Tegoroczne Elbląskie Święto Chleba, to niewątpliwy sukces organizatorów. Malkontenci będą oczywiście twierdzić, że był to sukces "na miarę naszych możliwości", ale nieprzebrane tłumy na Starym Mieście mówiły same za siebie. Okazało się, że Stare Miasto ma ogromny potencjał, który wydaje się, że nie jest jeszcze w pełni wykorzystywany.
Na sukces złożyło się, jak to zwykle bywa, kilka czynników - sprawna organizacja, duża liczba wystawców, atrakcyjna oferta, nie najgorsza pogoda, zakaz handlu "chińszczyzną" i niewątpliwy głód tego rodzaju imprez wśród elblążan i goszczących w mieście turystów.
Okazało się, że aby wypromować nasze miasto, nie trzeba za duże pieniądze wynajmować firmy, która wymyśli w tym celu kolorowego kręciołka. Wystarczy zorganizować najprostszą z możliwych imprez nawiązującą do nazwy głównej ulicy elbląskiej starówki - Starego Rynku. Nazwa ta wywodzić musi się bez wątpienia z tego, że kiedyś kwitł tu handel. Odwołanie się do tej tradycji (choćby było i nieintencjonalne) sprawiło, że nasze mocno "atrapowate" i na co dzień pustawe nowe Stare Miasto nabrało życia, a w powietrzu przez trzy dni unosiła się atmosfera minionych wieków. Doceniła to Telewizja Polska, przekaz poszedł na cały kraj. To już drugie w tym roku, po referendalnym najeździe polityków, wydarzenie, które wypromowało Elbląg.
Na usta ciśnie się pytanie - dlaczego nie organizować takich targowisk częściej?! Wróciłem właśnie z wakacji z pewnego prowincjonalnego miasta, gdzie takie "rynki" organizowane są z powodzeniem w każdą ostatnią sobotę miesiąca. W naszych warunkach klimatycznych sensowne byłoby ograniczenie się do pory wiosenno-letniej, a wyboru odpowiedniej soboty należałoby dokonać po sprawdzeniu terminów podobnych imprez targowych. Oferta powinna w szczególności uwzględnić lokalnych i zaproszonych producentów zdrowej żywności. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby oprócz wymyślnych wędlin czy różnorodnych gatunków pieczywa, na straganach pojawiły się poczciwe ziemniaki czy pomidory. Proponuję nadać temu przedsięwzięciu roboczą nazwę "Elbląski Stary Rynek".
Jeśli podarować sobie scenę (występy na której cieszyły się, delikatnie mówiąc, umiarkowanym zainteresowaniem), ekipę nagłaśniającą, ledowe bilbordy i inne tego rodzaju wynalazki, to może się okazać, że koszty takiego przedsięwzięcia są pomijalnie małe, a korzyści bardzo duże.
Te wymierne, to wpływy z opłat i podatków od zwiększonych obrotów lokalnych producentów i zakładów gastronomicznych. Niewymierne, to ożywienie Starego Miasta i przyciągnięcie do niego mieszkańców innych dzielnic, promocja Elbląga i lokalnych producentów żywności, zwiększony napływ turystów.
Z pobieżnych rozmów z organizatorami i uczestnikami Święta Chleba z obu stron targowej lady wynika, że zainteresowanie i chęć wsparcia takich comiesięcznych "rynków" na Starym Mieście jest bardzo duża. Przedsięwzięcie to nie wymaga ze strony Urzędu Miejskiego żadnych nakładów inwestycyjnych, wystarczy decyzja i trochę zaangażowania. Uliczki Starego Miasta są gotowe i czekają...
Okazało się, że aby wypromować nasze miasto, nie trzeba za duże pieniądze wynajmować firmy, która wymyśli w tym celu kolorowego kręciołka. Wystarczy zorganizować najprostszą z możliwych imprez nawiązującą do nazwy głównej ulicy elbląskiej starówki - Starego Rynku. Nazwa ta wywodzić musi się bez wątpienia z tego, że kiedyś kwitł tu handel. Odwołanie się do tej tradycji (choćby było i nieintencjonalne) sprawiło, że nasze mocno "atrapowate" i na co dzień pustawe nowe Stare Miasto nabrało życia, a w powietrzu przez trzy dni unosiła się atmosfera minionych wieków. Doceniła to Telewizja Polska, przekaz poszedł na cały kraj. To już drugie w tym roku, po referendalnym najeździe polityków, wydarzenie, które wypromowało Elbląg.
Na usta ciśnie się pytanie - dlaczego nie organizować takich targowisk częściej?! Wróciłem właśnie z wakacji z pewnego prowincjonalnego miasta, gdzie takie "rynki" organizowane są z powodzeniem w każdą ostatnią sobotę miesiąca. W naszych warunkach klimatycznych sensowne byłoby ograniczenie się do pory wiosenno-letniej, a wyboru odpowiedniej soboty należałoby dokonać po sprawdzeniu terminów podobnych imprez targowych. Oferta powinna w szczególności uwzględnić lokalnych i zaproszonych producentów zdrowej żywności. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby oprócz wymyślnych wędlin czy różnorodnych gatunków pieczywa, na straganach pojawiły się poczciwe ziemniaki czy pomidory. Proponuję nadać temu przedsięwzięciu roboczą nazwę "Elbląski Stary Rynek".
Jeśli podarować sobie scenę (występy na której cieszyły się, delikatnie mówiąc, umiarkowanym zainteresowaniem), ekipę nagłaśniającą, ledowe bilbordy i inne tego rodzaju wynalazki, to może się okazać, że koszty takiego przedsięwzięcia są pomijalnie małe, a korzyści bardzo duże.
Te wymierne, to wpływy z opłat i podatków od zwiększonych obrotów lokalnych producentów i zakładów gastronomicznych. Niewymierne, to ożywienie Starego Miasta i przyciągnięcie do niego mieszkańców innych dzielnic, promocja Elbląga i lokalnych producentów żywności, zwiększony napływ turystów.
Z pobieżnych rozmów z organizatorami i uczestnikami Święta Chleba z obu stron targowej lady wynika, że zainteresowanie i chęć wsparcia takich comiesięcznych "rynków" na Starym Mieście jest bardzo duża. Przedsięwzięcie to nie wymaga ze strony Urzędu Miejskiego żadnych nakładów inwestycyjnych, wystarczy decyzja i trochę zaangażowania. Uliczki Starego Miasta są gotowe i czekają...