UWAGA!

Janusz Nowak: Potrzeba nam fachowców

- Są kandydaci na prezydenta, którzy wiedzą, jak zlikwidować bezrobocie. Ja nie wiem. Wiem natomiast, jak tworzyć warunki do tego, by inwestorzy przyszli i tworzyli miejsca pracy – zapewnia Janusz Nowak, który walczy o fotel prezydenta Elbląga z legitymacji komitetu SLD-Lewica Razem. Chce miasta przemysłowego, portowego, w którym nie zabraknie fachowców. Może mniej socjologów i filozofów, a więcej zawodowców.

- Przed wyborami przez dłuższy czas nie potwierdza Pan, że będzie kandydował na urząd prezydenta. To brak zdecydowania, kokieteria?
       Janusz Nowak: - Ja określałem siebie jako kandydata na kandydata do momentu, kiedy gremia ustawowe partii nie podjęły jeszcze uchwały. W momencie, gdy uchwała została podjęta, jestem kandydatem na prezydenta, stąd ta nomenklatura, może zawiła, ale prawdziwa.
      
       - Chce Pan zostać prezydentem?
       - Tak (śmiech). Po to się startuje, by wygrać i kierować sprawami miasta.
      
       - A tych spraw jest sporo. Nie tylko lewica podkreśla, że sytuacja nie jest łatwa, a kondycja finansowa miasta nie jest wesoła.
       - Kondycja finansowa wielu samorządów nie jest ciekawa i to jeszcze w perspektywie nowych środków unijnych, co jest tym bardziej przykre. Sytuacja Elbląga, jeśli porównywać inne samorządy, jest trudniejsza, bo my, gdyby liczyć dług publiczny według starej nomenklatury, sięgnęliśmy już tego progu 60 procent. W tej chwili liczy się go troszkę inaczej, bo jest indywidualny wskaźnik zadłużenia dla każdego z samorządów, i my go nie przekraczamy. Mamy jeszcze możliwość zadłużania, myślę, że na poziomie kilkudziesięciu milionów złotych. Z jednej strony, jest to pocieszające, gdy patrzy się na nową perspektywę finansową. Jednak z drugiej, nie sztuka zadłużyć miasto do granic możliwości. Wiadomo, że i w budżecie domowym bez kredytu planów remontowanych zrealizować się nie da. Kredyt, jako wspomaganie procesów inwestycyjnych, jak najbardziej, ale musi być wykorzystany w sposób przemyślany. Czy tak było u nas? Można by polemizować.
      
       - Jakie ma Pan pomysły na inwestycje, ale takie, by nie zadłużać miasta ponad miarę i jednocześnie, by elblążanom żyło się lepiej?
       - Nasz budżet to ponad 530 milionów złotych, z czego dochody własne to ok. 260 mln, ale i płace są na tym samym poziomie. Daleki jestem od tego, by straszyć, że trzeba będzie obniżać wynagrodzenia, bo nie tędy droga. Natomiast wyraźnie widzę - i to nie tylko ja - że są przerosty w zatrudnieniu w administracji i w innych dziedzinach życia publicznego. Z tym trzeba będzie się zmierzyć. Oczywiście, nie sztuką jest zwalniać ludzi, ale też nie sztuką jest likwidować bezrobocie poprzez tworzenie nowych, fikcyjnych miejsc pracy. To wszystko trzeba racjonalizować i to przed nami. To decyzje niepopularne, ale, niestety, konieczne.
      
       - Stawia Pan na kształcenie fachowców. Na przekonanie, nawet nie młodych ludzi, ale ich rodziców, że warto inwestować w szkoły zawodowe. Warto?

       - Mój syn jest informatykiem, pracuje w Warszawie. Córka zrobiła doktorat z biotechnologii, pracuje w Grenoble we Francji, a w tej chwili jedzie do Stanów Zjednoczonych robić karierę naukową. Natomiast najmłodszy syn studiuje na Politechnice Gdańskiej i myślę, że jak skończy nanotechnologię, to też sobie poradzi. Wybrali kierunki, które są na topie: informatyka, biotechnologia, nanotechnologia. Nie wszyscy jednak muszą kończyć studia. Dobra szkoła zawodowa pozwoli uzyskać zarobki porównywalne z tymi, które otrzymują ci, którzy studia skończyli.
       Mówimy, że jest niż demograficzny, a z drugiej strony, że jest bezrobocie. Jednak za chwilę ci młodzi ludzie z niżu demograficznego wejdą w wiek produkcyjny i okaże się, że nie ma ludzi do pracy. Nie będzie bezrobocia tylko będzie rynek pracobiorcy i to pracodawcy będą poszukiwali pracowników i płace będą wyższe, ale, oczywiście, dla tych, którzy te kwalifikacje będą posiadać.
      
       - Podczas poprzednich, przedterminowych wyborów elektorat lewicy został rozproszony. Wystartował Twój Ruch, który głosy SLD odebrał. Teraz "jedynką" na waszej liście jest Ewa Białkowska, która półtora roku temu, popierana przez Janusza Palikota, ubiegała się o fotel prezydenta miasta. To celowy zabieg, by elektorat zjednoczyć?

