
To był taki pogodny, spokojny, sympatyczny młody człowiek. Nigdy nie widziałem go pijanego, nie wiem też nic o tym, by brał narkotyki. Sąsiedzi się na niego nie skarżyli. Nie zalegał też z opłatami za wynajem, z wyjątkiem marca ubiegłego roku – mówił dziś (20 stycznia) w sądzie właściciel kamienicy, w której mieszkał 27-letni Robert R. oskarżony o zabójstwo przedstawicielki firmy udzielającej pożyczek.
Przypomnijmy, Robert R. jest oskarżony o to, że 23 marca 2009 w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu w Ostródzie zabił kobietę, która przyszła po odbiór raty za pożyczkę. Uderzył ją wielokrotnie w głowę metalową rurką. Ciało owinął w worki, a po dwóch dniach wrzucił do przydomowego kontenera na śmieci. Przyznał się do winy, ale nie potrafił podać motywu swojego działania (Zabił, ale nie wie dlaczego).
Sprawa toczy się przed Sądem Okręgowym w Elblągu. Dziś (20 stycznia) zeznawali m.in. właściciel wynajmowanego przez Roberta R. mieszkania, pracownik firmy zajmującej się sortowaniem śmieci oraz dziewczyna oskarżonego.
- To był taki pogodny, przyjazny, spokojny i sympatyczny człowiek – mówił właściciel kamienicy, w której mieszkanie wynajmował Robert R. – Wprowadził się w lutym 2008 roku. Nie było z nim kłopotów. Był grzeczny, sąsiedzi nie skarżyli się na niego. Widywałem go często z dziewczyną, bo mam w tym samym budynku punkt naprawy sprzętu RTV.
- Za mieszkanie płacił tysiąc złotych za miesiąc „z góry”, czyli ok. 21 dnia każdego miesiąca – kontynuował świadek. - Do marca 2009 roku nie spóźniał się z uiszczaniem opłaty. Czasem dawał mi pieniądze w ratach, czasem całą kwotę. Zawsze jednak informował o tym wcześniej. W marcu zaczął zwlekać z opłatą. Rozmawiałem z nim 20 marca (piątek), a 23 marca (poniedziałek) on zadzwonił do mnie i podawał termin uiszczenia należności na środę lub czwartek.
Mężczyzna przyznał, że zmarłej kobiety nie kojarzy. O zbrodni dowiedział się dopiero od policjantów.
- Gdy odzyskałem klucze od mieszkania zajmowanego przez Roberta R. to nie zauważyłem w nim śladów tragedii – mówił w sądzie. – Jego rzeczy zabrała dziewczyna. Uzgodniliśmy, że na poczet zaległości zostawi pralkę i łóżko. To mieszkanie jest znowu wynajmowane.
Ciało w śmieciach
W charakterze świadka przesłuchany został również pracownik Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Ostródzie, który zajmuje się obsługą ładowarki. Pracuje w sortowni śmieci i ładuje nieczystości zwożone z miejskich kontenerów do kolejnych, które wyjeżdżają na wysypisko za Ostródę. To on znalazł zwłoki zamordowanej Beaty G.
- Rano, po drugim podjeździe łyżki pod śmieci z samej łyżki wysunęło się ciało – mówił w sądzie. – Odjechałem ładowarką i powiadomiłem o tym przełożonego. Ten zadzwonił na policję.
- Dzień wcześniej przyszedł do nas mężczyzna, który prosił, byśmy zwrócili uwagę na to czy w śmieciach nie ma dokumentów lub czerwonej kurtki z białymi paskami należących do jego zaginionej żony – wspominał pracownik PUK. – Te zwłoki były ubrane właśnie w taką kurtkę. Na palcu kobiety widziałem pierścionek lub obrączkę.
Kochający narzeczony
Dziś zeznawała także 24-letnia dziewczyna oskarżonego. Przyznała, że znali się od sześciu lat. Mieszkali nawet przez pewien czas razem, ale ona wyprowadziła się od niego, bo – jej zdaniem – nadużywał alkoholu, tzn. pił z kolegami po pracy. Wróciła do rodziców, a Robert R. został w wynajmowanym mieszkaniu. Nadal jednak się odwiedzali – to on nocował u jej rodziców, to z kolei ona szła do niego na noc.
- Wiem, że pracował jako pakowacz, ale nie wiem nic o jego zarobkach – przyznała 24-latka. – Wiedziałam też, że zaciągnął kredyty w dwóch bankach, ale to było już dawno. Pieniądze wziął na to, by urządzić się w Ostródzie [oskarżony mieszkał wcześniej w Grunwaldzie – red.], a także na zakup samochodu. Po jego aresztowaniu dowiedziałam się o pożyczce zaciągniętej w jednej z firm.
