
Sprawa słynnego sklepu jest w Elblągu znana od dawna. Kiedyś tego typu miejsce można było znaleźć na starówce, później "pachnący", a raczej śmierdzący interes ulokował się na ul. Królewieckiej, niedaleko komendy policji, a od kilku miesięcy można go znaleźć w centrum, niedaleko pasażu. Mieszkańcy okolicznych bloków takiego sąsiada nie chcą i apelują do władz o pomoc.
Problem z dopalaczami to żadna nowość w Elblągu. Za każdym razem, gdy sklep zmienia miejsce lokalizacji razem z nim przenoszą się problemy. Bójki, wyzwiska, wrzaski, awantury, w końcu pojawiają się skargi mieszkańców. Tak było na ul. Królewieckiej, tak samo jest teraz, bo sklep od trzech miesięcy funkcjonuje niedaleko pasażu.
Monitoring? Tak, ale za własne pieniądze
Obecni sąsiędzi "pachnącego" przybytku, którym szczególnie interesują się młodzi ludzie chcą, żeby przede wszystkim go zamknięto. Do tego czasu chcieliby, aby wzmożono patrole policji oraz straży miejskiej, a także zamonotowano w tym miejscu monitoring. Napisali więc w tej sprawie do prezydenta, bo po prostu obawiają się o bezpieczeństwo, swoje oraz swoich dzieci.
– Miasto nie ma środków na monitoring. Propozycja jest taka, aby wspólnota zakupiła kamerę z własnych środków, a ta mogłaby zostać włączona do systemu monitoringu miejskiego. Miejsce to jest objęte nadzorem prewencyjnym, patroluje je straż miejska oraz policja – wyjaśnia Łukasz Mierzejewski z biura prasowego Urzędu Miejskiego i jednocześnie dodaje, że ani zamknięcie sklepu, ani jego kontrola nie leżą w gestii prezydenta.
Na razie prawo jest bezsilne
Ani Urząd Miejski, ani prezydent nie mają narzędzi prawnych do tego, aby sklep zamknąć, dlatego, że jest on zarejestrowany w Krajowym Rejestrze Sądowym i o wszystkich sprawach związanych z jego działalnością decyduje sąd. Dodatkowo całej sprawy nie ułatwia fakt, że sklep mieści się w lokalu prywatnym, a jego właściciel musiałby zapytać wspólnotę mieszkaniową o zgodę na wynajem jedynie wtedy, gdyby w miejscu tym sprzedawano alkohol.
Według prawa posiadanie tzw. środków zastępczych, czyli mówiąc prościej dopalaczy, jest legalne, nie można ich wytwarzać oraz wprowadzać do obrotu. Za złamanie tego zakazu grozi jedynie kara finansowa, od 20 tys. do miliona zł. Inspektorzy sanitarni mogą wstrzymać obrót podejrzaną substancją, a nawet zamknąć punkty jej wytwarzania i sprzedaży, ale maksymalnie na trzy miesiące.
Jak jednak pokazuje praktyka nie jest to łatwe zadanie, o czym doskonale wie Marek Jarosz, szef elbląskiego Sanepidu, który sprawę dopalaczy zna od podszewki.
- Jeżeli wejdziemy do takiego sklepu, to pracownik pokazuje mi dokument, który nazywa się "sprzeciw przeciwko kontroli" – opowiada Jarosz. - W takiej sytuacji musimy przerwać kontrolę i zanim znów ją podejmiemy, po raz kolejny rusza procedura. Ja uzyskuję potwierdzenie zasadności naszego działania od Głównego Inspektora Sanitarnego, przedsiębiorca czeka do ostatniej chwili z odbiorem przesyłek poleconych, wszystko trwa 2,5 miesiąca. A działalność handlowa cały czas jest prowadzona.
Monitoring? Tak, ale za własne pieniądze
Obecni sąsiędzi "pachnącego" przybytku, którym szczególnie interesują się młodzi ludzie chcą, żeby przede wszystkim go zamknięto. Do tego czasu chcieliby, aby wzmożono patrole policji oraz straży miejskiej, a także zamonotowano w tym miejscu monitoring. Napisali więc w tej sprawie do prezydenta, bo po prostu obawiają się o bezpieczeństwo, swoje oraz swoich dzieci.
– Miasto nie ma środków na monitoring. Propozycja jest taka, aby wspólnota zakupiła kamerę z własnych środków, a ta mogłaby zostać włączona do systemu monitoringu miejskiego. Miejsce to jest objęte nadzorem prewencyjnym, patroluje je straż miejska oraz policja – wyjaśnia Łukasz Mierzejewski z biura prasowego Urzędu Miejskiego i jednocześnie dodaje, że ani zamknięcie sklepu, ani jego kontrola nie leżą w gestii prezydenta.
Na razie prawo jest bezsilne
Ani Urząd Miejski, ani prezydent nie mają narzędzi prawnych do tego, aby sklep zamknąć, dlatego, że jest on zarejestrowany w Krajowym Rejestrze Sądowym i o wszystkich sprawach związanych z jego działalnością decyduje sąd. Dodatkowo całej sprawy nie ułatwia fakt, że sklep mieści się w lokalu prywatnym, a jego właściciel musiałby zapytać wspólnotę mieszkaniową o zgodę na wynajem jedynie wtedy, gdyby w miejscu tym sprzedawano alkohol.
Według prawa posiadanie tzw. środków zastępczych, czyli mówiąc prościej dopalaczy, jest legalne, nie można ich wytwarzać oraz wprowadzać do obrotu. Za złamanie tego zakazu grozi jedynie kara finansowa, od 20 tys. do miliona zł. Inspektorzy sanitarni mogą wstrzymać obrót podejrzaną substancją, a nawet zamknąć punkty jej wytwarzania i sprzedaży, ale maksymalnie na trzy miesiące.
Jak jednak pokazuje praktyka nie jest to łatwe zadanie, o czym doskonale wie Marek Jarosz, szef elbląskiego Sanepidu, który sprawę dopalaczy zna od podszewki.
- Jeżeli wejdziemy do takiego sklepu, to pracownik pokazuje mi dokument, który nazywa się "sprzeciw przeciwko kontroli" – opowiada Jarosz. - W takiej sytuacji musimy przerwać kontrolę i zanim znów ją podejmiemy, po raz kolejny rusza procedura. Ja uzyskuję potwierdzenie zasadności naszego działania od Głównego Inspektora Sanitarnego, przedsiębiorca czeka do ostatniej chwili z odbiorem przesyłek poleconych, wszystko trwa 2,5 miesiąca. A działalność handlowa cały czas jest prowadzona.
mw