Po moim poprzednim felietonie, można by odnieść wrażenie, że na kondycję rowerowej infrastruktury Elbląga odpowiedzialna jest tylko dwójka prezydentów rządzących w mijającej kadencji. Oczywiście, że jest to nieprawda. Zaległości nawarstwiają się od lat i nikt nie radził sobie z tą materią.
Długi czas nie było zgody, co do jednolitego wyglądu ścieżek rowerowych. W Elblągu były już odziedziczone jeszcze z PRL-u czarne ścieżki asfaltowe. Jednak ten skądinąd słuszny trop nie został podjęty w wolnej Polsce. Zachwyt do kostki betonowej okazał się silniejszy. I tak dzisiejsza nawierzchnia al. Grunwaldzkiej czy też ul. Hetmańskiej wita rowerzystów nieprzyjemnymi drganiami roweru i zapadliskami nawierzchni. Dużo późniejszy przykład Modrzewiny pokazuje jak trawa szybko wchodzi na takie nieużywane powierzchnie ścieżek, niszcząc je. Ten sam efekt widać jeszcze dobitniej na kolejnym typie nawierzchni, czyli czarnej kostce betonowej udającej stary bruk. Takie rozwiązanie zastosowano na ciągu rekreacyjnym wzdłuż Kumieli od ul. Grobla Św. Jerzego do al. Grunwaldzkiej. Ten typ nawierzchni jest chyba najgorszym z możliwych, gdyż przedstawione powyżej efekty czuć ze zdwojoną siłą. Do tego dochodzi jeszcze rozwiązanie na ul. Fromborskiej w postaci szarych płyt betonowych 50x50 cm. Miało to być rozwiązanie tymczasowe w związku z planowaną przebudową tej ulicy, ale z przebudowy nic nie wyszło (odnowiono tylko nawierzchnie jezdni), a śmiesznej szerokości metrowy pas ścieżkopodobny pozostał. I obawiam się, że ten sam los permanentnego prowizorium spotka budowany właśnie odcinek ścieżki rowerowej na al. Odrodzenia. Całość przeglądu nawierzchni zamyka hit ostatnich lat – kostka betonowa bez fazy, czyli taka, która ułożona obok siebie daje złudzenie jednolitej gładkiej powierzchni. Jest to rozwiązanie całkiem akceptowalne zaraz po asfalcie. Wymaga to jednak dość kosztownego i odpowiedniego przygotowania podłoża, co u nas jest pomijane. Przez to nawierzchnia ta dość szybko się degraduje. Dzisiaj dzięki miejskim standardom rowerowym powinniśmy budować już tylko asfaltowe drogi dla rowerów.
Równie ważnym, z czego buduje się drogi dla rowerów jest to, gdzie one powstają. Oczywiście w Elblągu pojawiały się one wraz z remontem dróg, przez co do dziś nie możemy mówić o systemie. Wręcz przeciwnie jest to zbiór luźno porozrzucanych niekoherentnych elementów. Brak ciągłości sieci nie jest największym mankamentem. Poważnym problem jest autonomiczność budowanej przez lata infrastruktury. Początek i koniec większości ścieżek rowerowych jest w takim miejscu, że albo trzeba zejść z roweru i sprowadzić rower na jezdnię albo nielegalnie jechać po chodniku. Jest dokładnie inaczej niż nakazuje logika. W końcu to jezdnia jest miejscem naturalnym dla cyklistów, a nie chodnik. Oczywiście część osób zawsze będzie używać chodnika do poruszania się rowerem i doskonale rozumiem te osoby. Lecz nie zmienia to faktu, że gdyby z każdej ścieżki rowerowej można było w łatwy sposób włączyć się do ruchu na jezdni mielibyśmy przynajmniej namiastkę sytemu dróg rowerowych. Do tego dochodzi problem nieprzewidywalności budowy nowych tras. Dobrym przykładem jest ul. Teatralna. Mimo wielu modernizacji nie ma do dziś połączenia jej ścieżki rowerowej z tymi na skrzyżowaniu przed pl. Jagiellończyka.
Przez te wszystkie lata elblążanie byli królikami doświadczalnymi funkcjonalności rozwiązań serwowanym przez projektantów i urzędników. Popularnym testem umiejętności rowerzystów był slalom między różnymi przeszkodami. Katalog otwierał sygnalizator świetlny obowiązkowo na środku ścieżki (ul. Brzeska i al. Grunwaldzka), śmietniki, barierki, słupki, latarnie, znaki drogowe i roślinność. Jak widać zbiór nieprzewidywalnych samosiejek. O nagle kończących się trasach już było, więc warto tylko wspomnieć o tych całkowicie zbędnych jak np. 100m odcinek na ul. Żuławskiej lub na ul. Willowej. Ta ostatnia jest ewidentnym przykładem błędnego pojmowania polityki rowerowej. Na ślepo zakończonej ulicy osiedlowej ścieżka jest zbędnym luksusem. Jednocześnie zabrakło ich na drogach wylotowych z Elbląga, co jest dość ważne chcąc z naszego miasta uczynić przynajmniej przystanek w drodze turystów na dwóch kółkach. Mimo, że Elbląg nie był inwestorem przy przebudowie ul. Warszawskiej powinien zadbać o budowę bezpiecznego wyjazdu na Żuławy wzdłuż drogi krajowej 22. Ul. Żuławska wielokrotnie wykorzystywana jako objazd dla dróg nr 22 i 7 ma tylko chodnik i wszystkie studzienki burzowe zapadnięte (ciekawe czy miasto ubiegało się o odszkodowanie). Most Unii Europejskiej nie ma nawet chodnika. Jazda po ul. Jagodowej w stronę Jeleniej Doliny może skończyć się mandatem, ponieważ obowiązuje tam zakaz ruchu.
