
Krzysztof Bartoszewicz znany jest elbląskim teatromanom przede wszystkim ze znakomicie zagranych ról komediowych. Wspomnieć warto Tyzbe w „Śnie nocy letniej”, Chama w „Aktorze” czy Policjanta w „Policji”. Sam przyznaje, że lubi grać w komediach, choć nie uważa, że to najłatwiejsze zadanie. Na stronie Aktualności wybieramy najpopularniejszego aktora Teatru im. Sewruka.
Krzysztof Bartoszewicz nie jest elblążaninem, ale występował na deskach naszej sceny już w latach 80-tych ubiegłego wieku. Był także aktorem teatrów w Gdyni i w Częstochowie. Na scenie gości już ponad 30 lat. Czy zawsze myślał o zawodzie aktora?
- Na początku pociągał mnie ten zawód ze względu na to, że się późno wstaje (śmiech) - mówi Krzysztof Bartoszewicz. - Żarty żartami, a tak poważnie, to miłość do aktorstwa zaczęła się od spotkania z aktorem Stanisławem Michalskim. To on zaszczepił mi impuls i potem już się jakoś tak potoczyło. Kiedyś chciałem być księdzem - kontynuuje. - Miałem już wtedy ciągoty, by poznawać, co kto może myśleć. Pociągała mnie sfera duchowa. I oczyszczenie. W teatrze robisz coś, co nie jest do końca tobą. Wcielanie się w jakąś postać to jednocześnie odkrywanie w sobie innych pokładów. Możesz zweryfikować myślenie, sposób patrzenia. Potem w konfrontacji z rzeczywistością dochodzi się do ciekawych porównań. I to mnie pociągało w aktorstwie najbardziej. To, że można być kimś innym niż na co dzień i szukać tego czegoś, co jest ukryte w człowieku.
Czy jednak praca w teatrze tak wciąga, że nie myśli się czasem o porzuceniu tego zajęcia?
- Myślałem, by to rzucić, ale na pewno oscylowałbym przy zawodach artystycznych - przyznaje Krzysztof Bartoszewicz. - Piszę sztuki teatralne. Mam ich już kilka na swoim koncie. Jeśli nie aktorstwo to właśnie pisanie mnie pociąga.
A film?
- Tak, do kina mnie ciągnie…czasami żona (śmiech) - mówi. - No pewnie, że mnie ciągnie do filmu, ale to w Warszawie trzeba siedzieć i chodzić na castingi. Choć na ciekawe propozycje jestem gotowy.
Krzysztof Bartoszewicz znany jest elbląskim widzom głównie z ról komediowych. Znakomicie mu to wychodzi, ale czy lubi grać w komediach?
- Bardzo lubię - przyznaje. - Nie uważam jednak, by były łatwiejsze do zagrania niż role dramatyczne. W ogóle w teatrze nie ma pojęcia „łatwiej”. Nie ma znaczenia, czy to dramat, czy komedia, sztuka dla dorosłych czy dla dzieci. O, a nawet dla dzieci gra się trudniej, bo dziecko, jak nie kupuje tego, co robisz, to całym sobą i odwrotnie. Mam wieloletnie doświadczenie w graniu dla młodego widza. Dla dzieci napisałem też sztuki. Dla nich prowadziłem i prowadzę nadal swój teatr.
Zatrzymajmy się przy Mrożku. W elbląskim teatrze Krzysztof Bartoszewicz zagrał w jego „Policji”. Czy dobrze czuje się w tej konwencji, w grotesce?
- Generalnie lubię Mrożka - mówi Krzysztof Bartoszewicz. - To jeden z naszych współczesnych, choć może już właściwie klasycznych, pisarzy dramaturgów, którzy mają coś do powiedzenia. Uważam, że jego opowiadania są genialne. Grałem też w kilku przedstawieniach Mrożka, m.in. w Testariadzie, która jest nieznana - kontynuuje. - Chciałbym też zagrać w „Tangu”, ale zostanie mi tylko dziadek. Na Edka jestem już za stary.
Widzom na długo w pamięci pozostanie Tyzbe Krzysztofa Bartoszewicza w „Śnie nocy letniej”. Czy Szekspir należy do ulubionych pisarzy aktora?