- Robert szukał innego mieszkania do wynajęcia, bo to było dla niego za drogie – kontynuowała. – Znalazł nawet takie za 700 zł.
Dziewczyna opowiedziała też, co robili z oskarżony w okresie od 23 do 26 marca.
- Widywaliśmy się codziennie po pracy Roberta - mówiła. – Przychodził do mnie do domu. Tak było też w poniedziałek 23 marca. Przyszedł o godz. 13 i wyszedł ok. godz. 17-18, ale wrócił ok. 20. Był jakiś dziwny, jakby nieobecny [we wcześniejszych zeznaniach skladanych na policji dziewczyna przyznała, że nie zauważyła niczego niepokojącego w zachowaniu Roberta R. – red.]. Pytałam, czy coś się stało, ale stwierdził, że jest zmęczony. Obejrzeliśmy serial w telewizji i on poszedł spać. Gdy się rano obudziłam, już go nie było. To nie było akurat dziwne, bo Robert chodził do pracy na godzinę 4 i nigdy mnie nie budził. Przyszedł do mnie po pracy, czyli o godz. 13. Jedliśmy posiłki, byliśmy w sklepie. Został u mnie na noc. Był spokojny, ale cały czas mówił, że jest zmęczony. W środę przyszedł później, bo gdzieś ok. godz. 14-15 – kontynuowała dziewczyna. – Mówił, że po pracy poszedł na piwo z kolegami. Moim zdaniem był pijany. Pokłóciliśmy się, bo zawsze mnie to denerwowało. Znowu przepraszał i obiecywał poprawę. Wyszliśmy z mojego domu o godz. 19 i poszliśmy oglądać nową stancję dla Roberta. Potem przyszliśmy do jego mieszkania, w którym spędziłam noc. Nic w wyglądzie mieszkania mnie nie uderzyło [we wcześniejszych zeznaniach przyznała, że było tam posprzątane – red.]. Nie zauważyłam, by odświeżał ściany. Rano wstaliśmy ok. godz. 8, bo Robert miał wolny dzień. Wróciliśmy do domu moich rodziców, tam zjedliśmy śniadanie i Robert poszedł na pocztę opłacić rachunki. Około południa odebrałam telefon z policji. Policjant mówił, że Robert został zatrzymany, a ja mam zostać przesłuchana. Na komendzie nie powiedziano mi, dlaczego zatrzymano mojego chłopaka. Dowiedziałam się dopiero następnego dnia rano z gazety. Informację potwierdził mi prokurator.
Dziewczyna nadal utrzymuje kontakt z Robertem R., ale listowny. W korespondencji chłopak przyznał się, że zabił Beatę G., ale nie wyjaśnił dlaczego.
- On nigdy nie był agresywny, zachowywał się jak grzeczny, kochający narzeczony…- dodała w sądzie.
Sprawa toczy się przed Sądem Okręgowym w Elblągu. Dziś (20 stycznia) zeznawali m.in. właściciel wynajmowanego przez Roberta R. mieszkania, pracownik firmy zajmującej się sortowaniem śmieci oraz dziewczyna oskarżonego.
- To był taki pogodny, przyjazny, spokojny i sympatyczny człowiek – mówił właściciel kamienicy, w której mieszkanie wynajmował Robert R. – Wprowadził się w lutym 2008 roku. Nie było z nim kłopotów. Był grzeczny, sąsiedzi nie skarżyli się na niego. Widywałem go często z dziewczyną, bo mam w tym samym budynku punkt naprawy sprzętu RTV.
- Za mieszkanie płacił tysiąc złotych za miesiąc „z góry”, czyli ok. 21 dnia każdego miesiąca – kontynuował świadek. - Do marca 2009 roku nie spóźniał się z uiszczaniem opłaty. Czasem dawał mi pieniądze w ratach, czasem całą kwotę. Zawsze jednak informował o tym wcześniej. W marcu zaczął zwlekać z opłatą. Rozmawiałem z nim 20 marca (piątek), a 23 marca (poniedziałek) on zadzwonił do mnie i podawał termin uiszczenia należności na środę lub czwartek.
Mężczyzna przyznał, że zmarłej kobiety nie kojarzy. O zbrodni dowiedział się dopiero od policjantów.
- Gdy odzyskałem klucze od mieszkania zajmowanego przez Roberta R. to nie zauważyłem w nim śladów tragedii – mówił w sądzie. – Jego rzeczy zabrała dziewczyna. Uzgodniliśmy, że na poczet zaległości zostawi pralkę i łóżko. To mieszkanie jest znowu wynajmowane.
