
Droga Redakcjo, piszę do Was jako osoba dotknięta całą sytuacją związaną z koronawirusem. Chciałbym, żeby ludzie dowiedzieli się, jak działa nasza służba zdrowia i sanepid w Elblągu, (ale coś czuję, że jest tak w całej Polsce), w tych ciężkich czasach, gdzie liczy się każda chwila, aby móc powstrzymać epidemię.
Mój ojciec spotkał się z osobą zakażoną koronawirusem 10 dni przed wiadomością, że ta osoba jest chora. Na następny dzień pojawiło się u niego dwóch wojskowych, oczywiście ubranych w ochronne kombinezony, aby pobrać mu wymaz i sprawdzić, czy ma wirusa.
Dziś mija 15. dzień od spotkania z osobą chorą, kwarantanna teoretycznie się skończyła. Mój ojciec blisko 70-letni choruje m.in. na nadciśnienie. Nie wykazuje żadnych objawów choroby. Minęło już 5 dni od pobrania wymazu, ale oczywiście wyniku nadal nie ma. W sanepidzie na pytanie, czy może już wychodzić odpowiedzieli, że kwarantanna się skończyła, więc może wychodzić. I tutaj rodzi się problem, przecież nikt o zdrowych zmysłach nie wyjdzie do ludzi wiedząc, że może zarazić innych. Przecież ta choroba przebiega również bezobjawowo.
I tak w zawieszeniu jest on, moja mama, która z nim mieszka (o dziwo, nie jest na kwarantannie i wg sanepidu może poruszać się do woli, ale również nie wychodzi, bo boi się kogoś zarazić), ale i ja i moja rodzina (żona, dzieci), bo spotkaliśmy się z ojcem 12 dni temu. Nie chodzimy do pracy, nie chodzimy na zakupy, bo również jeśli on będzie miał wynik pozytywny, nas też obejmą kwarantanną, albo i nie, bo wynik może przyjść po upływie 14 dni od naszego spotkania, a my w tym czasie moglibyśmy się spotkać z wieloma osobami.
Jeśli wszystko dalej będzie tak działać, to przyszykujmy się, że będą u nas drugie Włochy, bo te wszystkie obostrzenia, które wprowadza rząd i które popieram, będą na nic, bo ludzie czekając tak długo na wynik, będą zarażać dalej innych, będąc tego całkowicie nieświadomi.