W kaliningradzkich sklepach mimo embarga nie ma pustych półek. Towary z Polski i innych krajów Unii zastąpiły produkty z Białorusi, Macedonii, Turcji. Jest za to drogo, nie tylko w sklepach, ale i na targowisku. – Po co pan na to targowisko idzie, przecież my i tak wszystko kupujemy w Polsce – dziwi się jedna ze spotkanych Rosjanek. Zobacz więcej zdjęć z Kaliningradu.
Mieszka w Polsce od 14 lat
Razem ze mną na autokar czeka około 50-letnia Rosjanka, która jak się okazuje jedzie przez Kaliningrad aż do Moskwy. – Moja siostrzenica tam mieszka, jadę do niej na tydzień. W Kaliningradzie wsiądę w pociąg, bo bilety na samolot drogie. Po całym dniu jazdy będę na miejscu. Przez Kaliningrad szybciej niż przez Warszawę – opowiada.
Moja towarzyszka podróży mieszka w Polsce od 14 lat, wyszła za mąż za Polaka. Jest już na emeryturze. – Dobrze się mi tu mieszka, mąż też niedługo przejdzie na emeryturę, ale u was dłużej się na to czeka. U nas można już od 55. roku życia – kobieta się uśmiecha.
Autokar ma już 40 minut spóźnienia. Rozmowa schodzi na drażliwe tematy. – W Polsce odbieram rosyjską telewizję. Widział Pan, co to się na tej Ukrainie dzieje? Europa nie kiwnęła palcem, by pomóc tym biednym ludziom. Ta wojna to przez tych faszystów, pokazywali takiego jednego w telewizji – ożywia się Rosjanka.
Nie chcę się kłócić, na szczęście właśnie przyjeżdża autokar. W środku kilkanaście osób, w większości Rosjan. Podróż na granicę mija szybko, odprawa również. W kierunku Kaliningradu nie ma korków ani po polskiej, ani rosyjskiej stronie. W ogonku przez polskim przejściem stoi kilkadziesiąt aut. Do Kaliningradu wjeżdżamy o 10 polskiego czasu, autobus zatrzymuje się na dworcu tuż przy centrum handlowym Wiktoria. – Niech pan kupi od razu bilet powrotny, bo potem może nie być wolnych miejsc – radzi na pożegnanie znajoma z autokaru.
Bez taksometru
Kupując bilet, pytam jak dostać się do centralnego targowiska (Centralnyj Rynok), największego placu handlowego w Kaliningradzie, gdzie można kupić m.in. odzież i żywność. – A po co pan tam idzie, przecież tam drogo! My i tak wszystko kupujemy w Polsce – śmieje się pracownica kasy biletowej.
Od targowiska dzieli mnie około pół godziny jazdy autobusem. By było szybciej (powrót do Polski już za cztery godziny), wybieram taksówkę. Kierowca mknie po zatłoczonych ulicach, od czasu do czasu torując sobie drogę klaksonem. Jak się żyje w Kaliningradzie? – Drogo, pieniędzy zawsze mało – mówi. Po 15 minutach jesteśmy na miejscu. Przejechaliśmy kilka kilometrów. Koszt? 200 rubli, czyli około 16 złotych. Muszę mu wierzyć, w aucie nie ma taksometru.
Co ile kosztuje
Centralnyj Rynok wita stoiskami z odzieżą, wszystkie pod dachem, podobnie jak te z żywnością. To miejsce przypomina targowiska, które działały w Polsce w latach 90., ale jest czysto , schludnie i… drogo jak na kieszeń mieszkańców obwodu. Przeciętna pensja w Kaliningradzie to około 18 tysięcy rubli, po obecnym niskim kursie to około 1500 złotych, najniższa pensja – 670 zł, średnia emerytura – 800 zł. Tymczasem 10 najmniejszych jajek kosztuje na targowisku 4 złote, kilogram papryki – 5,50 zł, pomidorów – 6,70 zł, ziemniaków- 2,50 zł, ogórków – 3,30 zł. Największy ruch panuje przy stoiskach z mięsem i wędlinami, klienci starannie wybierają towar. Kilogram boczku to wydatek 23,50 zł, ogonówki – 14 zł, kiełbasy polskiej- 17 zł. Filet z kurczaka kosztuje 15 zł, a parówki, po które tak chętnie przyjeżdżali Rosjanie do Polski – od 11 do 18 zł. W oddzielnej hali mieszczą się stoiska regionalnych producentów, na których można kupić wytwarzany tradycyjnymi metodami ser, masło, twaróg, miód. Kilogram sera żółtego kosztuje od 22 do 42 złotych, twaróg można kupić za 13 zł.
Co ciekawe, na targowisku nie ma prawie w ogóle jabłek, które tak chętnie Rosjanie sprowadzali z Polski przed wprowadzeniem embarga. Można je znaleźć na stoiskach w hipermarketach. Ceny zwalają z nóg. Najtańsze jabłka, sprowadzane z Białorusi (niewykluczone że są polskie, ale reeksportowane), to wydatek 4 zł za kilogram. Ale już jabłka z Serbii kosztują 6 zł za kilogram! Drogie są też gruszki (8 zł z Macedonii i 10,50 zł z Turcji). Paprykę z Macedonii można kupić za 5 złotych (promocja w markecie Wiktoria, 26 procent zniżki), rosyjskie ziemniaki za 1,60 zł, kapustę z Rosji za złotówkę (promocja 21 procent), pomidory z Białorusi – za 5 zł, ogórki z Rosji za 7,50 zł, marchew z Rosji za 2,70 zł, śliwki z Macedonii za 8,40 zł. Tania jest za to cebula, złotówka za kilogram. 125-gramowe opakowanie jogurtu kosztuje 2 zł, chleb – 2,70 zł, masło – 5 zł. Wrażenie robi cena łososia – za kilogram dzwonek z tej ryby trzeba zapłacić… 58 zł.
Na półkach w dwóch marketach, które odwiedziłem, nie ma zbyt wielu polskich produktów. Wyjątkiem są artykuły przemysłowe. Polski proszek E w opakowaniu 1,3 kg, można kupić za 9,70 zł (promocja 17 procent), półlitrowy płyn do naczyń Ludwik za 3,30 zł, papier toaletowy Regina (4 rolki) za 7,80 zł. Udało mi się też znaleźć polskie słodycze – wafelki w czekoladzie za 6,40 zł za opakowanie.
Wieczorem kolejki na granicy
Mimo embarga w kaliningradzkich sklepach nie ma pustych półek, towaru jest mnóstwo. Wielu Rosjan i tak woli jednak jechać na zakupy do Polski, gdzie w promocjach mogą nadal kupić wiele rzeczy taniej, mimo niekorzystnego dla nich obecnie kursu rubla. Z powrotem na granicy jest już tłok, po obu stronach. Na odprawę czekamy ponad godzinę, mimo że rejsowy autokar ma pierwszeństwo przejazdu. Kaliningradczycy wracają do siebie autami wypchanymi zakupami, bo embargiem nie są objęte towary kupowane na własny użytek. Polacy cierpliwie czekają na swoją kolej, by pojechać do obwodu po tanie paliwo. O wiele tańsze niż przed wprowadzeniem embarga przez Władimira Putina.