeba podejść racjonalnie i doprowadzić do kontroli urodzin poprzez antykoncepcję, albo sterylizację. Środki wydawane na ten cel przez administratorów i miasto w ramach odciążenia schroniska, powinny spowodować stabilizację w populacji kotów i zmniejszyć ich cierpienie zimą. Poprawi to higienę w ludzkich skupiskach. Lokatorzy zaś powinni odpowiedzialnie spojrzeć na problem i tak jak przyczynili się do powstania kocich klanów, tak odpowiedzialnie włączyć się w taką akcję o ile zostanie podjęta.
W Elblągu, zwłaszcza w Osiedlu nad Jarem od pewnego czasu obserwuje się wręcz wysyp lokalnych "makaków" czyli kotów. Rozmnażają się w sposób geometryczny, nawet na zasadzie chowu wsobnego, czyli między członkami rodziny, tak jak wśród szlachty zaściankowej na Zawistowszczyźnie niedaleko Sokółki... Efekt jest taki, że maszerują po osiedlu jak makaki po Gibraltarze, zanieczyszczając piaskownice i tereny przed budynkami, gdzie krążą potem stada much.
Dożywiane przez lokatorów, zwłaszcza ludzi starszych, mają latem dobre warunki, nawet zabijają ptaki dla zabawy, przynosząc je dobrodziejom, które ci też dokarmiają wyrzucając przez okna odpadki i zapleśniały chleb.
"Nasze makaki" raczej na szczury nie polują, bo często widać te ostatnie w piaskownicach dla dzieci, zaś spółdzielnia coraz częściej i więcej wystawia trutek w piwnicach. Raz widziałem nawet jak dziecko chciało gryzonia pogłaskać, myląc go z kotem...
Większe problemy zaczynają się zimą, kiedy naszym "makakom" zaczyna dokuczać zimno i głód. Schronisko dla zwierząt nie przyjmuje zdrowych kotów, tylko okaleczone (?!).
Wydaje się że do tematu trzeba podejść racjonalnie i doprowadzić do kontroli urodzin poprzez antykoncepcję, albo sterylizację. Środki wydawane na ten cel przez administratorów i miasto w ramach odciążenia schroniska, powinny spowodować stabilizację w populacji kotów i zmniejszyć ich cierpienie zimą. Poprawi to higienę w ludzkich skupiskach. Lokatorzy zaś powinni odpowiedzialnie spojrzeć na problem i tak jak przyczynili się do powstania kocich klanów, tak odpowiedzialnie włączyć się w taką akcję o ile zostanie podjęta.