
Dziś (28 marca) przed elbląskim Sądem Rejonowym toczy się kolejna rozprawa w procesie ratowników medycznych, którzy podczas służbowego szkolenia w Kaliningradzie mieli wykorzystać seksualnie 35-letnią tłumaczkę. Oskarżeni i pokrzywdzona nie przebywają na jednej sali. Na wniosek pełnomocnika kobiety odbywa się wideokonferencja. - Tak powinny wyglądać standardy, jeśli chodzi o traktowanie ofiar - mówiły aktywistki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, które stawiły się przed sądem na znak solidarności z pokrzywdzoną.
Dziś rano na parkingu przed budynkiem sądu przy ul. Płk. Dąbka trzy osoby zatańczyły dla pani Aleksandry, która za kilka minut weszła na salę rozpraw. Nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Jej pełnomocnik, adwokat Grzegorz Kucharski wyjaśnił: - Nastąpi odczytanie zeznań pani Oli z dotychczasowego postępowania zarówno przed sądem, jak i przed prokuraturą. Czy złoży dodatkowe wyjaśnienia? To zależy od przebiegu rozprawy - zaznaczył.
Kobieta, na której we wrześniu 2013 r. mieli dopuścić się gwałtu oraz innych czynności seksualnych dwaj ratownicy medyczni elbląskiego szpitala, nie przebywa na jednej sali sądowej z oskarżonymi. Na wniosek jej pełnomocnika odbywa się wideokonferencja. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami.
- Spotkaliśmy się dzisiaj po to, by nagłośnić sprawę traktowanie ofiar gwałtu przez polski wymiar sprawiedliwości - mówiła Angelika Domańska reprezentująca Ogólnopolski Strajk Kobiet, który zorganizował już wcześniej taniec dla pani Aleksandry "One Billion", a dziś powtórzył w trzyosobowym składzie przy ul. Płk. Dąbka. - To nie jest, Broń Boże, nacisk na sąd - zaznaczyła. - Chodzi o to, by w Polsce był standard polegający na tym, że nawet domniemana ofiara gwałtu, gdy tylko policja przyjmie zgłoszenie, była traktowana jak ofiara. By miała szczególną ochronę psychologiczną, prawną, by nie było - jak w przypadku Oli - sytuacji, gdy miała zeznawać na jednej sali ze swoimi oprawcami - potencjalnymi, bo nie ma prawomocnego wyroku sądu - podkreśliła Angelika Domańska. - Nie zwraca się uwagi na to, jaką traumę te osoby przechodzą, cała ta ciąganina przez przesłuchania, szpitale. Miało nas być tu więcej - wyjaśniała. - Miały przyjechać dziewczyny z Gdańska, ale nie chciałyśmy robić "szopki' pod tytułem wymuszanie na sądzie wyroku skazującego. Do momentu skazania prawomocnym wyrokiem ci mężczyźni są potencjalnymi sprawcami. Nie chcemy piętnować ludzi, bo nie o to chodzi. Chodzi nam o standard opieki nad ofiarami przestępstw na tle seksualnym - zakończyła.
W maju 2015 roku Sąd Rejonowy w Elblągu - za gwałt i inne czynności seksualne - skazał Mariusza C. na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, a Jarosława G. - na 8 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata. Sąd Okręgowy, po apelacji obu stron, wyroki uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. W marcu 2016 r. proces ruszył więc od początku. Sąd ponownie przesłuchuje oskarżonych, świadków i biegłych w tej sprawie. Dotąd nie udało się przesłuchać pokrzywdzonej pani Aleksandry. Po kilku nieobecnościach w sądzie bez usprawiedliwienia sędzia nałożył na nią karę grzywny w wysokości 500 zł. Ostatnio kobieta złożyła zwolnienie lekarskie. Ostatecznie sędzia, uwzględniając wniosek pełnomocnika pokrzywdzonej, zgodził się, żeby jej przesłuchanie odbyło się w drodze wideokonferencji.
Ratownicy po wyroku pierwszej instancji stracili pracę w szpitalu. Nadal twierdzą, że są niewinni.
Kobieta, na której we wrześniu 2013 r. mieli dopuścić się gwałtu oraz innych czynności seksualnych dwaj ratownicy medyczni elbląskiego szpitala, nie przebywa na jednej sali sądowej z oskarżonymi. Na wniosek jej pełnomocnika odbywa się wideokonferencja. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami.
- Spotkaliśmy się dzisiaj po to, by nagłośnić sprawę traktowanie ofiar gwałtu przez polski wymiar sprawiedliwości - mówiła Angelika Domańska reprezentująca Ogólnopolski Strajk Kobiet, który zorganizował już wcześniej taniec dla pani Aleksandry "One Billion", a dziś powtórzył w trzyosobowym składzie przy ul. Płk. Dąbka. - To nie jest, Broń Boże, nacisk na sąd - zaznaczyła. - Chodzi o to, by w Polsce był standard polegający na tym, że nawet domniemana ofiara gwałtu, gdy tylko policja przyjmie zgłoszenie, była traktowana jak ofiara. By miała szczególną ochronę psychologiczną, prawną, by nie było - jak w przypadku Oli - sytuacji, gdy miała zeznawać na jednej sali ze swoimi oprawcami - potencjalnymi, bo nie ma prawomocnego wyroku sądu - podkreśliła Angelika Domańska. - Nie zwraca się uwagi na to, jaką traumę te osoby przechodzą, cała ta ciąganina przez przesłuchania, szpitale. Miało nas być tu więcej - wyjaśniała. - Miały przyjechać dziewczyny z Gdańska, ale nie chciałyśmy robić "szopki' pod tytułem wymuszanie na sądzie wyroku skazującego. Do momentu skazania prawomocnym wyrokiem ci mężczyźni są potencjalnymi sprawcami. Nie chcemy piętnować ludzi, bo nie o to chodzi. Chodzi nam o standard opieki nad ofiarami przestępstw na tle seksualnym - zakończyła.
W maju 2015 roku Sąd Rejonowy w Elblągu - za gwałt i inne czynności seksualne - skazał Mariusza C. na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat, a Jarosława G. - na 8 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata. Sąd Okręgowy, po apelacji obu stron, wyroki uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. W marcu 2016 r. proces ruszył więc od początku. Sąd ponownie przesłuchuje oskarżonych, świadków i biegłych w tej sprawie. Dotąd nie udało się przesłuchać pokrzywdzonej pani Aleksandry. Po kilku nieobecnościach w sądzie bez usprawiedliwienia sędzia nałożył na nią karę grzywny w wysokości 500 zł. Ostatnio kobieta złożyła zwolnienie lekarskie. Ostatecznie sędzia, uwzględniając wniosek pełnomocnika pokrzywdzonej, zgodził się, żeby jej przesłuchanie odbyło się w drodze wideokonferencji.
Ratownicy po wyroku pierwszej instancji stracili pracę w szpitalu. Nadal twierdzą, że są niewinni.
A