Elblążanin po upadku z roweru przeleżał siedem godzin w rowie, nie mogąc się ruszyć. Nikt mu nie pomógł, mimo że mijali go kierowcy i inni rowerzyści. Z pomocą przyszli dopiero biegacze. Mężczyzna walczy o życie w szpitalu, leży na intensywnej terapii. - Napiszcie o tej historii, mam nadzieję, że dzięki temu uda się uniknąć kolejnej takiej tragedii, że nie będzie takiej znieczulicy – z taką prośbą zadzwonił do nas syn poszkodowanego rowerzysty.
Ojciec pana Dominika wybrał się kilka dni temu na wycieczkę rowerową do Krasnego Lasu. Jadąc boczną drogą, stracił równowagę i wpadł do rowu. Upadł tak nieszczęśliwie, że nie mógł się ruszyć. - Próbował wołać pomocy, ale bezskutecznie. Nie mógł wykonać żadnego ruchu, nawet sięgnąć po telefon. Mijali go kierowcy samochodów, inni rowerzyści, nikt się nawet nie zatrzymał. Na szczęście zareagowali przebiegający tamtędy biegacze, dzięki którym mój tata trafił w końcu do szpitala, po siedmiu godzinach leżenia w rowie – opowiada pan Dominik.
Rowerzysta trafił na oddział intensywnej terapii. Jak przyznaje pan Dominik, rokowania lekarzy nie są najlepsze, poszkodowany mężczyzna nie może samodzielnie oddychać, bo powstały po upadku krwiak uciska przeponę. - Nie wiem, co będzie z tatą, gdyby pomoc nadeszła wcześniej być może krwiak nie byłby taki duży i tata nie byłby teraz w takim ciężkim stanie. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej historii każdy się zastanowi, zanim zignoruje osobę, która może potrzebować pomocy – mówi pan Dominik.
Rowerzysta trafił na oddział intensywnej terapii. Jak przyznaje pan Dominik, rokowania lekarzy nie są najlepsze, poszkodowany mężczyzna nie może samodzielnie oddychać, bo powstały po upadku krwiak uciska przeponę. - Nie wiem, co będzie z tatą, gdyby pomoc nadeszła wcześniej być może krwiak nie byłby taki duży i tata nie byłby teraz w takim ciężkim stanie. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej historii każdy się zastanowi, zanim zignoruje osobę, która może potrzebować pomocy – mówi pan Dominik.
RG