Co pewien czas wraca pomysł likwidacji linii tramwajowej nr 2 lub skrócenia jej o odcinek w ul. Marymonckiej i budowy końcówki albo pętli przy ul. Królewieckiej. Miałoby to rzekomo poprawić obsługę szpitala. Czyżby?
Przede wszystkim budowa nowej pętli byłaby inwestycją, na którą w najbliższych latach się nie zanosi. Miasto praktycznie całkowicie zrezygnowało z inwestowania w tramwaje oprócz budowy torów na ul. 12 Lutego, która była w planach od dawna. Koło szpitala nie ma też specjalnie miejsca na pętlę tramwajową, a likwidacja części parkingów spotkałaby się z miażdżącą krytyką. W tym przypadku zresztą słuszną, bo akurat szpital jest chyba jedynym miejscem w mieście, do którego musi się dać podjechać jak najbliżej (ze względu na ludzi z różnymi urazami).
Jest jednak lepszy sposób na poprawę obsługi szpitala komunikacją miejską. Jaki? Należałoby urządzić nowy przystanek tramwajowy na ul. Marymonckiej. Musiałby on znajdować się ok. 200 metrów za skrzyżowaniem z ul. Kościuszki, patrząc w stronę pętli. W tym miejscu tory tramwajowe znajdują się około 70 metrów od wejścia do szpitala od strony izby przyjęć! To dwa razy bliżej, niż przystanek popularnej "siódemki", do którego trzeba przejść ok. 160 metrów!
Cała "inwestycja" w najtańszym wariancie sprowadzałaby się do ustawienia dwóch słupków, wymalowania pasów na jezdni ul. Marymonckiej, budowy chodnika i schodów na skarpę oraz montażu furtki w szpitalnym płocie. Z czasem, gdyby rozwiązanie się przyjęło, możnaby ściąć nieco skarpę w tym miejscu (czymże jest skarpa wobec wygody pacjentów) i położyć pochyły chodnik, a przystanek przebudować na tzw. wiedeński (w internecie łatwo znaleźć, co to takiego). Dodatkowym "bajerem" mogłyby być tablice pokazujące odjazdy najbliższych tramwajów, zainstalowane w szpitalnym korytarzu. Istniejący obecnie przystanek na skrzyżowaniu Marymonckiej i Królewieckiej nadawałby się wówczas do likwidacji - do elektrowni odkąd nie ma tam kas, nie ma już po co jeździć, a do szpitala jest stamtąd aż 400 metrów (może jedynie obsługa przychodni w dawnym "Plastyku" uzasadniałaby jego dalsze istnienie, przy czym przydołoby się koło niej dodatkowe przejście dla pieszych). Pętla tramwajowa może spokojnie zostać tam, gdzie jest, czyli pod lasem - bo po pierwsze tam nie szkoda na nią miejsca, a po drugie ona już tam jest i nie trzeba ponosić kosztów budowy nowej pętli.
Czas jazdy autobusem linii 7 z dworca do szpitala wynosi obecnie 19 minut. Tramwajem potrwałoby to dokładnie tyle samo, licząc o minutę więcej niż do obecnego przystanku - jednak dojście do szpitala byłoby dwukrotnie krótsze. Z placu Słowiańskiego jedziemy "siódemką" 13 minut, "dwójką" byłoby 12 minut i krótsze dojście. W drugą stronę różnica jest już spora: na plac Słowiański linią 7 jedzie się 21 minut, linią 2 jechałoby się 12 minut, zaś na dworzec linią 7 - 26 minut i linią 2 - 19 minut. Co prawda sprawną komunikację z dworcem obecnie zapewnia linia 17 (tylko 11 minut), ale za to trzeba do niej dojść prawie (pod górkę) lub ponad (do Kościuszki) 300 metrów.
Czy zatem likwidacja linii 2 spowodowałaby usprawnienie komunikacji ze szpitalem? A może raczej pogrzebałaby szansę na jej poprawienie?
Jest jednak lepszy sposób na poprawę obsługi szpitala komunikacją miejską. Jaki? Należałoby urządzić nowy przystanek tramwajowy na ul. Marymonckiej. Musiałby on znajdować się ok. 200 metrów za skrzyżowaniem z ul. Kościuszki, patrząc w stronę pętli. W tym miejscu tory tramwajowe znajdują się około 70 metrów od wejścia do szpitala od strony izby przyjęć! To dwa razy bliżej, niż przystanek popularnej "siódemki", do którego trzeba przejść ok. 160 metrów!
Cała "inwestycja" w najtańszym wariancie sprowadzałaby się do ustawienia dwóch słupków, wymalowania pasów na jezdni ul. Marymonckiej, budowy chodnika i schodów na skarpę oraz montażu furtki w szpitalnym płocie. Z czasem, gdyby rozwiązanie się przyjęło, możnaby ściąć nieco skarpę w tym miejscu (czymże jest skarpa wobec wygody pacjentów) i położyć pochyły chodnik, a przystanek przebudować na tzw. wiedeński (w internecie łatwo znaleźć, co to takiego). Dodatkowym "bajerem" mogłyby być tablice pokazujące odjazdy najbliższych tramwajów, zainstalowane w szpitalnym korytarzu. Istniejący obecnie przystanek na skrzyżowaniu Marymonckiej i Królewieckiej nadawałby się wówczas do likwidacji - do elektrowni odkąd nie ma tam kas, nie ma już po co jeździć, a do szpitala jest stamtąd aż 400 metrów (może jedynie obsługa przychodni w dawnym "Plastyku" uzasadniałaby jego dalsze istnienie, przy czym przydołoby się koło niej dodatkowe przejście dla pieszych). Pętla tramwajowa może spokojnie zostać tam, gdzie jest, czyli pod lasem - bo po pierwsze tam nie szkoda na nią miejsca, a po drugie ona już tam jest i nie trzeba ponosić kosztów budowy nowej pętli.
Czas jazdy autobusem linii 7 z dworca do szpitala wynosi obecnie 19 minut. Tramwajem potrwałoby to dokładnie tyle samo, licząc o minutę więcej niż do obecnego przystanku - jednak dojście do szpitala byłoby dwukrotnie krótsze. Z placu Słowiańskiego jedziemy "siódemką" 13 minut, "dwójką" byłoby 12 minut i krótsze dojście. W drugą stronę różnica jest już spora: na plac Słowiański linią 7 jedzie się 21 minut, linią 2 jechałoby się 12 minut, zaś na dworzec linią 7 - 26 minut i linią 2 - 19 minut. Co prawda sprawną komunikację z dworcem obecnie zapewnia linia 17 (tylko 11 minut), ale za to trzeba do niej dojść prawie (pod górkę) lub ponad (do Kościuszki) 300 metrów.
Czy zatem likwidacja linii 2 spowodowałaby usprawnienie komunikacji ze szpitalem? A może raczej pogrzebałaby szansę na jej poprawienie?