UWAGA!

Pani Zuzia i Kopernik

Przynajmniej raz w życiu każdy powinien odwiedzić Frombork z powodu astronoma wszechczasów oraz... „Skarbów z poddasza”.

Choć Zuzanna Falińska ma już 76 lat, wciąż jest w znakomitej formie. Przez całe życie zbierała rodzinne pamiątki i przedmioty, które darowali jej inni. Od roku niezwykłą kolekcję, która w ten sposób powstała, można oglądać w Izbie Regionalnej „Skarby z poddasza”. Wystrój dużej sali, dawnej powozowni przy plebanii przypomina stare domostwo. Są pokoje, kuchnia i pomieszczenia gospodarcze, a pod ścianami stoją jeszcze gabloty z dziesiątkami drobniejszych eksponatów. Pani Zuzia sama oprowadza po swoich włościach. Opowieści o przedmiotach, których zastosowania trudno się dziś domyślić, przeplata ze swoimi wspomnieniami. W „sypialnym” zakątku powozowni stoją stare łóżka.
     - Nad każdym dziecięcym łóżeczkiem wisiał kiedyś obrazek anioła. Ten - pokazuje - dostałam od koleżanki. Znakiem zamożności domu była zaś liczba poduch i poduszek na łóżkach starszych domowników. Lampy takie, jak ta, wisiały pod sufitem. Dobrze, gdy była nafta, ale w czasie wojny nie można jej było dostać. Wtedy paliliśmy różnymi olejami, karbidami...
     
     Do ciast i dla dzieci
     W tym samym „pokoju” stoi też duży kufer o wyklejonym gazetami wnętrzu. Kufer był częścią wiana babki, a następnie ciotki pani Zuzi. Wiana, które – jak przypomina – zapobiegliwi rodzice przygotowywali niemal od chwili przyjścia dziewczynki na świat. Obok stoi jeszcze etażerka z lat pięćdziesiątych. Mebli jest zresztą więcej.
     Ażurowe, z cienkich deseczek etażerki służyły niegdyś do układania pościeli i różnych domowych świętości. W sporej, pełnej zakamarków kuchni znaleźć można makutry do ucierania cukru lub maku, a także małe i większe, podłużne, drewniane niecki do wyrobu kopytek, pyz i drożdżowych ciast. Kąpano w nich również maleńkie dzieci z nadzieją i życzeniem, by „rosły jak to ciasto drożdżowe”.
     Jest i ślad nieznanego dziś zawodu druciarza. Druciarze chodzili po wioskach i przedłużali żywot garnków z żelaza czy kamienia, nakładając na nie „ratunkowe” stelaże.
     
     Czar Polesia
     Wszystko przypomina tu przeszłość. I garnki „żelaźniaki”, i brytfanny do pieczenia mięs, i piec chlebowy, wokół którego toczyło się życie domowników.
     - Na metalowej płycie pieczono placuszki i ziemniaki, a w jesienno - zimowe wieczory babcie i prababcie, siedząc przy piecu, śpiewały i snuły opowieści - wspomina pani Zuzanna.
     Sporo miejsca zajmują eksponaty związane z tkactwem. Najstarszy, tzw. retka do przeciągania nici na warsztacie tkackim, pochodzi z 1791 roku. Można z bliska przyjrzeć się wrzecionu - poprzednikowi kołowrotka, a także zobaczyć XIX - wieczny warsztat tkacki. Szorstkie, szare ręczniki, dzieło tkaczy białostocko - wileńskich, dziś zapewne poraniłyby wydelikaconą skórę
      Łemkowskie serdaczki i chusta, stare huculskie serwety oraz utrwalone na skrawkach materii wzory z regionu Warmii i Mazur zachwycają prostotą. O przywiezionej z Wileńszczyzny chustce pani Zuzia mówi: „Polesia czar” i wierzy, że urok tych wszystkich przedmiotów jest nieprzemijający.
     
     Tkaczki i tkacze
     - Tkaczki i tkacze często byli niepiśmienni, a przecież potrafili tak pięknie komponować kolory i wzory, bo służyła im przyroda – przekonuje. – Współcześni ludzie nie znają tego piękna, tak jak nie znają zapachu łąk, kwiatów, szumiących łanów zboża i kwitnącego żyta, które kłoniło się niebu. Przypominał mi się taki oto wiersz:
     
     Kiedy latem słońce świeci,
     Nie wychodźcie w pole dzieci,
     Bo wśród żyta i pszenicy
     Płynie postać Południcy.
     W białą suknię jest ubrana,
     Długą, długą za kolana.
     Płowe włosy rozpuszczone,
     Polnym kwieciem przystrojone.
     Gdy w południe słońce świeci,
     To porywa ona dzieci.
     
