
Wojewódzki Szpital Zespolony w Elblągu ma z pewnością wiele powodów do dumy. Nabrałam jednak wątpliwości, czy duma ta może dotyczyć również Szpitalnego Oddziału Ratunkowego – oczekiwanie na kolejne procedury było długie, część personelu niegrzeczna, co potęgowało tylko stres przybywających z kolejnymi urazami pacjentów.
Wypadki „chodzą” po ludziach – także po Elblążanach, o czym przekonałam się boleśnie (podobnie jak wielu niedzielnych pacjentów elbląskiego SOR) wczorajszego popołudnia.
Wśród współnieszczęśników niedoli znalazła się i pani Ewa, która spadła z roweru i istniało prawdopodobieństwo złamanego żebra; i pan, który podczas spaceru potknął się i złamał nogę; i małżeństwo po wypadku samochodowym; i starsza pani, której w drodze z gabinetu do windy (na badanie USG) pękł niemal na naszych oczach żylak w nodze, co spowodowało zachlapanie krwią korytarza prawie na całej jego długości…
Z czasem ludzi przybywało. .. i sytuacja robiła się coraz bardziej napięta, choć kiedy o godz. 16.40 wyruszyłam z domu z wielkim guzem (krwiakiem) do szpitala, liczyłam jak inni, że w szpitalu szybko i sprawnie zostanie udzielona mi pomoc i wyczerpująca informacja. Tkwiłam, przynajmniej częściowo, w błędzie.
Ale po kolei. W szpitalu byłam po ok. 15 minutach. Slalom z głównego wejścia w kierunku rejestracji SOR. Rejestracja. Pani skierowała nas do gabinetu lekarskiego nr 176, gdzie miał być chirurg. Pod gabinetem nikogo nie było. W środku był ratownik, lekarz wyszedł, więc trzeba było czekać. Po ok. 10 min. oczekiwania pod gabinetem, dołączyła pani Ewa z potężnym bólem żebra i prawej części brzucha (po przewrotce na rowerze).
Czekamy. Wreszcie zjawił młody lekarz. Weszliśmy. Krótki wywiad i skierowanie na zdjęcie rentgenowskie. Jedziemy na pierwsze piętro do pracowni. Tam poznajemy małżeństwo z wypadku, które czeka na opis zdjęć. Moje zdjęcie wykonano o 17.28. Czekamy na opis. Po kolejnych 10 minutach dołącza do nas pani Ewa wraz z małżonkiem (na zdjęcie żeber). Zjeżdżamy na dół, by wrócić do lekarza z gabinetu nr 176. Zrobiła się kolejka. Ktoś jest w gabinecie. Małżeństwo z wypadku czeka. My też. Przepuszczamy starszą panią na wózku ze strasznym bólem nogi, która po chwili ze skierowaniem na usg Doppler wyrusza w drogę ku windom. Jest już grubo po godz. 18. Na oko już prawie nic nie widzę i nadal nic nie wiem. W panice, z krzykiem córki do gabinetu wiozą z powrotem starszą panią, z nogi której na korytarz tryska krew. Okazuje się, że w niedzielę badania usg Dopplera nie robią. Jednemu z mężczyzn w poczekalni na widok krwi robi się słabo i wychodzi ze szpitala. Robi się duży ruch, pojawia się wiele osób z personelu. Starszą panią wywożą drugim, bocznym wyjściem na oddział. Nagle do gabinetu wchodzi „bez kolejki” pan z chorą nogą. Wzburzenie wśród oczekujących rośnie. Mimo kilkunastu już osób w poczekalni, nie przyjmuje dodatkowy lekarz i nikt o niczym nie informuje. Małżeństwo z wypadku i ja z osobą pchającą wózek nadal czekamy. Wreszcie wchodzi pani z wypadku, potem my. Na konsultację przychodzi z góry, z oddziału rzeczowy neurochirurg. Na oko nic nie widzę. Mam czekać kilka dni, jak krwiak nie zejdzie trzeba będzie usuwać operacyjnie. Wyjeżdżam z gabinetu. Jest godzina 19.30. Wyglądam gorzej niż kobieta biorąca udział w kampanii społecznej „bo zupa była za słona”. Teraz już tylko do apteki po paracetamol i czekać zejdzie, czy nie zejdzie… Ciąg dalszy pewnie nastąpi…
Na koniec pozdrawiam i życzę dużo zdrowia wszystkim poznanym i oczekującym „wespół zespół” wczoraj pod gabinetem nr 176 elblążanom. Pomimo wielkiego bólu byliśmy dla siebie życzliwi, czego nie można powiedzieć o przybyłej do gabinetu przed godz. 19 pani ratownik, która zachowywała się nagannie blokując m.in. drzwi nogą, aby najbliższa osoba towarzysząca, pchająca wózek nie weszła do gabinetu wraz ze mną.
