Choinka, wypatrywanie pierwszej gwiazdy, opłatek, zwyczaje rodzinne i potrawy przygotowywane na ten wyjątkowy wigilijny wieczór oddają klimat oczekiwania i po północy otwierają przestrzeń do świętowania Bożego Narodzenia.
Mianem wigilii (od łacińskiego vigilare, czyli czuwać), określano w początkach chrześcijaństwa czuwanie nocne, które inspirowane było nocną modlitwą Jezusa Chrystusa (Łk 6,12; Mt 24,42) oraz biblijnym nawoływaniem do gotowości na przyjście dnia Jahwe (Ps 119,62; Ef 6,18; Kol 4,2; 1 Tes 5,6-10). Nawiązywało to do synagogalnej liturgii, podczas której śpiewano psalmy, czytano teksty biblijne oraz odmawiano modlitwy. Poprzedzały one kiedyś nie tylko najważniejsze święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc, Zielone Święta), ale także przyjęcie sakramentów, czy rocznicę śmierci męczennika.
Obrzędom religijnym zawsze towarzyszyły zwyczaje rodzinne, ludowe, wspólnotowe, co znajduje swoje odzwierciedlenie w dzisiejszych tradycjach wigilijnych, bo choć od czasu przyjęcia chrztu przez Mieszka I minęło przeszło dziesięć wieków, a zwyczaje chrześcijańskie zadomowiły się na ziemiach polskich, zmieniając wierzenia żyjącej tu ludności słowiańskiej, to jednak szczątkowe formy tradycji przodków przetrwały próbę czasu i są kultywowane w wielu rodzinach niemal odruchowo, nieświadomie. „Pozwoliły one polskiej ludności przetrwać trudne doświadczenia zaborów, utraty niepodległości, powstań wolnościowych, wojen, czy okupacji hitlerowskiej. Scementowały bowiem pewne poczucie odrębności, które umożliwiło w trudnych czasach ocalić własną tożsamość” (Niech te święta nie będą magiczne, s. 5-6). Tę delikatną kwestię zaobserwować można w odniesieniu do praktyk dotyczących zmarłych, kultu przodków, który ciągnie słowiańskie dusze na cmentarze nie tylko w listopadowe dni, ale i w Boże Narodzenie. Widać to dobrze, kiedy w wigilię wieczorem przemieszczamy się w okolicy cmentarzy na których nie brak rozświetlonych na grobach zniczy. Także wolne miejsce przy stole wigilijnym, jest kontynuacją tradycji pozostawiania jadła dla duszy członków rodziny, którzy w noc przesilenia zimowego mieli wedle wierzeń przybywać do swych rodzin, by przekazać im wieści z tamtego świata i zapewnić opiekę. Z czasem miejsce to przeznaczano dla dziadów jałmużników i dziadów proszalnych „żyjących Bożym chlebem”, czyli jałmużną, których obecność przy wigilijnym stole miało zapewnić rodzinie powodzenie w Nowym Roku. Wraz z rozwojem gospodarczym zwyczaj ten ewoluował i obecnie wiele osób pozostawia jedno wolne miejsce przy wigilijnym stole dla niespodziewanego gościa lub zbłąkanego wędrowca. Kultywowanym zwyczajem, choć także w uwspółcześnionej formie są życzenia. Kiedyś były one wyrażane bardziej donośnie, często zawarte były w wyśpiewywanych wersetach kolęd i pastorałek, gdzie przy okazji przypominania „Narodzenia Pana” życzono sobie nawzajem pomyślności i opieki Bożej. Błogosławiono też potrawy na stole wigilijnym, a szczególnym szacunkiem darzono ucałowany z estymą chleb oraz opłatek, którym Polacy dzielą się tylko raz w roku, w ten jeden wyjątkowy dzień w roku…
Opłatek nasz wyjątkowy
Zwyczaj ten nawiązuje do znanych w dawnych wiekach na południu Europy eulogii, czyli uroczystości z okazji których wierni i duchowieństwo na znak jedności posyłali sobie wzajemnie chleby nieofiarne. Opłatki w znanej nam obecnie formie, zostały wprowadzone do obrzędów religijnych ok. X wieku w miejsce płaskich chlebów ofiarnych, które były po prostu łamane podczas wieczerzy przez poszczególnych członków wspólnoty. W naszym kręgu kulturowym wypiekiem opłatków tak kiedyś, jak i obecnie zajmują się przede wszystkim zakony żeńskie. W przypadku naszego województwa wiele opłatków pochodzi z klasztoru Sióstr Katarzynek z Braniewa, które wytwarzają je według tradycyjnych receptur. Są to białe, półprzezroczyste płatki, pieczone z mąki pszennej i czystej wody w specjalnej, żelaznej matrycy.
Według przekazów historycznych w większości gospodarstw opłatek z wigilijnego stołu oraz potrawy, podawano bydłu i koniom, wierząc, że to uchroni je od choroby. Obrzęd ten utrwalił Władysław Reymont w „Chłopach”. – „Z każdej potrawy odkładają po łyżce dla bydła. Po wieczerzy odwiedzają oborę, pasiekę… Bydłu niosą jadło z wieczerzy z opłatkiem kolorowym. Tyś gospodynią, Jaguś, to prawo twoje rozdzielić między wszystkie. Darzyć ci się będą lepiej i nie chorować, jeno jutro rano doić nie można, aż wieczorem, straciłyby mleko. Jagna połamała opłatek na pięć części i przychylając się nad każdą krową, czyniła krzyż święty między rogami, a wtykała po kawałku w gębulę, na szerokie, ostre ozory”. To dzięki mocy opłatka – jak powszechnie wierzono – około północy zwierzęta zaczynają na krótką chwilę mówić ludzkim głosem, o czym opowiada wiele legend i podań wigilijnych.
Dzieleniu się opłatkiem towarzyszy do dzisiaj powszechne przekonanie, że ten poświęcony „chleb” przynosi błogosławieństwo Boże, spokój i pomyślność. Tak, jak kiedyś żołnierzom walczącym na wojnach i bliskim na emigracji, tak i dziś wiele osób opłatek wraz z kartką z życzeniami wysyła rodzinie i znajomym mieszkającym zagranicą.
3, 7 lub 12
Potrawy wigilijne bardziej niż cokolwiek innego przypominają o regionie w którym żyjemy i pochodzeniu naszej rodziny. Wigilia wcale nie musi być wystawna. Nasi przodkowie przygotowywali przeważnie 3 lub 7 potraw, wśród których było miejsce i na chleb i na gotowane lub pieczone ziemniaki. Na 12 dań mogli pozwolić sobie zamożni mieszczanie i szlachta. A sama liczba 12 potraw symbolicznie miała się odwoływać do ilości apostołów oraz miesięcy w roku, na które uczestnicy wieczerzy prosili niebiosa o przychylność. Odpowiednio też liczba 7 potraw nawiązywała do liczby sakramentów i dni tygodnia, a liczba 3 potraw symbolizowała Trójcę Świętą i Świętą Rodzinę. W najmniejszej liczbie potraw wymienianych przez etnografów znaleźć można – barszcz z uszkami lub żur, pierogi i rybę. We wszystkich pozostałych wariantach występuje w zależności od regionu kraju całe bogactwo dań z makiem, grochem i z suszonymi grzybami.
