
Coraz częściej elblążanie zadają sobie pytanie, co zrobić z nachalnym gołębiami? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale są sposoby by problemowi zaradzić.
Same gołębie nie są problemem, tylko miejsca, w których się one załatwiają. Z roku na rok ptasie odchody odgrywają, niestety, coraz większą rolę w naszym mieście. Powodują nie tylko zniszczenia wśród ich naturalnego otoczenia - przyrody, ale także są źródłem nieprzyjemnego zapachu, szczególnie w miejscach rekreacyjnych. Podobnie jest w przypadku architektury, szczególnie tej zabytkowej - odchody niszczą elewacje budynków. Coraz częściej trzeba uzbrajać parapety budynków w specjalne igły, uniemożliwiające ptakom siadanie na nich.
Jedną z przyczyn jest brak naturalnych wrogów, co prowadzi do tego, że miejskie gołębie nie mają dzisiaj żadnych naturalnych ograniczeń. Jeżeli weźmie się pod uwagę, że średnio żyją trzy lata, okres wylęgu wynosi ok. 20 dni i w jednym roku możliwy jest siedmiokrotny wylęg pary gołębi, można zrozumieć ich rozszerzającą się plagę, co w konsekwencji prowadzi do wzrostu zanieczyszczeń w mieście.
Zapewne każdy z nas napotkał ślad, który zostawił po swojej obecności gołąb na oknie, parapecie lub, co gorzej, na balkonie. Przyczyną tego jest prosty tryb życia gołębi a także bezmyślne dokarmianie ich przez ludzi. Otóż resztki jedzenia (najczęściej ziemniaki lub chleb, co zresztą nie jest ich ulubionym jedzeniem) kładziemy u siebie za oknem lub wyrzucamy je, po czym lądują na parapecie u sąsiada. W ten sposób przyzwyczajamy gołębie do miejsca, w którym mogą liczyć na jedzenie. A zatem gołębie przesiadują na naszych parapetach, czekając na kolejną porcję pokarmu, tym samym załatwiają się, gdzie popadnie. Niestety, najczęściej tracą ci mieszkańcy, którzy ich nie karmią, a mają towarzystwo za oknem z winy opiekującego się gołąbkami sąsiada…
Aby temu zapobiec, należałoby wprowadzić zakaz dokarmiania gołębi i karanie mandatami przez straż miejską łamiących zakaz ludzi. Przyczyniłoby się to do zmniejszenia ilości gołębi i zachowania ogólnej estetyki w mieście. Dopóki zakaz ten nie ujrzy światła dziennego, pozostaje nadzieja, że ludzie karmiący gołębie sami zrozumieją, że nic dobrego dla miasta nie robią i powstrzymają się od tego, łagodząc tym samym nerwy sąsiadów.
Chociaż gołębie miejskie nie mają właściciela, to znajdują się w wykazie ministra środowiska, wśród zwierząt objętych ochroną gatunkową. A więc wszelkie łapanie lub zabijanie na własną rękę jest nielegalne.
Jedną z przyczyn jest brak naturalnych wrogów, co prowadzi do tego, że miejskie gołębie nie mają dzisiaj żadnych naturalnych ograniczeń. Jeżeli weźmie się pod uwagę, że średnio żyją trzy lata, okres wylęgu wynosi ok. 20 dni i w jednym roku możliwy jest siedmiokrotny wylęg pary gołębi, można zrozumieć ich rozszerzającą się plagę, co w konsekwencji prowadzi do wzrostu zanieczyszczeń w mieście.
Zapewne każdy z nas napotkał ślad, który zostawił po swojej obecności gołąb na oknie, parapecie lub, co gorzej, na balkonie. Przyczyną tego jest prosty tryb życia gołębi a także bezmyślne dokarmianie ich przez ludzi. Otóż resztki jedzenia (najczęściej ziemniaki lub chleb, co zresztą nie jest ich ulubionym jedzeniem) kładziemy u siebie za oknem lub wyrzucamy je, po czym lądują na parapecie u sąsiada. W ten sposób przyzwyczajamy gołębie do miejsca, w którym mogą liczyć na jedzenie. A zatem gołębie przesiadują na naszych parapetach, czekając na kolejną porcję pokarmu, tym samym załatwiają się, gdzie popadnie. Niestety, najczęściej tracą ci mieszkańcy, którzy ich nie karmią, a mają towarzystwo za oknem z winy opiekującego się gołąbkami sąsiada…
Aby temu zapobiec, należałoby wprowadzić zakaz dokarmiania gołębi i karanie mandatami przez straż miejską łamiących zakaz ludzi. Przyczyniłoby się to do zmniejszenia ilości gołębi i zachowania ogólnej estetyki w mieście. Dopóki zakaz ten nie ujrzy światła dziennego, pozostaje nadzieja, że ludzie karmiący gołębie sami zrozumieją, że nic dobrego dla miasta nie robią i powstrzymają się od tego, łagodząc tym samym nerwy sąsiadów.
Chociaż gołębie miejskie nie mają właściciela, to znajdują się w wykazie ministra środowiska, wśród zwierząt objętych ochroną gatunkową. A więc wszelkie łapanie lub zabijanie na własną rękę jest nielegalne.