       - Jako komitet SLD - Lewica Razem postanowiliśmy tym razem pójść szerokim frontem i na naszych listach jest mniej więcej połowa ludzi, którzy są członkami SLD, a druga połowa to kandydaci nie związani z żadną partią polityczną. Zależało mi również na tym, by ci, którzy startowali wcześniej z komitetu Twojego Ruchu, jeśli uznają, że nasza propozycja jest atrakcyjna dla nich i dla miasta, wystartowali z naszych list. I tak się stało, z czego się bardzo cieszę. Mam nadzieję, że w oczach mieszkańców taka propozycja też zyska uznanie.
      
       - Do waszego komitetu przystąpił Sławomir Malinowski, dotychczas związany z KWW Witolda Wróblewskiego.
       - Pan Malinowski, jak twierdzi i tak rzeczywiście jest, zawsze był człowiekiem lewicy. Natomiast nie zawsze był członkiem SLD. Długo rozmawialiśmy, przedstawiłem mu koncepcję, jak ja widziałbym to miasto, on stwierdził, że jest ona zbieżna z jego poglądami, dlatego zdecydował się startować z nami, z czego się bardzo cieszę.
      
       - Ludzie przychodzą, ale i odchodzą. Odeszła od was Małgorzata Sowicka.

       - Stwierdziła, że w programie, który zaproponowałem, nie są ujęte punkty Forum Równych Szans i Praw Kobiet, czyli środowiska, które ona reprezentuje. I zdecydowała, że nie wystartuje z naszej listy. Szkoda, pewnie zabrakło dyskusji. Gdybyśmy dyskutowali to być może te punkty by się znalazły i pani Sowicka by wystartowała.
      
       - Jest Pan samorządowcem z wieloletnim stażem. Jednak prowadzi Pan też aktywne życie zawodowe.

       - Jestem inżynierem budownictwa, mam uprawnienia wykonawcze i projektowe. Od wielu lat kieruję dużymi budowami na terenie całego kraju. Wiąże się to z tym, że częściej mnie nie ma w Elblągu niż jestem. Nawet funkcja przewodniczącego Rady Miejskiej powoduje, że jestem zmuszony korzystać z urlopu, przez co mam go mniej na odpoczynek. Nie uskarżam się jednak. Jestem bardzo zadowolony ze swojej pracy zawodowej. To duża satysfakcja kierować dużymi budowami, a jeszcze większa, kiedy dostają one tytuł Budowy Roku, a taka mi się trafiła w województwie zachodniopomorskim.
      
       - Nie żal będzie zostawić więc pracy zawodowej dla fotela prezydenta Elbląga?
       - Jeszcze nie wygrałem (śmiech). Nie wiadomo czy nie będę tego kontynuował.
      
       - Będzie druga tura wyborów?
       - Będzie. Jestem o tym przekonany.
      
       - I Pan będzie w drugiej turze?
       - Mam taką nadzieję.
      
       - Póki co jednak, kampania wyborcza trwa. W Elblągu jest nieco ospała.

       - U nas na pewno, co wszyscy widzą i o czym mówią. Jednak komentatorzy i publicyści wskazują, że kampania wyborcza w całej Polsce jest nijaka. Czemu należy się dziwić, bo wybory samorządowe to najważniejsze wybory w kraju. Pieniądze, władza, odpowiedzialność jest w samorządach lokalnych. A to są wybory do wszystkich szczebli samorządów.
      
       - Ta kampania wypada blado, szczególnie przy fajerwerkach, w które oprawiony był poprzedni wyścig po władzę w Elblągu.
       - Ta jest taka niemrawa, bo dużo energii włożyliśmy w poprzednią, ale słyszę, że tak jest w całym kraju. Czym to jest spowodowane? Nie mam pojęcia.
      
       - Ubiegłoroczny wynik wyborczy Pana i lewicy był satysfakcjonujący?

       - W skali od 1 do 10 był na poziomie między 5 a 6. Nie był na pewno satysfakcjonujący dla mnie. Oczywiście, koleżanki i koledzy z partii, chyba chcąc mnie pocieszyć, mówili, że wynik jest dość dobry. Jednak ja już wiele lat w tym siedzę i nie takiego wyniku, ani ja, ani ci, którzy ze mną szli, ani elektorat, oczekiwali.
      
       - Potraktujemy wyścig do fotela prezydenta Elbląga jak konkurencję sportową. Jak ocenia pan innych zawodników?

       - Przede wszystkim muszę im pogratulować zdolności pozyskiwania środków, bo jak widzę, ich kampania, jeśli chodzi o banery i inne środki przekazu, jest bardzo droga. Natomiast dobrze byłoby, gdyby odbyły się debaty, w czasie których przedstawilibyśmy mieszkańcom swoje pomysły na miasto, może byśmy się trochę pospierali, wymienili poglądy. Po to, by mieszkańcy mogli wybierać nie przez pryzmat wielkich billboardów czy reklam w Internecie, ale przez pryzmat tego, kto jest kim i co ma do zaproponowania.
      
       - Nie boi się Pan rywalizacji? Ma Pan duszę wojownika?

       - Jak najbardziej. Przez 20 lat wiele się nauczyłem. Nie byłem radnym, który przychodzi tylko podpisać listę. Byłem przewodniczącym różnych komisji, przewodniczącym Rady Miejskiej, dlatego nie boję się debat i chętnie podyskutuję z innymi kandydatami.
      
      
       Dziękuję za rozmowę.
      
rozmawiała Agata Janik

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama