
Przed Sądem Rejonowym w Elblągu ruszył dziś (13 listopada) proces dwójki byłych pracowników laboratorium kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. Zdaniem prokuratury, dopuścili się oni nieprawidłowości związanych z badaniem identyfikacyjnym DNA Krzysztofa Olewnika, co w efekcie spowodowało konieczność ekshumacji jego zwłok. Oskarżeni twierdzą, że są niewinni. Grozi im kara do 5 lat więzienia.
Bogdan Z. jest oskarżony o to, że 30 października 2006 r., jako biegły z zakresu medycyny sądowej, w sprawozdaniu z badań DNA poświadczył nieprawdę, gdyż podał, że próbki do analizy porównawczej pobrane zostały tylko talerza biodrowego i kości udowej, gdy w rzeczywistości również z kości ramienia. Co więcej, wyniki badania DNA z kości ramienia były odmienne od pozostałych. Według prokuratury, Bogdan Z. miał również nie dopełnić ochrony dowodów, co uniemożliwiło ponowne przeprowadzenie badań, a to z kolei spowodowało konieczność ekshumacji ciała Krzysztofa Olewnika, o czym zdecydowała ostatecznie Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku.
Natomiast Jolanta D., która była wówczas naczelnikiem laboratorium kryminalistycznego w Olsztynie, odpowiada za podobne przestępstwa, jako, że sprawowała nadzór nad pracą Bogdana Z.
Laboranci nie przyznają się do winy.
- Dlaczego gdańska prokuratura z taką zajadłością rzuciła się na nas – pytała dziś w sądzie Jolanta D. - To historia tworzenia zasłony dymnej. Kwestionowana opinia z zakresu badań DNA wydana przez Bogdana Z., w konkluzji, jest poprawna i jej kardynalne ustalenia nie tylko nie zostały podważone, ale zostały potwierdzone przez Zakład Medycyny Sądowej w Gdańsku. A wszystkie wątpliwości czy niedociągnięcia opinii można było rozstrzygnąć uznając ją za niepełną czy niejasną – przekonywała była szefowa laboratorium KWP w Olsztynie. - Ponadto, niczego, co dotyczy kwestionowanej opinii nie ukrywałam, dokumentacja badawcza była dostępna zarówno dla organów ścigania, jak i dla wymiaru sprawiedliwości. Jeśli chodzi o dowody rzeczowe – kontynuowała – rocznie przez laboratorium przewijało się ok. 100 tys. obiektów badań. W czasie, gdy kierowałam jednostką było ich ok. pół miliona. Czy ponoszę odpowiedzialność za każdy z nich?
- Twierdzimy, że w postępowaniu pani naczelnik nie doszło do żadnych naruszeń - czy to formalnych, czy materialnych – przekonywał w rozmowie z dziennikarzami mecenas Jacek Potulski, obrońca Jolanty D. - Wydana opinia też nie wskazuje nieprawdy, a zawiera tylko pewne nieścisłości, które mogły być spokojnie uzupełnione w toku postępowania przed sądem. - Ale za treść opinii nie odpowiada naczelnik – podkreślał. - Laboratorium w Olsztynie rocznie wydaje kilka tysięcy takich opinii i nie jest możliwe, by szef odpowiadał za treść każdej, niezależnie od tego, jak ważnej sprawy ona dotyczy.
Ale czy szef nie odpowiada za swojego pracownika?
- Szef nie może prowadzić micromanagementu, czyli zarządzać każdą opinią czy ją sprawdzać – przekonywał mecenas Potulski. - Szef odpowiada za to, by pracownik miał zapewniony sprzęt i możliwości do wykonywania zadań, a także za stworzenie procedur.
O co będzie wnioskowała obrona, gdy proces się zakończy?
- Czyli za 2-3 lata? - pytał obrońca Jolanty D. - O uniewinnienie, oczywiście.
Dlaczego proces ma trwać tak długo?
- Jest bardzo wielu świadków wskazanych przez prokuraturę, ale i my mamy kilka wniosków dowodowych, które będziemy składali – wyjaśniał mecenas Jacek Potulski. - Na razie jest za wcześnie, by o nich mówić.
Czyli zdaniem obrony nie doszło do błędów w działaniu Jolanty D.?
- Jeżeli doszło do jakichś drobnych błędów to z pewnością są to kwestie, które powinny być wyjaśnione i uzupełnione w toku wcześniejszych postępowań - odpowiadał jej obrońca.
