
Prezydent miasta to nie rozwydrzone dziecko, które musi dostać wszystko, co chce i kiedy chce. Instytucje miejskie to nie prezydenckie zabawki, a Rada Miejska to nie sala sądowa. Radni nie działają na rzecz wyimaginowanego wodza, tylko w imieniu i na rzecz mieszkańców. Teoretycznie proste, jak wiadomo co - praktycznie niekoniecznie.
Odsłuchałam dwukrotnie przebiegu nadzwyczajnej sesji naszej rady, bo za pierwszym razem nie uwierzyłam w to, co usłyszałam. Prezydencki zgodny chórek przedłożył bowiem radnym do zlikwidowania Pogotowie Socjalne. To instytucja od 50 lat zajmująca się przechowywaniem nietrzeźwych, a w ostatnich latach nocująca również bezdomnych. Zadanie to niewdzięczne, trudne, ale dla społecznego spokoju ważne. O skargach na ten przybytek dotąd nie słyszałam, a i radny Marek Osik, były szef lokalnej policji, podkreślił pozytywne doświadczenia.
Tymczasem było tak. Wojewoda nakazał władzom miasta przygotować miejsca do tzw. zbiorowej kwarantanny dla osób specjalnej troski. Prezydent zarządził, że takim miejscem będzie Pogotowie Socjalne, o czym zostało ono poinformowane. Na tę okoliczność wyposażono je w dwa kombinezony - według sztabu kryzysowego profesjonalne, według pracowników malarskie - oraz garść maseczek. Odhaczono, zadanie wykonano. Innego zdania był chyba zespół pracowników, który w nocy 31 marca odmówił przyjęcia na kwarantannę podobno nietrzeźwego bezdomnego osobnika zagrożonego koronawirusem. Fakt – zachowanie dyskusyjne, jednak trochę uzasadnione. Radna Małgorzata Adamowicz zastanawiała się nawet, „czy pracownikom nie należała się opieka psychologiczna, (…) czy nie należało im się wsparcie, wyposażenie w wiedzę, jak się zachowywać w tym potencjalnym zagrożeniu”.
Należało czy nie, następnego dnia kierownik placówki udał się na zwolnienie lekarskie, a po nim siedem osób personelu. Na miejscu pozostała trójka pracowników administracyjnych. Księgowa zgłosiła do prezydenta, że w tej sytuacji nie mogą pełnić swoich zadań, więc prezydent jednostkę zawiesił. Pracownicy ochłonęli i zgłosili chęć powrotu do pracy od 16 kwietnia. Tymczasem 16 kwietnia odbyła się sesja nadzwyczajna, na której przedłożono radnym projekt uchwały o likwidacji jednostki. Prezydent odmówił jego wycofania twierdząc, że „jest to instytucja teoretyczna”.
Tempo zdarzeń mogło radnych oszołomić. Niemniej radni Tołwiński i Opaczewski, zachowując przytomność umysłu i rzetelność w działaniu, zdołali spotkać się przed sesją z pracownikami pogotowia, żeby poznać ich wersję i zobaczyć na własne oczy miejskie dary wyposażenia. Starali się zrozumieć pracowników, którzy zostali zostawieni sami sobie tak przez kierownika placówki, jak i służby prezydenckie. Radny Pruszak rozsądnie i bardzo składnie apelował o przełożenie dyskusji i wycofanie uchwały, „bo pracownicy pracowali ciężko i sumiennie przez wiele lat za marne pieniądze”. Podkreślił też, że zarządzanie miastem nie powinno opierać się na emocjach. Również radna Krystyna Urbaniak zafrasowała się nad jednostką sugerując, że „może ona potrzebuje jakiejś reorganizacji”. Kilku innych radnych apelowało – dajcie nam czas, niech zajmą się sprawą odpowiednie komisje. Ściana.
Kota ogonem odwrócił radny Osik. „Trudno zarzucać, że to my podejmujemy decyzję, jak to instytucja sama się zlikwidowała” wytłumaczył. „A teraz będziemy szukali pomysłu, jak to inaczej zorganizować, musimy się zastanowić, jak będziemy w przyszłości zajmować się osobami przyprowadzonymi do wytrzeźwienia” – zmyślnie podsumował.
