
Pamiętamy jego słynne żarty, spontaniczność i otwartość, choć czasem potrafił się też rozzłościć. Jego życie wypełniała modlitwa i troska o drugiego człowieka. Był bardzo blisko ludzi cierpiących, uwielbiał młodzież, bo sam był młody przez całe swoje życie. To życie doprowadziło go do świętości. Na dzień przed kanonizacją Jana Pawła II swoje spotkanie z papieżem Polakiem wspomina elblążanka Jolanta Pacler.
Zaledwie kilka chwil dzieli nas od kanonizacji papieża Polaka, który przed piętnastoma laty spotkał się również z elblążanami. Także i wtedy dał się poznać jako człowiek radosny, spontaniczny i zabawny. Podczas swojej pielgrzymki w Elblągu, w 1999 roku, Ojciec Święty powiedział: „Jak tak krzyczycie Niech żyje Papież!, przypomina mi się, gdy ktoś się pomylił i krzyknął: Niech żyje łupież! Ja was do tego nie zachęcam”. Humor nie opuszczał go nigdy. Pewnego razu papież powiedział do odwiedzającego go polskiego księdza: „Poczekaj chwilę na mnie, muszę trochę popapieżyć”. Jaki był Jan Paweł II? Jakim go zapamiętamy? Elblążanka Jolanta Pacler przed wielu laty miała okazję spotkać Ojca Świętego.
Dominika Kiejdo: Jak zapamiętała Pani papieża Jana Pawła II?
- Przede wszystkim jako radosnego i uśmiechniętego człowieka. Choć w pewnych momentach było widać, że jest zatroskany. To nie był człowiek, który się starzał. Choć miał już swoje lata, zawsze był młody. Choć tak w zasadzie ja nigdy nie dostrzegałam w nim, że jest już starszy i schorowany. Dla mnie zawsze był młody i podchodził do wszystkiego z entuzjazmem.
Miała Pani okazję spotkać się z Ojcem Świętym. Jakie to uczucie?
- Było to na pielgrzymce z naszego kościoła. Pojechaliśmy do Watykanu z ojcem Proszkiem, ówczesnym proboszczem kościoła Matki Bożej Królowej Polski. Był październik 1986 roku. Mieliśmy przygotowany prezent i kwiaty dla papieża. Po cichu marzyłam o tym, by wręczyć Ojcu Świętemu te kwiaty. Jednak nie należę do osób, które wychylają się przed szereg. Po ciuchu modliłam się do Boga o tę łaskę, bo ofiarowanie kwiatów papieżowi to wielka łaska. Po wyjściu z autokaru ksiądz proboszcz podchodzi do mnie i pyta: „Dlaczego Pani nie poszła po kwiaty? Przecież to Pani ma je wręczać.” Zbliżenie się do Ojca Świętego było dla mnie niesamowitym przeżyciem! Podchodził do każdego, każdemu podawał rękę.
Miała Pani możliwość spotkać się z papieżem dwa razy. To niesamowite szczęście.
- Tak. Przed prywatną audiencją byliśmy na audiencji ogólnej, która miała miejsce w Bazylice św. Piotra. Był tłum ludzi, czekaliśmy tam dwie, trzy godziny. Bardzo nam zależało, by stanąć gdzieś przy barierce, gdzie być może będzie przechodził Ojciec Święty. Oczywiście, nie wiedzieliśmy, gdzie będzie przechodził. Wcześniej jedna osoba z naszej grupy powiedziała: „Musimy poprosić Boga w modlitwie, żebyśmy znaleźli się w takim miejscu, obok którego Ojciec Święty będzie przechodził”. No i zaczęliśmy się modlić. Nasze pozostałe koleżanki z autokaru zobaczyły nas i zapytały: „A Wy co tam robicie?”. My im na to, że z „górą” rozmawiamy, żeby nam można było z Ojcem Świętym się spotkać. Wzruszyły tylko ramionami.
No i udało się.
- Gdy wpuszczali nas do bazyliki, udało nam się stanąć zaraz za barierką. Po jakimś czasie wszedł Ojciec Święty. Patrzymy, a on idzie w naszym kierunku! Nagle stanął przy mnie i podał mi rękę. Stał tak dość długo. Byłam trochę zawstydzona, bo miałam na dłoniach bardzo dużo biżuterii. Wstyd mi się zrobiło, że stoję przy Ojcu Świętym z tą biżuterią. Chciałam ją czym prędzej ściągnąć, jednak Ojciec Święty powiedział „Nie trzeba” i pobłogosławił mnie. Do dziś pamiętam to spotkanie, to uczucie, które mnie wtedy ogarnęło. Gdy wyszliśmy potem z bazyliki, miałyśmy tyle siły, że góry mogłyśmy przenosić. Było nam tak lekko na sercu! Na samo wspomnienie tego wydarzenia mam w sobie tyle radości. Później ludzie z naszego autokaru zapytali się nas z ironią „No i co?”. A my na to, że podawaliśmy rękę samemu Ojcu Świętemu. Zaczęli się śmiać, nie wierzyli nam. Uwierzyli dopiero, gdy zobaczyli zdjęcie, które zrobił nam jeden z fotografów.