Ciało w śmieciach
W charakterze świadka przesłuchany został również pracownik Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Ostródzie, który zajmuje się obsługą ładowarki. Pracuje w sortowni śmieci i ładuje nieczystości zwożone z miejskich kontenerów do kolejnych, które wyjeżdżają na wysypisko za Ostródę. To on znalazł zwłoki zamordowanej Beaty G.
- Rano, po drugim podjeździe łyżki pod śmieci z samej łyżki wysunęło się ciało – mówił w sądzie. – Odjechałem ładowarką i powiadomiłem o tym przełożonego. Ten zadzwonił na policję.
- Dzień wcześniej przyszedł do nas mężczyzna, który prosił, byśmy zwrócili uwagę na to czy w śmieciach nie ma dokumentów lub czerwonej kurtki z białymi paskami należących do jego zaginionej żony – wspominał pracownik PUK. – Te zwłoki były ubrane właśnie w taką kurtkę. Na palcu kobiety widziałem pierścionek lub obrączkę.
Kochający narzeczony
Dziś zeznawała także 24-letnia dziewczyna oskarżonego. Przyznała, że znali się od sześciu lat. Mieszkali nawet przez pewien czas razem, ale ona wyprowadziła się od niego, bo – jej zdaniem – nadużywał alkoholu, tzn. pił z kolegami po pracy. Wróciła do rodziców, a Robert R. został w wynajmowanym mieszkaniu. Nadal jednak się odwiedzali – to on nocował u jej rodziców, to z kolei ona szła do niego na noc.
- Wiem, że pracował jako pakowacz, ale nie wiem nic o jego zarobkach – przyznała 24-latka. – Wiedziałam też, że zaciągnął kredyty w dwóch bankach, ale to było już dawno. Pieniądze wziął na to, by urządzić się w Ostródzie [oskarżony mieszkał wcześniej w Grunwaldzie – red.], a także na zakup samochodu. Po jego aresztowaniu dowiedziałam się o pożyczce zaciągniętej w jednej z firm.
- Robert szukał innego mieszkania do wynajęcia, bo to było dla niego za drogie – kontynuowała. – Znalazł nawet takie za 700 zł.
Dziewczyna opowiedziała też, co robili z oskarżony w okresie od 23 do 26 marca.
- Widywaliśmy się codziennie po pracy Roberta - mówiła. – Przychodził do mnie do domu. Tak było też w poniedziałek 23 marca. Przyszedł o godz. 13 i wyszedł ok. godz. 17-18, ale wrócił ok. 20. Był jakiś dziwny, jakby nieobecny [we wcześniejszych zeznaniach skladanych na policji dziewczyna przyznała, że nie zauważyła niczego niepokojącego w zachowaniu Roberta R. – red.]. Pytałam, czy coś się stało, ale stwierdził, że jest zmęczony. Obejrzeliśmy serial w telewizji i on poszedł spać. Gdy się rano obudziłam, już go nie było. To nie było akurat dziwne, bo Robert chodził do pracy na godzinę 4 i nigdy mnie nie budził. Przyszedł do mnie po pracy, czyli o godz. 13. Jedliśmy posiłki, byliśmy w sklepie. Został u mnie na noc. Był spokojny, ale cały czas mówił, że jest zmęczony. W środę przyszedł później, bo gdzieś ok. godz. 14-15 – kontynuowała dziewczyna. – Mówił, że po pracy poszedł na piwo z kolegami. Moim zdaniem był pijany. Pokłóciliśmy się, bo zawsze mnie to denerwowało. Znowu przepraszał i obiecywał poprawę. Wyszliśmy z mojego domu o godz. 19 i poszliśmy oglądać nową stancję dla Roberta. Potem przyszliśmy do jego mieszkania, w którym spędziłam noc. Nic w wyglądzie mieszkania mnie nie uderzyło [we wcześniejszych zeznaniach przyznała, że było tam posprzątane – red.]. Nie zauważyłam, by odświeżał ściany. Rano wstaliśmy ok. godz. 8, bo Robert miał wolny dzień. Wróciliśmy do domu moich rodziców, tam zjedliśmy śniadanie i Robert poszedł na pocztę opłacić rachunki. Około południa odebrałam telefon z policji. Policjant mówił, że Robert został zatrzymany, a ja mam zostać przesłuchana. Na komendzie nie powiedziano mi, dlaczego zatrzymano mojego chłopaka. Dowiedziałam się dopiero następnego dnia rano z gazety. Informację potwierdził mi prokurator.
Dziewczyna nadal utrzymuje kontakt z Robertem R., ale listowny. W korespondencji chłopak przyznał się, że zabił Beatę G., ale nie wyjaśnił dlaczego.
- On nigdy nie był agresywny, zachowywał się jak grzeczny, kochający narzeczony…- dodała w sądzie.