Na co dzień jest pracownikiem administracyjnym Nadleśnictwa Elbląg. Po godzinach chwyta za piłę i bierze udział w zawodach drwali, w których liczy się przede wszystkim precyzja. Adam Wawrzak cztery lata temu został mistrzem świata juniorów. Teraz, razem ze swoją drużyną, przygotowuje się do kolejnych zawodów, które już we wrześniu odbędą się w Wiśle.
Adam Wawrzak ma 25 lat. Cztery lata temu, tuż po skończeniu Technikum Leśnego w Tucholi, zdobył tytuł mistrza świata drwali juniorów w konkurencji, która nazywa się "ścinka drzew". Kilka dni temu zdobył również kwalifikacje, które uprawniają go do startu w mistrzostwach Polski w 2017 roku, natomiast we wrześniu będzie reprezentował Polskę na mistrzostwach świata.
- Jak wygląda konkurencja, w której jest Pan mistrzem świata?
- Ścinka drzew to tylko jedna z pięciu konkurencji, które występują na zawodach drwali. Polega to na tym, że 15 metrów od drzewa wbijany jest palik. Trzeba zrobić tak, żeby upadło jak najbliżej tej tyczki. Liczy się tu precyzja, a nie czas czy efektywność. Akurat w tym przypadku, oprócz umiejętności i techniki, potrzebna była również doza szczęścia. To są duże drzewa, około 30-metrowe, każde jest zróżnicowane, a do tego przeszkadza wiatr.
- Od czego się to wszystko zaczęło?
- W Technikum Leśnym w Tucholi organizowane były zawody w umiejętnościach leśnych, były tam m.in. konkurencje związane z pilarką. A więc startowałem w zawodach szkolnych, a później dostałem się do szkolnej drużyny drwali. Razem wygraliśmy na Mistrzostwach Polski w umiejętnościach leśnych, a ja dodatkowo wygrałem je indywidualnie. W ten sposób znaleźliśmy się w drużynie Husqvarny, która nas sponsoruje, a potem na mistrzostwach świata.
- Mówił Pan, że konkurencji jest więcej. Na czym polegają?
- Konkurencje mają odzwierciedlać pracę drwala w lesie. Pierwszą z nich jest montaż piły, składanie jej na czas, wymiana łańcucha, druga to ścinka drzew, następne dwie dotyczą tzw. przerzynek. Chodzi o taką czynność, kiedy drwal w lesie obala drzewo i odcina kłodę od korony. Robi to dwoma cięciami, żeby utrzymać to pod kontrolą. Liczy się kąt cięcia, uskok w milimetrach i czas. Widowisko na tym traci, bo po cięciu przez 10-15 minut sędziowie mierzą każdą kłodę, liczy się każdy szczegół. Jest również taka konkurencja, która ma symulować okrzesywanie, czyli odcinanie gałęzi. Na zawodach jest to tak przygotowane, że do toczonej kłody wbite są toczone gałęzie, które mają symulować sęki.
- Co ile lat odbywają się mistrzostwa świata? I ilu jest takich zawodników w Polsce?
- Jak wyglądają treningi do takich mistrzostw?
- Muszą być one przygotowane tak samo, jak zawody. Drewno musi być w miarę równe, to dość pracochłonne i wymaga czasu. Organizuje nam je sponsor, mamy zgrupowania treningowe. Jesteśmy chyba najmniejszą ekipą z Polski, obecnie są w niej trzy osoby.
- Co się Panu w tym wszystkim podoba?
- To coś oryginalnego, nie jest to jakieś mocno popularne, nie muszę się jakoś specjalnie przygotowywać, nie ma ograniczeń wiekowych. Podstawą jest ukończenie kursu pilarza i badanie lekarskie, więc zawodnicy mogą startować już w wieku 18 lat.
- Jak wygląda konkurencja, w której jest Pan mistrzem świata?
- Ścinka drzew to tylko jedna z pięciu konkurencji, które występują na zawodach drwali. Polega to na tym, że 15 metrów od drzewa wbijany jest palik. Trzeba zrobić tak, żeby upadło jak najbliżej tej tyczki. Liczy się tu precyzja, a nie czas czy efektywność. Akurat w tym przypadku, oprócz umiejętności i techniki, potrzebna była również doza szczęścia. To są duże drzewa, około 30-metrowe, każde jest zróżnicowane, a do tego przeszkadza wiatr.
- Od czego się to wszystko zaczęło?
- W Technikum Leśnym w Tucholi organizowane były zawody w umiejętnościach leśnych, były tam m.in. konkurencje związane z pilarką. A więc startowałem w zawodach szkolnych, a później dostałem się do szkolnej drużyny drwali. Razem wygraliśmy na Mistrzostwach Polski w umiejętnościach leśnych, a ja dodatkowo wygrałem je indywidualnie. W ten sposób znaleźliśmy się w drużynie Husqvarny, która nas sponsoruje, a potem na mistrzostwach świata.
- Mówił Pan, że konkurencji jest więcej. Na czym polegają?
- Konkurencje mają odzwierciedlać pracę drwala w lesie. Pierwszą z nich jest montaż piły, składanie jej na czas, wymiana łańcucha, druga to ścinka drzew, następne dwie dotyczą tzw. przerzynek. Chodzi o taką czynność, kiedy drwal w lesie obala drzewo i odcina kłodę od korony. Robi to dwoma cięciami, żeby utrzymać to pod kontrolą. Liczy się kąt cięcia, uskok w milimetrach i czas. Widowisko na tym traci, bo po cięciu przez 10-15 minut sędziowie mierzą każdą kłodę, liczy się każdy szczegół. Jest również taka konkurencja, która ma symulować okrzesywanie, czyli odcinanie gałęzi. Na zawodach jest to tak przygotowane, że do toczonej kłody wbite są toczone gałęzie, które mają symulować sęki.
- Co ile lat odbywają się mistrzostwa świata? I ilu jest takich zawodników w Polsce?
- Jak wyglądają treningi do takich mistrzostw?
- Muszą być one przygotowane tak samo, jak zawody. Drewno musi być w miarę równe, to dość pracochłonne i wymaga czasu. Organizuje nam je sponsor, mamy zgrupowania treningowe. Jesteśmy chyba najmniejszą ekipą z Polski, obecnie są w niej trzy osoby.
- Co się Panu w tym wszystkim podoba?
- To coś oryginalnego, nie jest to jakieś mocno popularne, nie muszę się jakoś specjalnie przygotowywać, nie ma ograniczeń wiekowych. Podstawą jest ukończenie kursu pilarza i badanie lekarskie, więc zawodnicy mogą startować już w wieku 18 lat.
rozmawiała Marta Wiloch