1922 zł – tyle wynosiła średnia miesięczna płaca w zakładach „uspołecznionych” w 1970 r. W tym czasie bochenek chleba kosztował 3,50 zł, kilogram mięsa 50 zł, a pół litra wódki - 55 zł. Kolejna podwyżka cen zapowiedziana przed świętami Bożego Narodzenia przebrała miarę i ludzie wyszli na ulice. Naprzeciwko nich stanęło wojsko i milicja. Padły strzały. - Było widać, jak w naszą stronę lecą pociski świetlne i wiedziałem, że to nie jest ślepe strzelanie – wspomina Edward Pukin, który 18 grudnia wraz z innymi protestującymi uciekał z Hetmańskiej w kierunku ul. 1 Maja. Za chwilę w tym miejscu zginie Marian Sawicz...
- Dużo zdarzeń działo się w okolicy tej szkoły, przy barze mlecznym na ul. 1 Maja zginął Marian Sawicz – wyjaśnia pomysłodawca wystawy Grzegorz Wołoszczak. - W grudniu 1970 r. obserwowałem z balkonu to, co się wówczas tu działo, bo mieszkałem przy ul. Mącznej - wspomina. - Miałem wtedy 13 lat. Było widać czołgi, strzelaninę, żołnierzy, milicję. Nie dało się mnie utrzymać w domu i pobiegłem zobaczyć, co dzieje się w mieście - kontynuuje Grzegorz Wołoszczak. - Widziałem podpalenie Feniksu i gonitwę milicji za ludźmi. Widziałem też osoby, które, korzystając z zamieszania, rozbijają witryny i okradają sklepy. Jednak były to nieliczne osoby, przynajmniej tak to pamiętam. Były też prowokacje.
Starszy, bo 24-letni wówczas Edward Pukin wraz z żoną, stał 18 grudnia na skrzyżowaniu przy domu handlowym Feniks. W tłumie, wraz z innymi.
- Z początku aż tak źle to nie wyglądało, ale później byłem przerażony – wspomina dziś. - Po podwyżkach, które ogłosiła ówczesna władza zgromadziliśmy się na tym skrzyżowaniu. Zabrałem małżonkę, która była w ciąży i staliśmy w tłumie chyba kilku tysięcy ludzi. Widziałem rozróby, wybijanie szyb w sklepach. Cofnęliśmy się do skrzyżowania Hetmańskiej i 1 Maja, a atmosfera nabrzmiewała. Słychać było okrzyki przeciwko władzy, padały zarzuty, że nie rozmawia ona z robotnikami. W kierunku czołgu, który tam stał zaczęły lecieć butelki. Jak się okazało – z benzyną, bo czołg w pewnym momencie zaczął płonąć. Jeszcze wtedy strzały nie padły. Dopiero, gdy poleciały następne butelki, a ludzie zaczęli wyć i krzyczeć nastąpił pierwszy wybuch. Wypadły szyby wystawowe, szyby w oknach mieszkań, a na ulicy pojawiły się wozy milicyjne. Padły strzały pociskami świetlnymi. Było widać jak lecą. Byłem w wojsku i wiedziałem, że to nie jest ślepe strzelanie. Zaczęliśmy z żoną uciekać ulicą 1 Maja w kierunku Placu Słowiańskiego. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tam zginął człowiek. Dopiero wieczorem...
- Teściowa miała pretensje, że zabrałem na manifestację ciężarną żonę – dodaje Edward Pukin. - A my poszliśmy tam po prostu protestować, bo podwyżki były tak drastyczne, że nie do przyjęcia.
Dla uczestników tamtych tragicznych, grudniowych chwil wystawa w SP 21 była okazją do wspomnień. Młodym zaś miała przybliżyć przyczyny, przebieg i rozwój sytuacji w Elblągu w grudniu 1970 r. oraz styczniu 1971 r. poprzez wybrane fragmenty dokumentów archiwalnych i relacji prasowych.
- Chodzi o to byśmy pamiętali – mówi Grzegorz Wołoszczak. - Ludzie w grudniu 1970 dopominali się tylko godziwych warunków życia. Nie lubię określenia „wydarzenia”, bo to była zbyt wielka tragedia.