Sąd Apelacyjny w Gdańsku zdecydował jednak o przeprowadzeniu ekshumacji zwłok Krzysztofa Olewnika.
- Ta decyzja była chyba przesadzona, ale nie wypada mi jej oceniać - zakończył mecenas Potulski.
Swojego klienta, Bogdana Z., broni też Ewa Tokarzewska: - Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ta opinia, która jest przedmiotem postępowania nie została sfałszowana. Żywię głębokie przekonanie, że sąd dojdzie do wniosku, że jedynym możliwym rozwiązaniem jest uniewinnienie.
Natomiast Jolanta D., która była wówczas naczelnikiem laboratorium kryminalistycznego w Olsztynie, odpowiada za podobne przestępstwa, jako, że sprawowała nadzór nad pracą Bogdana Z.
Laboranci nie przyznają się do winy.
- Dlaczego gdańska prokuratura z taką zajadłością rzuciła się na nas – pytała dziś w sądzie Jolanta D. - To historia tworzenia zasłony dymnej. Kwestionowana opinia z zakresu badań DNA wydana przez Bogdana Z., w konkluzji, jest poprawna i jej kardynalne ustalenia nie tylko nie zostały podważone, ale zostały potwierdzone przez Zakład Medycyny Sądowej w Gdańsku. A wszystkie wątpliwości czy niedociągnięcia opinii można było rozstrzygnąć uznając ją za niepełną czy niejasną – przekonywała była szefowa laboratorium KWP w Olsztynie. - Ponadto, niczego, co dotyczy kwestionowanej opinii nie ukrywałam, dokumentacja badawcza była dostępna zarówno dla organów ścigania, jak i dla wymiaru sprawiedliwości. Jeśli chodzi o dowody rzeczowe – kontynuowała – rocznie przez laboratorium przewijało się ok. 100 tys. obiektów badań. W czasie, gdy kierowałam jednostką było ich ok. pół miliona. Czy ponoszę odpowiedzialność za każdy z nich?
- Twierdzimy, że w postępowaniu pani naczelnik nie doszło do żadnych naruszeń - czy to formalnych, czy materialnych – przekonywał w rozmowie z dziennikarzami mecenas Jacek Potulski, obrońca Jolanty D. - Wydana opinia też nie wskazuje nieprawdy, a zawiera tylko pewne nieścisłości, które mogły być spokojnie uzupełnione w toku postępowania przed sądem. - Ale za treść opinii nie odpowiada naczelnik – podkreślał. - Laboratorium w Olsztynie rocznie wydaje kilka tysięcy takich opinii i nie jest możliwe, by szef odpowiadał za treść każdej, niezależnie od tego, jak ważnej sprawy ona dotyczy.
Ale czy szef nie odpowiada za swojego pracownika?
- Szef nie może prowadzić micromanagementu, czyli zarządzać każdą opinią czy ją sprawdzać – przekonywał mecenas Potulski. - Szef odpowiada za to, by pracownik miał zapewniony sprzęt i możliwości do wykonywania zadań, a także za stworzenie procedur.
O co będzie wnioskowała obrona, gdy proces się zakończy?
- Czyli za 2-3 lata? - pytał obrońca Jolanty D. - O uniewinnienie, oczywiście.
Dlaczego proces ma trwać tak długo?
- Jest bardzo wielu świadków wskazanych przez prokuraturę, ale i my mamy kilka wniosków dowodowych, które będziemy składali – wyjaśniał mecenas Jacek Potulski. - Na razie jest za wcześnie, by o nich mówić.
Czyli zdaniem obrony nie doszło do błędów w działaniu Jolanty D.?
- Jeżeli doszło do jakichś drobnych błędów to z pewnością są to kwestie, które powinny być wyjaśnione i uzupełnione w toku wcześniejszych postępowań - odpowiadał jej obrońca.
Sąd Apelacyjny w Gdańsku zdecydował jednak o przeprowadzeniu ekshumacji zwłok Krzysztofa Olewnika.
- Ta decyzja była chyba przesadzona, ale nie wypada mi jej oceniać - zakończył mecenas Potulski.
Swojego klienta, Bogdana Z., broni też Ewa Tokarzewska: - Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ta opinia, która jest przedmiotem postępowania nie została sfałszowana. Żywię głębokie przekonanie, że sąd dojdzie do wniosku, że jedynym możliwym rozwiązaniem jest uniewinnienie.
A