UWAGA!

To mój obowiązek pilnować wyborów

 Elbląg, Nie stwierdziliśmy w naszych komisjach żadnych naruszeń, można powiedzieć, że wybory na Ukrainie były uczciwe i przejrzyste - mówi Borys Tucki
Nie stwierdziliśmy w naszych komisjach żadnych naruszeń, można powiedzieć, że wybory na Ukrainie były uczciwe i przejrzyste - mówi Borys Tucki (fot. Anna Dembińska)

- Jeździmy jako międzynarodowi obserwatorzy wyborów na Ukrainę, bo po prostu powinniśmy. Uważam to za swój obowiązek, aby przypilnować wyborów, jestem to winny moim przodkom – mówi Borys Tucki, który był międzynarodowym obserwatorem wyborów prezydenckich na Ukrainie.

Rafał Gruchalski: - 31 marca odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich na Ukrainie. Byłeś tam w roli międzynarodowego obserwatora wyborów. To był pierwszy taki wyjazd?
      
Borys Tucki: - Drugi. Pierwszy raz byłem w 2012 roku, kiedy odbywały się wybory parlamentarne. Teraz na Ukrainie było ok. 2 tysięcy międzynarodowych obserwatorów m.in. z Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), a także z ramienia Światowego Kongresu Ukraińców tak jak ja. Z tej organizacji pojechało nas w sumie prawie 300 z 17 krajów. W sumie Polacy byli obserwatorami na Ukrainie już po raz siódmy. Z Elbląga byłem ja i mój kolega Piotr Szmigielski. Polscy obserwatorzy zostali wyznaczeni do obserwacji wyborów we Lwowie i obłasti lwowskiej.
      
       - Dlaczego w ogóle tam pojechałeś?
      
- Jeździmy tam, bo po prostu chcemy pomóc w rozwoju demokracji na Ukrainie. Demokratyczna i niezależna Ukraina leży w interesie Polski, bowiem stanowi bufor przed rosyjską agresją. Światowy Kongres Ukraińców opłaca pobyt, przejazd, wyżywienie etc. Nasz autokar jechał ze Szczecina przez Poznań, Warszawę, więc musiałem do nich dojechać już na własny koszt.
       Jako osoby pochodzenia ukraińskiego uważamy, że to nasz obowiązek, aby przypilnować wyborów. Jesteśmy to winni naszym przodkom, którzy zostali przesiedleni w wyniku Akcji Wisła w 1947 roku. Moi dziadkowie mieszkali w Hrebennem, drudzy dziadkowie w okolicach Przemyśla, stamtąd zostali wysiedleni w okolice Elbląga.
      
       - Na czym polega Wasza praca jako obserwatorów?
      
- Gdy przyjeżdżamy na miejsce, dostajemy wszyscy zaświadczenia z Centralnej Komisji Wyborczej, że pełnimy funkcję międzynarodowych obserwatorów. Wcześniej oczywiście musimy się zarejestrować w Kijowie. Od kilku miesięcy działał sztab naszej misji w Kijowie, który przygotowywał materiały szkoleniowe, rejestrował obserwatorów krótkoterminowych, monitorował proces kampanii wyborczej itd. Po przybyciu do Lwowa przeszliśmy szereg szkoleń z zakresu prawa wyborczego, specyfiki wyborów, a także mieliśmy spotkanie, gdzie przydzielono nas do wybranych komisji wyborczych, omawialiśmy tam kwestie logistyczne, organizację transportu naszej polskiej grupy, która liczyła prawie 40 obserwatorów. Rankiem w dniu głosowania, w niedzielę, wyruszyliśmy po godzinie 6 rano, aby dotrzeć przed godziną 8, kiedy komisje wyborcze zaczynają pracę. Mamy prawo przebywać w każdym lokalu, zarówno w godzinach głosowania, czyli od 8 do 20, jak i podczas liczenia głosów. Do komisji chodziliśmy dwuosobowymi grupami, obserwując, czy nie ma naruszeń ordynacji wyborczej.
      
       - Były?
      
- W każdej komisji pracowało ok. 16-19 członków, przedstawicieli większości kandydatów, którzy patrzyli sobie wzajemnie na ręce. Nie stwierdziliśmy w naszych komisjach żadnych naruszeń, można powiedzieć, że wybory były uczciwe i przejrzyste.
      
       - Podczas pierwszej tury na urząd prezydenta kandydowało 39 osób. Niewyobrażalne...
      
- Na początku było nawet 44, ale pięciu się wycofało. Z tych 39 kandydatów siedmiu to byli kandydaci techniczni Petra Poroszenki, Julia Tymoszenko miała ich chyba sześciu.
      
       - Jak to techniczni?
      
- Tak zwani techniczni kandydaci byli zgłoszeni po to, by odebrać głosy kontrkandydatowi. W wyborach startował na przykład kandydat o nazwisku Tymoszenko, związany z obozem Poroszenki. To był mężczyzna, który miał to samo nazwisko co Julia Tymoszenko. Na liście wyborczej występowali po sobie... Było też dwóch Szewczenków.
       Warto dodać, że na Ukrainie, aby kandydować na urząd prezydenta, trzeba uiścić opłatę w wysokości 2,5 miliona hrywien, to około 300 tysięcy złotych. Te pieniądze są zwracane tylko tym kandydatom, którzy przejdą do drugiej tury. Sporo więc pieniędzy trzeba wyłożyć.
       Wołodymyr Zełenski przeprowadził jednak niespotykaną kampanię. Od jej początku organizował swoje koncerty występując na scenie przed wielotysięczną widownią, sprzedając tym samym bilety wstępu. Śmiem twierdzić, że zarobił na niej więcej niż wydał na wybory.
      