Refleksji po skorzystaniu po raz pierwszy z SOR w naszym szpitalu mam wiele – zwłaszcza, że w jednym z wcześniejszych artykułów popierałam strajk lekarzy w celu poprawienia ich warunków pracy. Są wśród nich i dobre i złe. Pań, które dyżurowały w pracowni RTG było kilka i świetnie dawały sobie radę. Wizyta, która mogła trwać 15 minut zakończyła się po kilku godzinach.
Pojawiają się też pytania: czy młody lekarz dyżurujący w gabinecie nr 176 nie mógł dostać wsparcia w formie drugiego lekarza? Rozładowałoby to kolejkę – zwłaszcza w sytuacji, kiedy trzeba było opanować krwotok u jednej z pacjentek, co zabierało dużo czasu.
Czy nie sprawniej wszystko by przebiegało, gdyby po pierwszym rozpoznaniu pacjenci byli kierowani na konsultację do lekarza na oddział (lub do innego gabinetu), a nie musieli np. po badaniu RTG czy USG wracać do 176, by oczekiwać, aż lekarz z oddziału przyjdzie do gabinetu?
Procedury medyczne powinny służyć ludziom, a nie ludzie procedurom. Może czas zacząć je ulepszać. Wszak to pacjenci płacą niemałe składki zdrowotne.
Wśród współnieszczęśników niedoli znalazła się i pani Ewa, która spadła z roweru i istniało prawdopodobieństwo złamanego żebra; i pan, który podczas spaceru potknął się i złamał nogę; i małżeństwo po wypadku samochodowym; i starsza pani, której w drodze z gabinetu do windy (na badanie USG) pękł niemal na naszych oczach żylak w nodze, co spowodowało zachlapanie krwią korytarza prawie na całej jego długości…
Z czasem ludzi przybywało. .. i sytuacja robiła się coraz bardziej napięta, choć kiedy o godz. 16.40 wyruszyłam z domu z wielkim guzem (krwiakiem) do szpitala, liczyłam jak inni, że w szpitalu szybko i sprawnie zostanie udzielona mi pomoc i wyczerpująca informacja. Tkwiłam, przynajmniej częściowo, w błędzie.
Ale po kolei. W szpitalu byłam po ok. 15 minutach. Slalom z głównego wejścia w kierunku rejestracji SOR. Rejestracja. Pani skierowała nas do gabinetu lekarskiego nr 176, gdzie miał być chirurg. Pod gabinetem nikogo nie było. W środku był ratownik, lekarz wyszedł, więc trzeba było czekać. Po ok. 10 min. oczekiwania pod gabinetem, dołączyła pani Ewa z potężnym bólem żebra i prawej części brzucha (po przewrotce na rowerze).
Czekamy. Wreszcie zjawił młody lekarz. Weszliśmy. Krótki wywiad i skierowanie na zdjęcie rentgenowskie. Jedziemy na pierwsze piętro do pracowni. Tam poznajemy małżeństwo z wypadku, które czeka na opis zdjęć. Moje zdjęcie wykonano o 17.28. Czekamy na opis. Po kolejnych 10 minutach dołącza do nas pani Ewa wraz z małżonkiem (na zdjęcie żeber). Zjeżdżamy na dół, by wrócić do lekarza z gabinetu nr 176. Zrobiła się kolejka. Ktoś jest w gabinecie. Małżeństwo z wypadku czeka. My też. Przepuszczamy starszą panią na wózku ze strasznym bólem nogi, która po chwili ze skierowaniem na usg Doppler wyrusza w drogę ku windom. Jest już grubo po godz. 18. Na oko już prawie nic nie widzę i nadal nic nie wiem. W panice, z krzykiem córki do gabinetu wiozą z powrotem starszą panią, z nogi której na korytarz tryska krew. Okazuje się, że w niedzielę badania usg Dopplera nie robią. Jednemu z mężczyzn w poczekalni na widok krwi robi się słabo i wychodzi ze szpitala. Robi się duży ruch, pojawia się wiele osób z personelu. Starszą panią wywożą drugim, bocznym wyjściem na oddział. Nagle do gabinetu wchodzi „bez kolejki” pan z chorą nogą. Wzburzenie wśród oczekujących rośnie. Mimo kilkunastu już osób w poczekalni, nie przyjmuje dodatkowy lekarz i nikt o niczym nie informuje. Małżeństwo z wypadku i ja z osobą pchającą wózek nadal czekamy. Wreszcie wchodzi pani z wypadku, potem my. Na konsultację przychodzi z góry, z oddziału rzeczowy neurochirurg. Na oko nic nie widzę. Mam czekać kilka dni, jak krwiak nie zejdzie trzeba będzie usuwać operacyjnie. Wyjeżdżam z gabinetu. Jest godzina 19.30. Wyglądam gorzej niż kobieta biorąca udział w kampanii społecznej „bo zupa była za słona”. Teraz już tylko do apteki po paracetamol i czekać zejdzie, czy nie zejdzie… Ciąg dalszy pewnie nastąpi…
Na koniec pozdrawiam i życzę dużo zdrowia wszystkim poznanym i oczekującym „wespół zespół” wczoraj pod gabinetem nr 176 elblążanom. Pomimo wielkiego bólu byliśmy dla siebie życzliwi, czego nie można powiedzieć o przybyłej do gabinetu przed godz. 19 pani ratownik, która zachowywała się nagannie blokując m.in. drzwi nogą, aby najbliższa osoba towarzysząca, pchająca wózek nie weszła do gabinetu wraz ze mną.
Refleksji po skorzystaniu po raz pierwszy z SOR w naszym szpitalu mam wiele – zwłaszcza, że w jednym z wcześniejszych artykułów popierałam strajk lekarzy w celu poprawienia ich warunków pracy. Są wśród nich i dobre i złe. Pań, które dyżurowały w pracowni RTG było kilka i świetnie dawały sobie radę. Wizyta, która mogła trwać 15 minut zakończyła się po kilku godzinach.
Pojawiają się też pytania: czy młody lekarz dyżurujący w gabinecie nr 176 nie mógł dostać wsparcia w formie drugiego lekarza? Rozładowałoby to kolejkę – zwłaszcza w sytuacji, kiedy trzeba było opanować krwotok u jednej z pacjentek, co zabierało dużo czasu.
Czy nie sprawniej wszystko by przebiegało, gdyby po pierwszym rozpoznaniu pacjenci byli kierowani na konsultację do lekarza na oddział (lub do innego gabinetu), a nie musieli np. po badaniu RTG czy USG wracać do 176, by oczekiwać, aż lekarz z oddziału przyjdzie do gabinetu?
Procedury medyczne powinny służyć ludziom, a nie ludzie procedurom. Może czas zacząć je ulepszać. Wszak to pacjenci płacą niemałe składki zdrowotne.
Marta Kowalczyk