Jak pisze Hanna Szymanderska w Polskiej Wigilii (wyd. Muza, 2005) na Pomorzu „lud przy wieczerzy wigilijnej spożywa najczęściej kluski z makiem, zamożniejsi jadają rybę, gdzie bywa więcej dań, tam jest zupa z piwa, bułeczki, kapusta z grzybami suszonymi, śledź, ryba, pierogi, czasem ser. (…) Na Warmii i Mazurach, jak wynika z badań etnografów, do II Wojny Światowej nie przestrzegano postu, a potrawy wigilijne nie różniły się od potraw dnia świątecznego. Najczęściej na wigilię podawano pieczoną gęś, gęsią kiełbasę, mięso oraz ciasto i słodycze.”. Podobnie wyglądało świąteczne menu na obszarze całych Prus, choć z powodu dużej migracji ludności po ostatniej wojnie, na nasze żuławskie ziemie wraz z nowymi mieszkańcami ze wschodu i centralnej Polski, przybyły też nowe tradycje kulinarne. Typowe klinki krajane, czyli kluski ziemniaczane okraszone boczkiem i cebulą podawane z duszoną kiszoną kapustą oraz fuśka, czyli kulki z masy ziemniaczanej okraszone boczkiem były doskonałym dodatkiem do wędzonych ryb z zalewu i pieczonej kaczki. Karp zyskał wigilijną popularność dopiero w XIX-XX wieku, także dzięki przesądowi, że jego łuska włożona w wigilię do sakiewki lub portfela przysporzy właścicielowi bogactwa. Dzięki przenikaniu się różnych tradycji kulinarnych, powstało wiele nowych potraw, a na stołach elblążan goszczą dania łączące smaki wielu kultur. Ich konsumowaniu towarzyszy zapach przybranej ozdobami choinki, jako wiecznie zielonego drzewka symbolicznie nawiązującego do biblijnej „odrośli z drzewa Jessego” (Iz 11, 1), którą to zapowiedź teolodzy odnoszą narodzonego Jezusa.
Choinka to młody zwyczaj
W porównaniu do omówionych zwyczajów, których historia sięga średniowiecza i nawet wcześniej, zwyczaj przystrajania choinki na Boże Narodzenie jest stosunkowo młody. Zwyczaj ten zadomowił się na ziemiach polskich za sprawą ewangelików na przełomie XVIII/ XIX wieku, choć jak twierdzi ks. prof. Józef Naumowicz w swojej publikacji pt. „Historia świątecznej choinki” (Wydawnictwo Literackie 2016) choinkowe drzewka stanowiły w tym samym czasie również ozdobę kościołów katolickich. Tak czy inaczej, ale zwyczaj przywędrował do nas z obszaru Niemiec, gdzie był już znany w wieku XV.
Początkowo zwyczaj strojenia drzewek przyjął się wśród mieszczan i inteligencji, po czym powoli zaczął zakorzeniać się także na wsiach, gdzie bardziej znane były podwieszane pod sufitami chałup podłaźniczki, czyli jodłowe lub świerkowe gałęzie (także wierzchołki) zdobione wycinanymi z opłatków „światami”, orzechami i jabłkami. Z czasem na choinkach zawisły pierniki i inne robione w domach ciastka, lizaki i cukierki, malowane ręcznie wydmuszki jaj, „muszki” i aniołki z piór domowego ptactwa oraz papierowe łańcuchy i postaci z wycinanek. Wraz z rozwojem techniki i coraz większą dostępnością w sklepach, na choinkach zawisły łańcuchy z korali, bombki w różnych kształtach i kolorach oraz gwiazdy z mas plastycznych. Świece zostały zamienione przez produkowane seryjnie lampki. Poprawiło to z pewnością bezpieczeństwo przeciwpożarowe, choć wyjątkowej atmosfery nadającej pomieszczeniu przez rozświetlone podczas wieczerzy świece już tak nie oddaje. Podobnie jest z jemiołą. Próby zamiany podłaźniczki i choinki przez modną zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych jemiołę, ma swoich zwolenników, wszak każdy może tworzyć własne, nowe, rodzinne tradycje, ale to nie to samo, bo jemioła żywicznego zapachu jednak nie posiada.
