
Uwięziony we wnykach pies postawił na nogi mieszkańców Kamionka Wielkiego. - Prosiliśmy o pomoc elbląskie schronisko, ale powiedzieli, że nie przyjadą, bo to nie ich rejon – mówi jeden z mieszkańców. - Nie wiedzieliśmy, że pies jest ranny – tłumaczy kierownictwo elbląskiego schroniska. Na miejsce przyjechali pracownicy schroniska z Pasłęka, ale pies nie dał się im złapać. Poszukiwania trwają.
Relacja Czytelnika
„Jestem zdruzgotany pracą i zachowaniem z ludzi elbląskiego schroniska, czytałem wiele negatywnych artykułów i komentarzy na jego temat. Starałem się w to nie wierzyć, dopóki nie przekonałem się na własnej skórze, jakie podejście do ratowania zwierząt ma schronisko w Elblągu” - napisał do nas Mariusz Pokora. - „Dziś rano (11 kwietnia – red.) wybrałem się na spacer do Kamionka Wielkiego, puste pola, bagna, krzaki. Z uwagi ze lubię obserwować przyrodę, robię sobie czasem takie wycieczki. Nagle zobaczyłem psa przy drzewie, podszedłem bliżej. Pies stał zaplątany we wnykach, drut oplątał psa wokół głowy, a druga jego część przecinała mu policzki. Widać było, że pies stał tam od kilku dni, głowa była cała zapuchnięta, miał rany wokół głowy i pyska, był tak chudy że ledwo utrzymywał się na nogach” - relacjonuje pan Mariusz. - „Bałem się podejść za blisko żeby go nie przestraszyć i żeby nie wyrządził sobie jeszcze większej krzywdy. Widok był przerażający, w jego przerażonych oczach widziałem ból. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to dzwonić po pomoc, żeby ktoś tu przyjechał i uratował psa. Zadzwoniłem do schroniska w Elblągu, bo tylko oni mi tak naprawdę przyszli do głowy, opowiedziałem ze szczegółami wszystko, pani mnie wysłuchała i mówi ze spokojem że to nie ich teren! W pierwszej chwili myślałem, że źle usłyszałem i zapytałem raz jeszcze, za ile będziecie? Pani powtórzyła raz jeszcze „to nie nasz teren”. Mówię: przecież ja nie zgłaszam biegającego psa po wsi, tylko zwierzę, które cierpi i w każdej chwili może się wydarzyć coś gorszego! A nawet nie mam sprzętu, żeby przeciąć drut, nie mam smyczy, jak mam zostawić tego psa i jechać po pomoc?
Kobieta przy telefonie mówi raz jeszcze: „to nie nasz teren, proszę dzwonić do schroniska w Pasłęku. Niecenzuralne słowa cisnęły mi się na usta, ale szkoda mi było czasu na dalszą rozmowę z tą panią. Natychmiast poprosiłem o pomoc sąsiadów, odcięliśmy psa, zanieśliśmy na posesje, psiak dostał jeść i wody i czekał w bezpiecznym miejscu na przyjazd schroniska w Pasłęku. Nie rozumiem, dlaczego tacy ludzie pracują w schronisku, czy ktoś w końcu zrobi tam porządek?Spychologia. nie nasz teren, schronisko w Elblągu ma do Kamionka 13,5 km (15 min drogi), a schronisko w Pasłęku - 46 km (35 min drogi). Zawsze darzyłem szacunkiem organizację OTOZ Animals, dziś ten szacunek straciłem.
Zdaniem elbląskiego schroniska
- Nie usłyszałam od tego pana informacji, że pies jest ranny. Gdybym to wiedziała, na pewno byśmy pojechali z interwencją, mimo że Kamionek Wielki leży w gminie Tolkmicko, która nie ma z nami podpisanej umowy w sprawie opieki nad bezdomnymi zwierzętami – powiedziała nam Małgorzata Krawczyk, zastępca kierownika Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Elblągu. - Przekazałam temu Panu informację, by powiadomił w tej sprawie gminę Tolkmicko lub schronisko w Pasłęku. Nie jesteśmy w stanie przyjmować bezdomnych zwierząt spoza samorządów, które nie mają z nami podpisanej umowy, bo inaczej nie mielibyśmy środków na opiekę nad tymi podopiecznymi, którzy u nas są. Takie umowy mamy z miastem i gminą Elbląg, gminą Milejewo i Rychliki. Gmina Tolkmicko ma podpisaną umowę ze schroniskiem w Pasłęku. Ale jeszcze raz podkreślam, że gdybyśmy mieli informację, że ten pies jest ranny, to byśmy pojechali na miejsce. Dzwoniliśmy też w tej sprawie do schroniska w Pasłęku.

Relacja wolontariuszy z Pasłęka
W Kamionku Wielkim tego samego dnia pojawili się więc wolontariusze ze schroniska w Pasłęku. - Zanim przyjechaliśmy na miejsce, poprosiliśmy mieszkańców, by spróbowali go odciąć z tych wnyków, co się udało, dostał od nich jeść i pić. Mówiliśmy, by zamknęli go, w jakiejś szopce, bo przestraszone zwierzę może uciec. Mieszkańcy się go bali i trudno się im dziwić, bo przypomina trochę amstaffa, trochę pitbulla – opowiada Barbara Zarudzka, kierownik schroniska Psi Raj w Pasłęku. - Gdy przyjechaliśmy na miejsce, pies leżał przy zagajniku. W pewnym momencie zauważyliśmy w niedalekiej odległości sporą sukę, która najwyraźniej na niego czekała. Chcieliśmy ją złapać, ale uciekła w stronę podmokłych terenów. Ten pies ruszył za nią, mimo naszych starań nie udało się go złapać. Był silnie wystraszony, mógł ugryźć... Dzisiaj ponownie się tam wybieramy, zostawiliśmy jedzenie w miejscu, gdzie ostatnio widzieliśmy tę sukę i psa. Powinny wrócić na to miejsce, psy często tak robią.
- Ten pies złapał się w stary zardzewiały wnyk, który ktoś założył na drzewie. Byłam świadkiem, jak ten pan dzwonił do elbląskiego schroniska. Mówił im, że pies jest uwięziony i jest ranny – twierdzi jedna z mieszkanek, która była świadkiem zdarzenia.