Generalnie większość dróg dla rowerów powstało za prezydenta Henryka Słoniny. To dzięki niemu i jego ekipie mamy to, co mamy, czyli namiastkę ułomnego systemu. Oczywiście za najdawniejsze inwestycje pretensji mieć nie można, jednak ostatnie lata rządów prezydenta Słoniny należy uznać za jałowe stanie w miejscu, gdy reszta szła z postępem. Dlatego martwi mnie, że jeden autorów ówczesnego budowania Elbląga, Witold Wróblewski, chce powrócić do władzy w mieście. Hasło, że nabrał doświadczenia w Zarządzie Województwa (tam również był odpowiedzialny za infrastrukturę) przeczy czynom. Oględziny ostatnich modernizacji dróg wojewódzkich pokazuje ponowne ewidentnie pomijanie rowerzystów.
Droga nr 503 po modernizacji jest teraz piękną trasą, ale szybkiego ruchu. Jeśli jest to tylko złudzenie optyczne, droga wydaje się szersza i samochody wyprzedzają rowerzystów na trzeciego pędząc z kosmicznymi prędkościami. A skoro droga była budowana w wielu miejscach od podstaw wystarczyło wszędzie tam gdzie jest miejsce (większość terenu niezabudowanego) dodać choćby po 50 cm asfaltowego pobocza. Dalej, tylko projektant wie, po co w całym Suchaczu wybudowano ścieżkę rowerową wyłącznie na rondzie. Przecież jest to najbezpieczniejsze miejsce dla cyklistów w tej miejscowości, bo jak to zwykle jest na takim skrzyżowaniu, prędkości z jakimi poruszają się na nim pojazdy są minimalne. Warto dodać, że nie tylko lokalizacja jest w tym przypadku chybiona, ale również nie zachowano przewidzianej szerokości drogi dla rowerów oraz oznakowanie pionowe jest niekoherentne. I na koniec, największy absurd, jakim jest ciąg pieszo-rowerowy w Kadynach wykonany z ażurowej kostki betonowej – takiej jaką wykłada się parkingi lub zbocza nasypów by trawa mogła swobodnie rosnąć. Rozumiem wymogi konserwatorskie dla zabytkowej alei drzew, ale zmuszanie do jazdy (zakaz ruchu rowerem po jezdni) po czymś, co jest nieprzejezdne wydaje się niemądrym. Czy Pan Wiceprezydent podczas czerwcowego otwarcia trasy nie spojrzał na ten chodnik i nie zastanowił się, czy udało by mu się przejechać po tym chodniku swoją słynną jeszcze z czasów obchodów elbląskiego dnia bez samochodów kolarzówką? Tym bardziej, że na terenie całych Kadyn obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h, co zapewnia bezpieczeństwo wszystkim uczestnikom ruchu.
Na wojewódzkiej trasie nr 527 droga dla rowerów nie ma zachowanej minimalnej szerokości 2 metrów i w pewnym momencie wyrasta na niej bariera energochłonna. W Pasłęku na drodze nr 513 ścieżka rowerowa zaczyna się nagle i równie nagle się kończy, ma złe oznakowanie, a wysokie krawężniki skutecznie utrudniają jazdę. Przywrócony w historycznej formie odcinek drogi 526 jest w ogóle nie przejezdny na rowerów, nie licząc kilkuset metrowego fragmentu ścieżki w Kątach . Na każdej z tych inwestycji ścieżka rowerowa jest z innego materiału (dwa razy kostka betonowa, czarny asfalt, czerwony asfalt).
XXI wiek zaczyna się dla Polski bardzo obiecująco. Dzięki Unii Europejskiej ogromne środki finansowe są na wyciągnięcie ręki. Znaczną ich część rozdysponowują samorządy. Nam wszystkim powinno zależeć, by miasta były modernizowane dla swoich wszystkich mieszkańców przy uwzględnieniu ich sugestii i potrzeb. Niestety wszystkie ostanie duże inwestycje miały priorytet na jak najlepsze usprawnienie ruchu samochodowego. Pojawiło się wiele nowych sygnalizacji świetlnych, cześć przejść dla pieszych zostało polikwidowanych, a na części wprowadzono organizację dwuetapową. Apogeum tych rozwiązań znajduje się na skrzyżowaniu przed pl. Kazimierza Jagiellończyka, gdzie w przebudowanym obszarze w kierunku wschód-zachód zlikwidowano jedno z przejść, przy czym na drugim zostawiono dla pieszych na wyspie tylko 3 m2. Przecież plac przed teatrem jest częstym gospodarzem imprez masowych, a po przebudowie infrastruktura wokół niego nie podoła rzeczywistości. Całość inwestycji jest skierowana na jak najlepszą poprawę ruchu aut osobowych kosztem pieszych i rowerzystów. Niestety osoby odpowiedzialne za rozwój infrastrukturalny, zamiast patrzeć jak obecnie Europa zmienia oblicza swoich miast pod hasłem „miasta dla mieszkańców, nie dla samochodów”, dalej są zapatrzeni w nieaktualne wzorce szerokich wyludnionych autostrad w mieście.
Elbląga nie stać dzisiaj na nieefektywne wydawanie pieniędzy, tym bardziej że miasto stoi w obliczu zapaści ekonomicznej. Wszystko co budujemy musi być projektowane na dekady, nie kadencje. Czy w nowych władzach znajdą się osoby, które będą w stanie zobaczyć, że gotowe wzorce już są, tylko trzeba z nich korzystać? Najbliższe wybory to pokażą.