Co wydarzyło się w pokoju Szymonka?

Po raz czwarty próbuje to ustalić elbląski sąd. Oskarżony, Tomasz M., utrzymuje, że był to nieszczęśliwy wypadek, prokuratura natomiast zarzuca mu śmiertelne pobicie półtorarocznego dziecka. - Wersja z upadkiem jest całkowicie nieprawdopodobna. Wszystko wskazuje na to, że Tomasz M. zadał cios dziecku – mówiła dziś (7 lipca) w sądzie prokurator Małgorzata Lewko. Obrona z kolei wskazuje na brak motywu oraz na fakt, że proces opiera się tylko na poszlakach.
Po raz czwarty elbląski sąd próbuje ustalić, co wydarzyło się w pokoju małego Szymonka w grudniu 2008 r. Prokuratura stoi na stanowisku, że do śmierci malca przyczynił się Tomasz M., były partner jego matki, który miał zadać półtorarocznemu chłopczykowi cios w brzuch, co skutkowało zgonem. Mężczyzna upiera się, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, że przewrócił się trzymając Szymonka na ręku i upadając oparł na jego małym brzuszku. Według biegłych, przyczyną śmierci dziecka była ostra niewydolność krążenia, która wystąpiła na skutek krwotoku do jamy brzusznej z uszkodzonej wątroby oraz stłuczenie serca. Sąd musi ustalić, w jaki sposób doszło do tych obrażeń.
Biegli z zakresu medycyny sądowej z Akademii Medycznej w Gdańsku wielokrotnie powtarzali swoją opinię. - Obrażenia dziecka powstały na skutek urazu mechanicznego, zadanego z dużą siłą. Było to najprawdopodobniej uderzenie pięścią, choć takie same obrażenia mogłyby powstać, gdyby uraz był zadany nogą. Uwzględniliśmy jeszcze inne możliwości, ale taka wersja wydaje się najbardziej prawdopodobna – mówił dr Zbigniew Jankowski. Inne wersje to: obrażenia powstały podczas reanimacji lub mężczyzna upadł trzymając dziecko na ręku.
Podobnego zdania byli biegli medycy z Białegostoku.
Dziś (7 lipca) w elbląskim sądzie stronom zaprezentowane zostało nagranie wizyjne i dźwiękowe z eksperymentu i oględzin przeprowadzonych w mieszkaniu przy ul. Nowowiejskiej w marcu 2011 r. i w grudniu 2012 r. Oskarżony nie chciał uczestniczyć w nagraniu, w jego rolę wcielił się więc pozorant o wzroście i wadze zbliżonej do Tomasza M. Na ręku trzymał fantom dziecka o wadze 8 kg, bo tyle ważył mały Szymonek. Wersja upadku mężczyzny z dzieckiem na ręku, jak również samego dziecka, powtarzana była trzykrotnie. Za każdym razem w pokoju obok słychać było huk. A Marietta, matka Szymonka, podczas kolejnych postępowań powtarzała, że żadnego hałasu dobiegającego z pokoju dziecka tamtego poranka nie słyszała. Podważa to więc wersję oskarżonego.
Tomasz M. złożył dziś wniosek o zmianę obrońcy z urzędu. Twierdził, że reprezentujący go po raz kolejny mecenas Józef Borkowski nie wywiązuje się należycie z powierzonych mu zadań. - Nie ustaliliśmy wspólnej wersji obrony, nie zgłasza on stosownych wniosków dowodowych, a na poprzednie rozprawie, kluczowej, bo słuchani byli biegli, w ogóle się nie stawił wysyłając zastępstwo – mówił oskarżony.
Prowadzący sprawę sędzia Tomasz Piechowiak wniosek odrzucił, bo – jak argumentował – oskarżony mógł wcześniej zgłaszać takie uwagi. Uznał wniosek za niezasadny i stwierdził, że takie działanie ma na celu przedłużenie postępowania.
Podobnie nie uwzględnił też wniosku o przeprowadzenie kolejnego eksperymentu, tym razem mającego dotyczyć tego, jaki hałas mogłoby spowodować uderzenie dziecka. Oskarżony chciał też wysłuchania swojej matki, która wcześniej skorzystała z odmowy składania wyjaśnień.
W efekcie, po przerwie, Tomasz M. nie wrócił na salę. To nie zakłóciło procesu, który ostatecznie dobiegł końca. Sędzia Tomasz Piechowiak udzielił głosu stronom.
- Trzeba pamiętać, że to proces poszlakowy, dowody są pośrednie, ale tworzą logiczny ciąg, który wskazuje na to, że do śmierci Szymona przyczynił się Tomasz M. – mówiła prokurator Małgorzata Lewko. - Oskarżony nie przyznaje się do winy, ale jego wersja ewoluowała, szczególnie po tym, jak usłyszał opinię biegłych z zakresu medycyny. A ta opinia była najbardziej istotna i wskazywała z dużym prawdopodobieństwem na wersję z celowym zadaniem ciosu dziecku.
Prokuratura chce dla Tomasza M. kary 7 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności z uwzględnieniem jego pobytu w areszcie.
Z kolei mecenas Józef Borkowski wskazywał, że brakuje motywu takiego działania u Tomasza M. - Świadkowie wielokrotnie podkreślali, że miał on dobry kontakt z tym dzieckiem, tamtego ranka sam zaproponował, że je nakarmi, to dlaczego raptem miałby je uderzyć? - mówił. - A ciąg poszlak, cóż, rwie się w co najmniej kilku punktach – twierdził obrońca. Trzeba też pamiętać, ze jedynym, bezpośrednim świadkiem zdarzenia był Tomasz M. To jedyna pewność, a jeżeli innych rzeczy nie możemy udowodnić to opierajmy się na tych, które są pewne. Inaczej wyrok mógłby być niesprawiedliwy.
