UWAGA!

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Nadal cisza na temat akcji ratowniczej. Dobrze, Odpowiedzialni za ratowanie ludzi nie wypowiadajcie się na ten temat, nie informujcie matek i ojców i młodych i starych , że w naszym mieście nie istnieje coś takiego jak zorganizowane służby ratownicze. Może będzie lżej żyć w przeświadczeniu, że można liczyć na pomoc w razie zagrożenia , można się i tak oszukiwać. Po co znać prawdę?! Najwyżej zginą następni i nikt im nie pomoże bo kto? Nie wiemy kto może pomóc, nie wiemy do kogo się zwracać w razie zagrożenia, nie wiemy kto może przyjśc na pomoc. Wiem, że nie jest to telefon 997.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    matka harcerza(2004-11-08)
  • Droga Pani, może Pani nie zna sposobów na wołanie pomocy. Takie sposoby jednak są: od najprostszych -telefon komórkowy z wpisanym na stałe numerem do SAR, przez pławki dymne i rakiety, do UKF-ki. Każdy pływający po zalewie powinien je znać. Wymagają tego przepisy. Żyjemy w wolnym kraju i uważam że jeśli ktoś chce ryzykować życiem to jego sprawa i żaden Bosman w porcie nie może ich zatrzymać. W końcu mamy prawo do samobójstwa. Harcerze przyjęli metodę samodzielnego ratowania się po przez odpłynięcie od motorówki do brzegu. Wg. tego co uczą na kursach to jest to najbardziej desperacki sposób ratunku. No ale jeśli nie wzięło się z sobą komórki, pławka została na innej łódce, UKF-ka miała stare baterie i zapomniało się powiedzieć kolegom na lądzie że "wypływamy na godzinę starą krypą i jak by co to zmówcie za nas pacierz" to faktycznie nie pozostaje nic innego jak w pław płynąć do brzegu. Niestety dzięki takim ryzykantom skostniałe instytucje fundują nam coraz bardziej rygorystyczne przepisy. Ci co mają je gdzieś będą i tak pływać na wariata i nikt ich za to nie zastrzeli a ci co chcą być w zgodzie z prawem mają coraz więcej restrykcji do spełnienia. Tego samego dnia co zginęli harcerze pływałem po Zatoce Gdańskiej, warunki były całkiem fajne wg. zasady im gorzej tym lepiej. Uważam, że jak ktoś chce ryzykować to jego sprawa. Harcerze dobrze wiedzieli jakie kwestie bezpieczeństwa zaniedbali. Liczyli na taryfę ulgową od losu, niestety nie wyszło.
  • Dodam jeszcze, że nie uważam jak to niektórzy, że teraz to już nic nie ważne bo życia im nie zwróci. Tak się składa że człowiek to istota myśląca, potrafiąca wyciągać wnioski i nabierać doświadczenia poprzez błędy innych. Dla tych co są zainteresowani wyciąganiem wniosków przesyłam link: www.prim.com.pl jest tam m. in. opisany inny wypadek na Zalewie Wiślanym.
  • PG dziekuję za informacje. Właśnie chciałaby poczytać i dowiedzieć się czegoś zanim mój syn znów wypłynie, chciałabym wiedzieć czy zdążą z pomocą gdy nastąpi nieszczęśliwy wypadek. Nie masz pełnych informacji o zdarzeniu więc proszę nie wypowiadaj się tak ostro o ryzykanctwie w tym wypadku. Pływasz po Zatoce Gdańskiej, a czy znasz realia Elblaga?
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    matka harcerza(2004-11-09)
  • Za takie przypadki nikt w tym świecie realnego niby kapitalizmu, spółkującego zażarcie z socjalizmem - nie odpowiada. Nierealność tz. wód morskich wewnętrznych i całej sfery ratownictwa - to tylko gra pozorów i śmiesznych gestów, niby przyjaznych wobec społeczeństwa. Bylejakość tej dziedziny naszego życia to znamienny objaw braku jakiejkolwiek, najmniejszej kontroli odpowiedzialnych służb i ich dyletancki wręcz charakter.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    AborygenMiejscowy(2004-11-09)
  • Myślę, że nie muszę znać dokładnie przebiegu zdarzenia aby twierdzić, że wypłynięcie w tamtą pogodę przy temp. wody +8 st.C jest mocno ryzykowne. Nawet poprawne wywołanie stacji brzegowej SAR z podaniem dokładnego miejsca zdarzenia nie daje gwarancji na uratowanie w sytuacji gdy się siedzi w wodzie. W końcu ratownicy muszą dopłynąć a to zajmie im pewnie więcej czasu niż 10 min czyli +/- tyle ile człowiek jest w stanie wytrzymać w zimnej wodzie. Wypadek na zalewie to nie to samo co wypadek na głównej ulicy Elbląga a i tam karetka potrzebuje pewnie nieraz więcej czasu na dotarcie. Nie sądzę aby nasi pechowi harcerze dysponowali dobrym i bezpiecznym sprzętem. Posiadanie kamizelki ratunkowej w takich warunkach to za mało. A kto się boi niech lepiej pływa w lipcu, woda jest ciepła, najwyżej zostanie Robinsonem a po paru dniach i tak go znajdą. Zresztą można zająć się bezpieczniejszym sportem np. szachami i zginąć pod kołami autobusu w trakcie wyjazdu na partyjkę szachów.
  • Muszę jednak trochę stanąć w obronie służb państwowych. Na policję, straż pożarną bym nie liczył w takich sytuacjach są zajęci na lądzie i nie bardzo wiedzą co robić na wodzie szczególnie, takiej na której nie widać lądu do horyzontu. Policja wodna jest tylko po to aby przywalać mandaty wodniakom i to tylko latem, bo potem wyprowadzają się z łódkami na ląd. Tak więc poza sezonem pozostają zawodowe służby powołane do ratowania życia na morzu (SAR) i okoliczni rybacy czyli jedyne najbardziej fachowe siły, które mogą pomóc. Ale poproszenie o pomoc tych instytucji nie jest tak banalne jak wykręcenie numeru 997. Jestem pewien, że po usłyszeniu sygnału o pomoc szczególnie od bezpośrednio zagrożonych zareagują natychmiast. Tak więc jeśli ktoś szuka pomocy u dzielnicowego albo u swojego radnego to w takiej sytuacji nie wiele zdziała.
  • AM: Tobie juz zaden ratownik nie pomoze!
  • A ściślej
Reklama