Ja również miałam okazję tego doświadczyć. Będąc na ostatniej jego pielgrzymce w Krakowie w 2002 roku, papamobile z Janem Pawłem II przejechało tuż obok mnie. Niesamowite przeżycie.
- Prawda? Wieczorem dostaliśmy się także na prywatną audiencję. Nie była ona wcale zaplanowania. Nasz proboszcz spotkał przypadkowo biskupa olsztyńskiego i dzięki niemu udało nam się dostać na spotkanie z papieżem. Gdy dowiedziałam się nagle, że to ja będę wręczać kwiaty Ojcu Świętemu, byłam bardzo szczęśliwa!
Podążała Pani za papieżem potem jeszcze wiele razy…
- Jeździłam na jego pielgrzymki. Byłam w Warszawie, w Gdańsku, Olsztynie. Powroty od Ojca Świętego zawsze mnie uskrzydlały! Cuda się wtedy działy! Na przykład po jednej z pielgrzymek wsiadamy do pełnego pociągu, ścisk, tłok straszny, nagle otwieramy przedział, patrzymy, a on jest pusty, więc wracamy na siedząco aż do Elbląga!
Jak wspomina Pani wizytę Ojca Świętego w naszym mieście?
- Dobrze pamiętam ten dzień. Do dziś cierpię z tego powodu, ponieważ nie udało mi się być na lotnisku. Miałam wtedy bardzo małe dzieci. Moja córka miała półtora roku, a syn prawie pięć lat. Bardzo chciałam być na tym spotkaniu. Jestem bardzo odważną osobą i powiedziałam sobie, że wezmę dzieci ze sobą, poradzę sobie. Nie miałam z kim ich zostawić. Moja mama wybierała się na lotnisko, mój mąż też, bo śpiewał w chórze. Jednak rodzina skutecznie wybiła mi z głowy moje zapędy, mówiąc, że sama z małymi dziećmi sobie nie poradzę. No i obejrzałam wszystko z okna wieżowca na Zatorzu, i w telewizji, ale to nie to samo. Do dnia dzisiejszego ubolewam, że nie mogłam wtedy być na tym spotkaniu.
Papież był bardzo ważną osobą w Pani życiu…
- Cały czas czuję jego obecność. To był niesamowity człowiek. Wiele ważnych osób w życiu spotkałam, widziałam kawałek świata, ale spotkanie z papieżem było dla mnie najważniejsze w życiu.
Dominika Kiejdo: Jak zapamiętała Pani papieża Jana Pawła II?
- Przede wszystkim jako radosnego i uśmiechniętego człowieka. Choć w pewnych momentach było widać, że jest zatroskany. To nie był człowiek, który się starzał. Choć miał już swoje lata, zawsze był młody. Choć tak w zasadzie ja nigdy nie dostrzegałam w nim, że jest już starszy i schorowany. Dla mnie zawsze był młody i podchodził do wszystkiego z entuzjazmem.
Miała Pani okazję spotkać się z Ojcem Świętym. Jakie to uczucie?
- Było to na pielgrzymce z naszego kościoła. Pojechaliśmy do Watykanu z ojcem Proszkiem, ówczesnym proboszczem kościoła Matki Bożej Królowej Polski. Był październik 1986 roku. Mieliśmy przygotowany prezent i kwiaty dla papieża. Po cichu marzyłam o tym, by wręczyć Ojcu Świętemu te kwiaty. Jednak nie należę do osób, które wychylają się przed szereg. Po ciuchu modliłam się do Boga o tę łaskę, bo ofiarowanie kwiatów papieżowi to wielka łaska. Po wyjściu z autokaru ksiądz proboszcz podchodzi do mnie i pyta: „Dlaczego Pani nie poszła po kwiaty? Przecież to Pani ma je wręczać.” Zbliżenie się do Ojca Świętego było dla mnie niesamowitym przeżyciem! Podchodził do każdego, każdemu podawał rękę.
Miała Pani możliwość spotkać się z papieżem dwa razy. To niesamowite szczęście.