     - taki zakaz nas obowiązywał, a sama Południca była pięknie wyrysowana, tylko policzki miała Baby Jagi - pani Zuzia z uśmiechem marszczy nos.
     
     Jestem ze Wschodu dziewczyna
     Większość z kilkuset „skarbów” to pamiątki rodzinne. Pochodzą z różnych regionów Polski. Niektóre, jak przedwojenne dwojaki do przenoszenia posiłków, przyjechały z Kresów Wschodnich, a jeszcze inne - z zesłania. Losy Polaków w Kazachstanie przypominają ikony, a Syberię – kolejny pojemnik do posiłków.
     Jak refren powracają wspomnienia wojny:
     - To jest kufel do piwa, który przywiózł wuj – żołnierz, po prawie sześciu latach w niemieckiej niewoli.
     Kiedy oglądam te wszystkie przedmioty, oczami duszy widzę, jak ratując, co mogą, ludzie uciekali przed wojenną zawieruchą. Zastanawiam się, jak żyli, co myśleli - trudno nie odnieść wrażenia, że świat, o którym opowiada pani Zuzia, dzieli na dwie epoki: przed- i powojenną.
     - Wydaje mi się, że młodzi nie szanują teraz chleba, więc postanowiłam im przypomnieć te frazy Norwida:
     
     Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
     Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
     Dla darów Nieba...
     Tęskno mi, Panie...
     
     Serce mnie boli, jak ktoś chleb wyrzuca, bo myśmy spleśniały jedli, a ludzie z głodu umierali. Maria Zientara – Malewska, pisarka z naszego regionu, poetka warmińska napisała:
     
     widziałam ręce,
     wiele rąk
     wyciągniętych po kawałek chleba
     
     - Ona była w Ravensbrűck - podkreśla Zuzanna Falińska. – Tymczasem młodzieży nic dziś nie obchodzi. Nie zajmują się poezją, wybrali najłatwiejszy styl życia. Kiedy ich słucham, jest mi przykro, że tak mało wiedzą o świecie. Ta izba ma przypominać, jak żyli nasi pradziadkowie i dziadkowie, w co się ubierali, jakimi posługiwali się narzędziami i co tworzyły ich ręce. Ich życie nie było łatwe, ale nie narzekali tak, jak ludzie narzekają dziś. Czasem się bardzo denerwuję, że współczesne kobiety na nic nie mają czasu. Pierogów nie zrobią, ciasta nie upieką, pytam więc: co robicie? Ja na wszystko miałam czas. I na czytanie książek, i na wychowywanie dzieci...
     
     Nie jestem sama
     Izby Regionalnej pewnie by nie było, gdyby nie wiele osób i instytucji, które pomogły w jej otwarciu. W przedsionku wisi kilka metalowych tabliczek, a na nich nazwiska i nazwy: ksiądz arcybiskup Edmund Piszcz, opiekun katedry ksiądz Tadeusz Graniczka, Fundacja im. Mikołaja Kopernika we Fromborku, wreszcie Polsko - Amerykańska Fundacja Wolności, Fundacja Współpracy Polsko - Niemieckiej i Wyższa Szkoła Humanistyczna z Pułtuska, która tuż obok ma swój Bałtycki Ośrodek Badawczy. To jednak tylko niewielka grupa tych, którzy pomogli w wyeksponowaniu skarbów pani Zuzi.
     Dużo już udało się zrobić, ale wiele pracy jeszcze czeka. Zuzanna Falińska i jej przyjaciele chcieliby udostępnić zwiedzającym jeszcze jedno pomieszczenie, które znajduje się obok obecnej sali wystawienniczej. Nie ma także pieniędzy na konserwację przedmiotów.
     Wstęp do Izby jest bezpłatny. Stojąca niedaleko wejścia skarbonka gotowa jest jednak przyjąć każdy datek. - Mi się wydaje, że każdy przedmiot, który tutaj jest, żyje. Często zastanawiam się, kto go wykonał, czy był wtedy szczęśliwy, a może cierpiał i było mu źle, bo życie nie składa się z samych szczęśliwości - wyznaje pani Zuzia.
Joanna Torsh

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • To prawda - każdy chociaż raz w życiu powinien odwiedzić Frombork :]
  • Witam! Miałem przyjemność oglądać "Skarby z poddasza" i rozmawiać z Panią Zuzanną. Tak miłej, otwartej i pełnej pasji kobiety dawno nie widziałem. Zajrzyjcie tam a nie będziecie żałować
Reklama