Obrońca zgodził się, że Tomasz M. nie udzielił pomocy dziecku, ale podtrzymuje wersję wypadku i chce zmiany kwalifikacji czynu. Kara uległaby znacznemu obniżeniu (do 3 lat).
Ze względu na skomplikowany charakter sprawy, sędzia Piechowiak zdecydował, że wyrok ogłosi 14 lipca.
Biegli z zakresu medycyny sądowej z Akademii Medycznej w Gdańsku wielokrotnie powtarzali swoją opinię. - Obrażenia dziecka powstały na skutek urazu mechanicznego, zadanego z dużą siłą. Było to najprawdopodobniej uderzenie pięścią, choć takie same obrażenia mogłyby powstać, gdyby uraz był zadany nogą. Uwzględniliśmy jeszcze inne możliwości, ale taka wersja wydaje się najbardziej prawdopodobna – mówił dr Zbigniew Jankowski. Inne wersje to: obrażenia powstały podczas reanimacji lub mężczyzna upadł trzymając dziecko na ręku.
Podobnego zdania byli biegli medycy z Białegostoku.
Dziś (7 lipca) w elbląskim sądzie stronom zaprezentowane zostało nagranie wizyjne i dźwiękowe z eksperymentu i oględzin przeprowadzonych w mieszkaniu przy ul. Nowowiejskiej w marcu 2011 r. i w grudniu 2012 r. Oskarżony nie chciał uczestniczyć w nagraniu, w jego rolę wcielił się więc pozorant o wzroście i wadze zbliżonej do Tomasza M. Na ręku trzymał fantom dziecka o wadze 8 kg, bo tyle ważył mały Szymonek. Wersja upadku mężczyzny z dzieckiem na ręku, jak również samego dziecka, powtarzana była trzykrotnie. Za każdym razem w pokoju obok słychać było huk. A Marietta, matka Szymonka, podczas kolejnych postępowań powtarzała, że żadnego hałasu dobiegającego z pokoju dziecka tamtego poranka nie słyszała. Podważa to więc wersję oskarżonego.
Tomasz M. złożył dziś wniosek o zmianę obrońcy z urzędu. Twierdził, że reprezentujący go po raz kolejny mecenas Józef Borkowski nie wywiązuje się należycie z powierzonych mu zadań. - Nie ustaliliśmy wspólnej wersji obrony, nie zgłasza on stosownych wniosków dowodowych, a na poprzednie rozprawie, kluczowej, bo słuchani byli biegli, w ogóle się nie stawił wysyłając zastępstwo – mówił oskarżony.
Prowadzący sprawę sędzia Tomasz Piechowiak wniosek odrzucił, bo – jak argumentował – oskarżony mógł wcześniej zgłaszać takie uwagi. Uznał wniosek za niezasadny i stwierdził, że takie działanie ma na celu przedłużenie postępowania.
Podobnie nie uwzględnił też wniosku o przeprowadzenie kolejnego eksperymentu, tym razem mającego dotyczyć tego, jaki hałas mogłoby spowodować uderzenie dziecka. Oskarżony chciał też wysłuchania swojej matki, która wcześniej skorzystała z odmowy składania wyjaśnień.
W efekcie, po przerwie, Tomasz M. nie wrócił na salę. To nie zakłóciło procesu, który ostatecznie dobiegł końca. Sędzia Tomasz Piechowiak udzielił głosu stronom.
- Trzeba pamiętać, że to proces poszlakowy, dowody są pośrednie, ale tworzą logiczny ciąg, który wskazuje na to, że do śmierci Szymona przyczynił się Tomasz M. – mówiła prokurator Małgorzata Lewko. - Oskarżony nie przyznaje się do winy, ale jego wersja ewoluowała, szczególnie po tym, jak usłyszał opinię biegłych z zakresu medycyny. A ta opinia była najbardziej istotna i wskazywała z dużym prawdopodobieństwem na wersję z celowym zadaniem ciosu dziecku.
Prokuratura chce dla Tomasza M. kary 7 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności z uwzględnieniem jego pobytu w areszcie.
Z kolei mecenas Józef Borkowski wskazywał, że brakuje motywu takiego działania u Tomasza M. - Świadkowie wielokrotnie podkreślali, że miał on dobry kontakt z tym dzieckiem, tamtego ranka sam zaproponował, że je nakarmi, to dlaczego raptem miałby je uderzyć? - mówił. - A ciąg poszlak, cóż, rwie się w co najmniej kilku punktach – twierdził obrońca. Trzeba też pamiętać, ze jedynym, bezpośrednim świadkiem zdarzenia był Tomasz M. To jedyna pewność, a jeżeli innych rzeczy nie możemy udowodnić to opierajmy się na tych, które są pewne. Inaczej wyrok mógłby być niesprawiedliwy.
Obrońca zgodził się, że Tomasz M. nie udzielił pomocy dziecku, ale podtrzymuje wersję wypadku i chce zmiany kwalifikacji czynu. Kara uległaby znacznemu obniżeniu (do 3 lat).
Ze względu na skomplikowany charakter sprawy, sędzia Piechowiak zdecydował, że wyrok ogłosi 14 lipca.
A