- Tak. Przed prywatną audiencją byliśmy na audiencji ogólnej, która miała miejsce w Bazylice św. Piotra. Był tłum ludzi, czekaliśmy tam dwie, trzy godziny. Bardzo nam zależało, by stanąć gdzieś przy barierce, gdzie być może będzie przechodził Ojciec Święty. Oczywiście, nie wiedzieliśmy, gdzie będzie przechodził. Wcześniej jedna osoba z naszej grupy powiedziała: „Musimy poprosić Boga w modlitwie, żebyśmy znaleźli się w takim miejscu, obok którego Ojciec Święty będzie przechodził”. No i zaczęliśmy się modlić. Nasze pozostałe koleżanki z autokaru zobaczyły nas i zapytały: „A Wy co tam robicie?”. My im na to, że z „górą” rozmawiamy, żeby nam można było z Ojcem Świętym się spotkać. Wzruszyły tylko ramionami.
No i udało się.
- Gdy wpuszczali nas do bazyliki, udało nam się stanąć zaraz za barierką. Po jakimś czasie wszedł Ojciec Święty. Patrzymy, a on idzie w naszym kierunku! Nagle stanął przy mnie i podał mi rękę. Stał tak dość długo. Byłam trochę zawstydzona, bo miałam na dłoniach bardzo dużo biżuterii. Wstyd mi się zrobiło, że stoję przy Ojcu Świętym z tą biżuterią. Chciałam ją czym prędzej ściągnąć, jednak Ojciec Święty powiedział „Nie trzeba” i pobłogosławił mnie. Do dziś pamiętam to spotkanie, to uczucie, które mnie wtedy ogarnęło. Gdy wyszliśmy potem z bazyliki, miałyśmy tyle siły, że góry mogłyśmy przenosić. Było nam tak lekko na sercu! Na samo wspomnienie tego wydarzenia mam w sobie tyle radości. Później ludzie z naszego autokaru zapytali się nas z ironią „No i co?”. A my na to, że podawaliśmy rękę samemu Ojcu Świętemu. Zaczęli się śmiać, nie wierzyli nam. Uwierzyli dopiero, gdy zobaczyli zdjęcie, które zrobił nam jeden z fotografów.
Ja również miałam okazję tego doświadczyć. Będąc na ostatniej jego pielgrzymce w Krakowie w 2002 roku, papamobile z Janem Pawłem II przejechało tuż obok mnie. Niesamowite przeżycie.
- Prawda? Wieczorem dostaliśmy się także na prywatną audiencję. Nie była ona wcale zaplanowania. Nasz proboszcz spotkał przypadkowo biskupa olsztyńskiego i dzięki niemu udało nam się dostać na spotkanie z papieżem. Gdy dowiedziałam się nagle, że to ja będę wręczać kwiaty Ojcu Świętemu, byłam bardzo szczęśliwa!
Podążała Pani za papieżem potem jeszcze wiele razy…
- Jeździłam na jego pielgrzymki. Byłam w Warszawie, w Gdańsku, Olsztynie. Powroty od Ojca Świętego zawsze mnie uskrzydlały! Cuda się wtedy działy! Na przykład po jednej z pielgrzymek wsiadamy do pełnego pociągu, ścisk, tłok straszny, nagle otwieramy przedział, patrzymy, a on jest pusty, więc wracamy na siedząco aż do Elbląga!
Jak wspomina Pani wizytę Ojca Świętego w naszym mieście?
- Dobrze pamiętam ten dzień. Do dziś cierpię z tego powodu, ponieważ nie udało mi się być na lotnisku. Miałam wtedy bardzo małe dzieci. Moja córka miała półtora roku, a syn prawie pięć lat. Bardzo chciałam być na tym spotkaniu. Jestem bardzo odważną osobą i powiedziałam sobie, że wezmę dzieci ze sobą, poradzę sobie. Nie miałam z kim ich zostawić. Moja mama wybierała się na lotnisko, mój mąż też, bo śpiewał w chórze. Jednak rodzina skutecznie wybiła mi z głowy moje zapędy, mówiąc, że sama z małymi dziećmi sobie nie poradzę. No i obejrzałam wszystko z okna wieżowca na Zatorzu, i w telewizji, ale to nie to samo. Do dnia dzisiejszego ubolewam, że nie mogłam wtedy być na tym spotkaniu.
Papież był bardzo ważną osobą w Pani życiu…
- Cały czas czuję jego obecność. To był niesamowity człowiek. Wiele ważnych osób w życiu spotkałam, widziałam kawałek świata, ale spotkanie z papieżem było dla mnie najważniejsze w życiu.
dk