Na mapie zaznacza flamastrem punkty, które chce zobaczyć, pakuje plecak, wskakuje na swoje stare, turystyczne enduro i wyrusza w podróż. Najchętniej samotnie pokonuje bezdroża, lubi, gdy jest pod górę. Tak przejechał Rumunię i Albanię, w planie ma Tadżykistan i Wietnam. - Zwiedzać to ja mogę Zamek Książ lub Wilczy Szaniec. Jednak od prawdziwej podróży oczekuję nieoczekiwanego – śmieje się Andrzej Wojtas.
- Bieszczady były na próbę, by zobaczyć, jak się będzie podróżować rowerem – opowiada Andrzej Wojtas. - Wyprawa trwała 14-15 dni, bo to była jazda rowerem połączona z chodzeniem po górach. Prawie całe Bieszczady schodziłem. Wróciłbym również rowerem, ale niestety, zabrakło czasu, trzeba było wracać do pracy więc w Rzeszowie wsiadłem do pociągu.
Czas gonił go również w Rumunii, gdzie pokonał w sumie 1600 kilometrów – rowerem i pociągiem.
- Rumunia jest tak piękna, że teraz co roku, jeśli tylko mam okazję, to tam jeżdżę – przyznaje Andrzej Wojtas. - Pierwszy raz byłem tam rowerem. Chciałem przejechać Szosę Transfogaraską [najwyżej po Transalpinie położona droga Rumunii – osiąga 2034 m n.p.m. -red.] i się udało.
Nie obyło się bez zabawnych przygód.
- Gdy przekroczyłem granicę węgiersko-rumuńską szukałem kantoru, by wymienić walutę – wspomina podróżnik. - Patrzę, fajna, młoda policjantka siedzi w radiowozie. Pomyślałem: pewnie angielski zna. Okazało się, że jednak nie (śmiech). Zacząłem więc na migi tłumaczyć, o co chodzi. Nic to nie dało. Wtedy z radiowozu wyszedł straszy policjant i on zaczął mi tłumaczyć, jak dojechać do kantoru. Teraz z kolei ja nic nie rozumiałem. W końcu policjant wsiadł do radiowozu, włączył sygnały i pojechali, a ja za nimi. Tak szybko, że mało mi się łańcuch nie skończył (śmiech). Ze dwa kilometry przez miasto mnie przeprowadzili, do kantoru dojechałem. Podziękowałem za pomoc, ale sam nie przyznałem się do tego, że też jestem policjantem (śmiech). [Andrzej Wojtas jest technikiem kryminalistyki w KMP w Elblągu – red.].
Były też zdarzenia mniej zabawne.
- Gdy nocą jechałem pociągiem, postawiłem rower w przejściu między wagonami – opowiada. - I na rowerze zostawiłem sakwę, a w niej rękawiczki, okulary i chleb. Chleb został (śmiech).
W Rumunii podróżnik poleca omijać główne drogi.
- Zdarzyło mi się taką drogą jechać – dzieli się doświadczeniami Andrzej Wojtas. - 15 czy 20 km, jak starą „siódemką” tylko bez utwardzonego pobocza. Jak jechały ciężarówki robiło się strasznie. Lubie jeździć, gdy droga się kończy – dodaje. - 35 km pod górę to nie jest może jakiś wyczyn, ale ale dystans pokonałem zwykłym, najtańszym trekingowym rowerem. Dętki szły jedna za drugą, miałem pecha (uśmiech).
Nasz podróżnik był w Rumunii jeszcze kilka razy. Już motocyklem, wysłużonym, turystycznym enduro.
- Jest stary i chwała mu za to, bo sam potrafię go naprawić – z uśmiechem zauważa Andrzej Wojtas.
Bardzo chciał też zobaczy Albanię i dopiął swego.
- Najbardziej chciałem przejechać przez Góry Przeklęte – mówi Andrzej Wojtas. - Dojechałem do wioski Theth, do której można dotrzeć od dwóch stron: od południowej, gdzie asfaltu się nie zobaczy i północnej, wygodnej. Wybrałem oczywiście stronę południową i na górze podchodzi do mnie mężczyzna, który po angielsku gratuluje mi, bo od dwóch dni nikt nie przyjechał od tej strony (śmiech).
- Albania to piękny, nieco dziki kraj – jeszcze, bo za kilka lat będzie drugą Chorwacją – przyznaje podróżnik. - Teraz są tam drogi bez asfaltu, na które wychodzą krowy w ogóle niespłoszone motoryzacją. Spotkałem też schodzącego z gór... gościa z kałachem. Zwyczajnie przywitał się poszedł w swoją stronę (śmiech).
Andrzej Wojtas uwielbia podróże motocyklowe. W ubiegłym roku przejechał przez 11 państw m.in. przez Słowację, Węgry, Rumunię, Macedonię, Serbię, Albanię, Chorwację i Austrię.
Nocował najczęściej na kempingach, bo tak lubi, no i tak jest taniej.
- Tam można poznać ciekawych ludzi – zapewnia Andrzej Wojtas.
Podczas jednego z takich spotkań narodził się pomysł podróży do Wietnamu.
- Podróżuję sam, bo ciężko jest zgrać się ze znajomymi, ale na przyszły rok do Wietnamu polecę z kumplem – zapowiada. - Bilety już kupione i to był największy wydatek. Gdy wylądujemy w Ho Chi Minh, czyli dawnym Sajgonie zobaczymy, co i jak. Plan jest taki, by kupić skuterki i jeżdżąc zwiedzać.
Są i inne plany.
- Pamir Highway w Tadżykistanie i przełęcz 4600 m n.p.m. Na tę wyprawę będę musiał jednak poczekać jakieś 2-3 lata – mówi Andrzej Wojtas.
Najlepszym środkiem transportu jest motocykl – zapewnia podróżnik. Skąd ta pasja?
- Jeżdżę od 8. roku życia – wspomina. - Na wuesce „trójce” wujka jeździłem, gdy jeszcze nogami do ziemi nie dosięgałem. Z natury jestem spokojnym człowiekiem więc rodzina nie miała nic przeciwko tej pasji (śmiech). Dziś mam trzy motocykle: enduro do terenu, turystyczne enduro oraz rometa – rodzinnego.