       - To jest dozwolone?
      
- A kto zabroni organizować koncerty? To wszystko było zgodne z ukraińskim prawem. Cały scenariusz jego kampanii był przygotowywany o wiele wcześniej. Serial „Sługa narodu”, w którym Zełenski gra nauczyciela, który zostaje prezydentem, był moim zdaniem też stworzony pod kampanię.
      
       - Podczas pobytu we Lwowie pewnie mieliście też okazję rozmawiać z wyborcami. Jakie są wśród nich nastroje?
      
- Lwów zagłosował na Petra Poroszenkę. We Lwowie ludzie mówią, że jak w drugiej turze wygra Wołodymyr Zełenski, to trzeba będzie z Ukrainy uciekać. Co będzie? Zobaczymy 21 kwietnia.
      
       - Dla nas w Polsce to musi być coś niesamowitego. Facet, który gra prezydenta w serialu „Sługa Narodu”, zawodowy komik, nagle może zostać prawdziwym prezydentem. U nas mieliśmy Stana Tymińskiego, kandydata z kapelusza, ale to był początek lat 90., kiedy u nas dopiero rodziła się demokracja, jaką dzisiaj znamy. Ukraina o demokrację walczy mniej więcej od tego samego czasu co Polska, no może z przerwami, dlaczego więc Zełenski osiągnął taki sukces, wygrywając wyraźnie pierwszą turę?
      
- Wojna z rosyjskim agresorem, aneksja Krymu, walki na wschodzie Ukrainy wywołały kryzys ekonomiczny. Wojna przecież kosztuje!! Budżet Ukrainy musiał przeorientować się na wyposażenie i uzbrojenie armii która za Prezydenta Janukowycza była w rozpadzie, można rzec – jej nie było. To wszystko przełożyło się na kryzys ekonomiczny w kraju, spadek wartości ukraińskiej waluty hrywny. Mnóstwo ludzi w ostatnim czasie wyjechał m.in. do Polski za poszukiwaniem dobrze płatnej pracy. I to z kolei przełożyło się na spadek poparcia dla Prezydenta Petra Poroszenki, i wzrost poparcia dla Wołodymyra Zełeńskiego który jest nadzieją dla wielu nie doświadczonych wyborców i po prostu dużo ludziom naobiecywał. Ukraińcy z zachodu kraju mniej wierzą w obietnice Zełeńskiego, bo widzą jak wygląda rzeczywistość. Często wyjeżdżają do Polski, widza jak nasz kraj się rozwija.
      
       - A jak im się żyje we Lwowie?
      
- Siedem lat temu, gdy byłem poprzednio na Ukrainie, średnia płaca wynosiła w przeliczeniu 200 złotych. Teraz to około 500 złotych. Ukraińcy mówią, że jeśli chcesz te pieniądze zarobić, to je zarobisz. Jeśli liczysz, że jest dostaniesz od kogoś za darmo, to nie dostaniesz. Za przeciętną pensję przeżyjesz, ale ceny wielu produktów są zbliżone lub nawet droższe niż w Polsce. Litr ropy naftowej kosztuje już 4 złote, a jeszcze kilka lat temu kosztował 2 złote. O wiele droższe niż w Polsce są na przykład produktu nabiałowe. Ale paczka papierosów kosztuje 5 zł, w Polsce – 15.
      
       - Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 21 kwietnia. Jedziesz jako obserwator?
      
- Jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od tego, czy zbierzemy grupę chętnych.
      
       - A kto zostanie prezydentem. Poroszenko czy Zełenski? Jak przewidujesz?
      
- Pierwszą turę Zełenski wygrał z przewagą 16 punktów procentowych. Z jednej strony można domniemywać, że większość kandydatów z I tury poprze Zełenskiego i Poroszenko nie ma szans. Ale z drugiej strony może się okazać, że wyborcy w pierwszej turze chcieli po prostu dać Poroszence żółtą kartkę, stąd jego słaby wynik i w drugiej się obudzą i zagłosują na dotychczasowego prezydenta.
       Nie można powiedzieć, że Poroszenko jest złym prezydentem, żaden jego poprzednik nie rozwinął na przykład tak armii jak on. Byłby też najlepszym prezydentem dla stosunków polsko-ukraińskich, mimo że jego przeciwnicy wiele mu zarzucają.
      
       - W kwestii armii nie ma wyjścia, biorąc pod uwagę wojnę w Donbasie, który kładzie się cieniem na codzienną politykę na Ukrainie. We Lwowie odczuwa się wojenną atmosferę?
      
- Nie. We lwowskiej katedrze jest miejsce poświęcone wszystkim żołnierzom z okręgu lwowskiego, którzy zginęli w Donbasie. Są ich zdjęcia, tam odbywają się msze pogrzebowe. To miejsce czczone. Na pewno Ukraińcy o wojnie pamiętają i nie zapomną o tych ludziach, którzy oddali swoje życie za Ukrainę.

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama