
- Przeżycia niesamowite, nie do opisania. Koszulka z orłem na piersi, reprezentant kraju. Coś wspaniałego. Nie wszyscy mogli się pokazać jako reprezentanci kraju - mówi Adam Meyer. Z elbląskim ciężarowcem wspominamy jego karierę sportową.
- Jak się zaczęła Pana przygoda z podnoszeniem ciężarów?
- W Szkole Podstawowej nr 20 stworzono klasy sportowe o profilu podnoszenie ciężarów. Mózgiem całego przedsięwzięcia był trener Jerzy Szalecki. Wówczas w Elblągu udało się stworzyć ciąg szkoleniowy. Ciężarowcy po skończeniu szkoły podstawowej mogli kontynuować naukę w Zespole Szkół Zawodowych nr 1, gdzie Jerzy Szalecki uczył wychowania fizycznego. W Elblągu funkcjonował wówczas Międzyzakładowy Rolniczy Klub Sportowy, którego jedyną sekcją było właśnie podnoszenie ciężarów. Potężna to była sekcja – trenowało tam ponad 200 zawodników, na zawody jeździliśmy autobusem. Zakładem patronackim, dziś byśmy powiedzieli sponsorem, był Kombinat Rolny Drużno. Wracając do mnie... w szkole utworzono dwie sportowe klasy: jedną szóstą i jedną siódmą. I tak w 1978 r. w wieku 13 lat trafiłem na pomost.
- Powstanie MRKS-u to była próba odbudowy elbląskich ciężarów.
- Dopóki były pieniądze, wszystko grało. Trenowaliśmy w hali Zamechu przy al. Grunwaldzkiej. Dziś to teren Giełdy Elbląskiej. Panowały tam warunki jak z amerykańskich filmów o bokserach: odrapane ściany, 15 pomostów i sportowa atmosfera. Trafiłem pod skrzydła trenera Ryszarda Matusiewicza, a trener Jerzy Szalecki był koordynatorem całej sekcji. Po wybudowaniu dzisiejszej hali Atletikon na ulicy Kościuszki, przenieśliśmy się tam i do dziś elbląskie ciężary funkcjonują w tym miejscu.
- Pierwszy sukces?
- Po roku treningów pojechaliśmy na „Pierwszy krok” do Kwidzyna. Ogromne zawody, startowało chyba 150 chłopców. Wygrałem cały turniej, co było sporą niespodzianką, gdyż byłem jednym z młodszych uczestników turnieju. Miałem wówczas 14 lat, a konkurenci 16-18. Mocne sekcje były wtedy w Kwidzynie i w Nowym Dworze Gdańskim. Podrzuciłem 90 kg, w rwaniu coś koło 70 kg. To był pierwszy start i pierwszy sukces, który zapamiętałem.
- Potem przyszły kolejne...
- Po szkole podstawowej poszedłem do ZSZ nr 1 w Elblągu, do Jerzego Szaleckiego. Oczywiście, oprócz sportu, zdobyłem też zawód mechanika – kierowcy. Wtedy też przenieśliśmy się do hali Atletikonu. W 1981 r. zakwalifikowałem się na Ogólnopolską Spartakiadę Młodzieży w Nowym Dworze Gdańskim i dość nieoczekiwanie zdobyłem brązowy medal w wadze do 82 kg. Z wyników można się było spodziewać piątego – szóstego miejsca. Większość moich konkurentów była w wieku 17 - 18 lat. Ja miałem 16. Rok później zdobyłem srebro w OSM w Tarnowie. W dwuboju uzyskałem 285 kg. Przegrałem z zawodnikiem z Odry Opole, który był w kadrze narodowej seniorów. Rywal nie do przeskoczenia. W tym samym roku zdobyłem brązowy medal do lat 20 na mistrzostwach Polski. Złoto na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży zdobyłem w 1983 r. już w wadze do 90 kg. W tym samym roku z MRKS-em zdobyliśmy drużynowe mistrzostwo Polski Juniorów we Wrocławiu. Razem ze mną w drużynie występowali Krzysztof Pozowski, Wojciech Opęchowski, Mirosław Myk, Bogusław Kwiatkowski, Janusz Prądzyński i Mirosław Kozłowski. Warto też wspomnieć o trójmeczu juniorów w 1984 r. W Elblągu wystąpiła rumuńska drużyna Gloria Bystrica, MRKS Elbląg i reprezentacja Okręgowego Związku Podnoszenia Ciężarów. Wygrał MRKS.
- Sukcesy na spartakiadach zaowocowały powołaniem do kadry narodowej.
- Jako szesnastolatek dostałem się do kadry narodowej. Pamiętam, że pierwsze zgrupowanie było w Bydgoszczy. I od tamtej pory praktycznie przez cztery lata byłem w kadrze. W 1982 r. miałem okazję wystartować na Turnieju Przyjaźni w Cetniewie – nieoficjalnych mistrzostwach świata w mojej kategorii wiekowej. Startowali tam zawodnicy z krajów tzw. „demokracji ludowej” W mojej wadze startowało 18 zawodników, zająłem szóste miejsce. Bardzo dobre miejsce jak na siedemnastolatka. W następnym roku poprawiłem swoją pozycję na Turnieju Przyjaźni w Bułgarii, byłem piąty - też dobry wynik. Przeżycia niesamowite, nie do opisania. Koszulka z orłem na piersi, reprezentant kraju. Coś wspaniałego. Nie wszyscy mogli się pokazać jako reprezentanci kraju. Wtedy sport był w zasadzie jedyną szansą, żeby wyjechać za granicę i coś zwiedzić.
- Po ukończeniu szkoły zawodowej przeszedł Pan do Lechii Gdańsk.
- Zacząłem uczyć się w Technikum Mechanicznym w Elblągu. Ciężary znów wpadły w kryzys związany z finansami. Trener Jerzy Szalecki wyjechał za granicę. W związku z tym po roku przeniosłem się do gdańskiej Lechii, gdzie jeszcze trzy lata trenowałem i startowałem. Zdobyłem medal na Mistrzostwach Polski Juniorów, startowałem w lidze, na mistrzostwach Polski do lat 23. W Lechii uzyskiwałem podobne wyniki jak w Elblągu, ale w Gdańsku był sponsor. Potem było wojsko. I trzeba było zająć się dorosłym życiem. Ale podnoszenie ciężarów to była wspaniała przygoda, która nauczyła mnie pewności siebie.
- Z elbląskimi ciężarami jest Pan związany do dziś.
- Jestem sponsorem tytularnym Ludowego Uczniowskiego Klubu Sportowego Meyer Elbląg. Do elbląskich ciężarów wróciłem na początku lat dwutysięcznych, kiedy sekcja była w Polonii. Przez syna, który w wieku 11 lat chciał iść w moje ślady. Podobne plany miała córka. Dość szybko się usamodzielniliśmy i powstał klub „Rol – Car” od nazwy sponsora, ówczesnego dealera Skody. Prezes klubu Stanisław Olszak namówił mnie do zaangażowania się w działalność. Po tym jak Rol – Car wycofał się ze sponsoringu, moja firma przejęła klub. I tak działamy do dziś. Mamy fajnego trenera Grzegorza Rajkowskiego, który jest fanatykiem podnoszenia ciężarów. Dzięki niemu mamy wyniki i osiągnięcia, a także nabór do sekcji ciężarów. Sekcja jest mało liczna, ale trudno dziś zmobilizować młodzież do tak ciężkiego i wysiłkowego sportu.
- Dziękuję za rozmowę.