Wart zauważenia jest też trend ekologiczny w społeczeństwie, który przejawia się w chęci kupowania drzewek w donicach z korzeniami, które można później wysadzić do gruntu, by w procesie fotosyntezy przetwarzały dwutlenek węgla w tak potrzebny nam tlen i czyste powietrze. Niezależnie od wielkości drzewka pod choinką można i dzisiaj znaleźć prezenty. W wielu domach były to zazwyczaj tylko małe, symboliczne podarunki, ponieważ św. Mikołaj przynosił prezenty dzieciom 6 grudnia. W okresie staropolskim przykładowo młodym pannom i chłopcom kładziono jako podarek pięknie napisane karteczki z dowcipnymi wierszami, zawierającymi przeważnie aluzje do małżeństwa. Może warto mieć to na uwadze, kiedy znajdziemy w tym roku pod choinką nie całkiem wymarzony prezent…
W poszukiwaniu gwiazdy
Od początków chrześcijaństwa blask gwiazd związany był ze świętowaniem Bożego Narodzenia. W końcu to one według opisów Ewangelii wskazały drogę pasterzom i magom, którzy przybyli, by oddać pokłon dziecku, które dopiero co przyszło na świat jako Odkupiciel (por. Mt 2, 1-12). Mataforyczne nawiązanie do wigilijnej tajemnicy wcielenia odnaleźć można również w słowach ewangelii św. Jana (J 1,1-18), gdzie Chrystus przedstawiony jest, jako jasność, której ciemność nie przemogła. To właśnie dlatego, tradycyjnie rozpoczynamy wieczerzę wigilijną, gdy wypatrzymy pierwszą gwiazdę na ciemnym, grudniowym niebie. Choć trzeba przyznać, że w ciągu stuleci istniało wiele hipotez próbujących dokładnie określić o jaką gwiazdę może chodzić. Podejrzewano nawet, że wtedy, dwa tysiące lat temu, była to kometa Halleya, która pojawia się na niebie co 76 lat. Trop ten wydaje się być błędnym, bo kometa przelatywała nad niebem Izraela w 12 r. p.n.e., a więc za wcześnie. Obecnie za najbardziej wiarygodną uchodzi hipoteza astronoma - Jana Keplera (1571-1630), którą sformułował w 1606 roku. Odkrył on, że w 7 i na początku 6 r. p.n.e. miała miejsce tzw. potrójna koniunkcja Jowisza, Saturna i Marsa (koniunkcja oznacza złączenie, w tym przypadku pozorne. Trzy planety „ustawiają się” na jednej linii z Ziemią w stosunku do Słońca, tak, że wydaje się jakby były jedną, wielką, mocno świecącą gwiazdą – przyp. mk). Taka potrójna koniunkcja zdarza się mniej więcej co 800 lat i jest wyjątkowo jasna. Hipoteza ta wydaje się przekonywująca. Po pierwsze dlatego, że 7 lub 6 rok p.n.e. jest możliwą i prawdopodobną datą narodzin Chrystusa. Wiadomo wszak, że Dionizy Mały ustalając w VI wieku datę urodzin Jezusa popełnił błędy w obliczeniach. Po drugie koniunkcja Jowisza i Saturna mogła zastanowić mędrców ze Wschodu, gdyż wiedzę astrologiczną traktowano wówczas bardzo poważnie. Dlatego podtrzymując wielowiekową tradycję, spojrzyjmy dziś łaskawie na gwiazdę, która wprawdzie nie jest tą samą, która doprowadziła magów do narodzonego Chrystusa, ale będzie z pewnością tą, która da znak, aby zasiąść zgodnie ze zwyczajem przodków przy wigilijnym stole. Oby to był dobry czas, który umocni w świętujących Boże Narodzenie to, co dobre i oddali to, co złe.
Źródło: M. Kowalczyk, Niech te święta nie będą magiczne, Kraków 2021.