Ostatecznie przegrał rozsądek i odpowiedzialność. Wygrała siła władzy, wiara w nieomylność najwyższego i bohaterskie trwanie. U boku szefa stanęli nowy wiceprezydent, jak wysuszona gąbeczka upojony prezydencką nieomylnością oraz przewodniczący rady, który przedłożył swoje intencje tak rozbrajająco nielogicznie, że muszę zacytować żywcem: „Ja pamiętam, w poprzedniej sesji jeszcze, jak prezydentem był pan Jerzy Wilk, który organizował różne instytucje w różny sposób (…) i też stwierdzaliśmy, że jest to w kompetencji pana prezydenta. To on organizuje prace instytucji (…) Jeżeli wtedy umieliśmy uszanować pewną formę pracy prezydenta, tu jest bardzo podobne, tu jest tylko sprawa pewnej organizacji pracy. (…) Sam jestem zatroskany, ale myślę, że musimy wiedzieć, że nie możemy wchodzić w pewne kompetencje organu nadzoru”. Powaliło mnie. Organizacja przez likwidację.
Tak doczekaliśmy się organu stanowiącego, który nie chce samodzielnie podejmować decyzji. Powiedziałabym, że narodził nam się twór prawdziwie teoretyczny. Nie wykluczam, że na dzień dzisiejszy Pogotowie Socjalne to relikt przeszłości, faktycznie wymagający głębokiej reformy lub nawet likwidacji. Nie oceniam też klienteli tego przybytku, bo kołaczą mi się po głowie słowa Hemingwaya, że „inteligentni ludzie są często zmuszani do picia, by bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami”. Nie dziwi mnie nawet to, że prezydent się wkurzył, bo rzeczywiście, jak się udało dostrzec przewodniczącemu, to on odpowiada za organizację pracy instytucji. Ale kompetencje powoływania bądź likwidacji jednostek miejskich ustawowo spoczywają na Radzie Miejsiej i to ona świadomie, samodzielnie, z pełnym przekonaniem i uzasadnieniem takie decyzje winna podejmować. Na pewno nie w trybie – prezydent chce – prezydent ma.
W ten sposób teoretyczna rada miasta zlikwidowała realne Pogotowie Socjalne. Dokonała samosądu nad pracownikami rodem z Franza Kafki, kiedy „z kłamstwa robi się istotę porządku świata”. Przecież nawet krwawi dyktatorzy dbają o pozory sprawiedliwości, dopuszczając do głosu skazywane strony, a prezydenccy radni takiej potrzeby nie odczuli. Nie wysłuchali argumentów pracowników, nie przedyskutowali kwestii niedostatecznego nadzoru i możliwości reorganizacji jednostki. Teoretyczni radni zapomnieli po prostu, że mają wybierać między tym, czego chce prezydent, a tym, czego potrzebuje elbląska społeczność. Między tym co łatwe a tym, co słuszne. Bo po to tam są.
Maria Kasprzycka
P.S. Sprawa ma ciąg dalszy, ponieważ radni Opaczewski i Tołwiński, ku zaskoczeniu reszty, nie złożyli broni. Na ich publiczny protest odpowiedzieli wspólnie (żeby było jasne, że są trwale zespoleni) prezydent z przewodniczącym rady. Zaprezentowali unikatowe doświadczenie w bezkontaktowej obsłudze nietrzeźwych twierdząc, że „Wszelka kwarantanna, choć adresowana jest do osób z założenia zdrowych odbywa się bezkontaktowo. Nie jest tu konieczny specjalistyczny sprzęt”. Jeszcze paradniej wypadł prezydent Nowak odpowiadając na interwencję posłanki Moniki Falej. „Nie oceniam decyzji podjętej demokratycznie przez radnych, bo nie mam do tego prawa” – napisał. I może byłby to nawet niezły żart, gdyby nie mentorski ton odpowiedzi. Szkoda tylko, że równie chętnie nie komentuje postępów w zaopatrzeniu miasta w ciepło i obniżania jego ceny.