- Pewnie, że go cenię, ale i tak wszystko zależy od reżysera, od zespołu, od realizatorów - mówi Bartoszewicz. - Moim zdaniem, żeby coś wyszło w teatrze, musi być zespół, który się lubi, rozumie, jeden drugiego ciągnie, na przykład reżyser aktora, i podsuwa mu pomysły. Nie mówiąc o scenografii. Scenografia powinna powstawać przy okazji prób, bo później wtłaczają cię w gotowy projekt i musisz się w tym znaleźć. Spektakl powstaje przez ludzi, samo dochodzenie do punktu końcowego jest ciekawe i twórcze.
Czy aktor Bartoszewicz czuje się spełniony zawodowo?
- Broń Boże! Jak do tego dojdzie, to będzie oznaczać, że mogę już sobie pójść - twierdzi. - Póki co gram, a jak mnie coś zainteresuje, gram całym sobą.
Aktor musi się relaksować, czasem odpocząć od sceny…
- Lubię grać w brydża - wyznaje Bartoszewicz. - Mam swoje stolikowe, karciane towarzystwo. Lubię też podróżować. Nie zaglądam jednak wówczas do teatrów, chyba, że po to, by spotkać się z kolegami.
Pozostałe rozmowy:
Leszek Czerwiński
Anna Gryszkiewicz
Mariusz Michalski
Marcin Tomasik
Tomasz Muszyński
- Na początku pociągał mnie ten zawód ze względu na to, że się późno wstaje (śmiech) - mówi Krzysztof Bartoszewicz. - Żarty żartami, a tak poważnie, to miłość do aktorstwa zaczęła się od spotkania z aktorem Stanisławem Michalskim. To on zaszczepił mi impuls i potem już się jakoś tak potoczyło. Kiedyś chciałem być księdzem - kontynuuje. - Miałem już wtedy ciągoty, by poznawać, co kto może myśleć. Pociągała mnie sfera duchowa. I oczyszczenie. W teatrze robisz coś, co nie jest do końca tobą. Wcielanie się w jakąś postać to jednocześnie odkrywanie w sobie innych pokładów. Możesz zweryfikować myślenie, sposób patrzenia. Potem w konfrontacji z rzeczywistością dochodzi się do ciekawych porównań. I to mnie pociągało w aktorstwie najbardziej. To, że można być kimś innym niż na co dzień i szukać tego czegoś, co jest ukryte w człowieku.
Czy jednak praca w teatrze tak wciąga, że nie myśli się czasem o porzuceniu tego zajęcia?
- Myślałem, by to rzucić, ale na pewno oscylowałbym przy zawodach artystycznych - przyznaje Krzysztof Bartoszewicz. - Piszę sztuki teatralne. Mam ich już kilka na swoim koncie. Jeśli nie aktorstwo to właśnie pisanie mnie pociąga.
A film?
- Tak, do kina mnie ciągnie…czasami żona (śmiech) - mówi. - No pewnie, że mnie ciągnie do filmu, ale to w Warszawie trzeba siedzieć i chodzić na castingi. Choć na ciekawe propozycje jestem gotowy.
Krzysztof Bartoszewicz znany jest elbląskim widzom głównie z ról komediowych. Znakomicie mu to wychodzi, ale czy lubi grać w komediach?
- Bardzo lubię - przyznaje. - Nie uważam jednak, by były łatwiejsze do zagrania niż role dramatyczne. W ogóle w teatrze nie ma pojęcia „łatwiej”. Nie ma znaczenia, czy to dramat, czy komedia, sztuka dla dorosłych czy dla dzieci. O, a nawet dla dzieci gra się trudniej, bo dziecko, jak nie kupuje tego, co robisz, to całym sobą i odwrotnie. Mam wieloletnie doświadczenie w graniu dla młodego widza. Dla dzieci napisałem też sztuki. Dla nich prowadziłem i prowadzę nadal swój teatr.
Zatrzymajmy się przy Mrożku. W elbląskim teatrze Krzysztof Bartoszewicz zagrał w jego „Policji”. Czy dobrze czuje się w tej konwencji, w grotesce?
- Generalnie lubię Mrożka - mówi Krzysztof Bartoszewicz. - To jeden z naszych współczesnych, choć może już właściwie klasycznych, pisarzy dramaturgów, którzy mają coś do powiedzenia. Uważam, że jego opowiadania są genialne. Grałem też w kilku przedstawieniach Mrożka, m.in. w Testariadzie, która jest nieznana - kontynuuje. - Chciałbym też zagrać w „Tangu”, ale zostanie mi tylko dziadek. Na Edka jestem już za stary.
Widzom na długo w pamięci pozostanie Tyzbe Krzysztofa Bartoszewicza w „Śnie nocy letniej”. Czy Szekspir należy do ulubionych pisarzy aktora?
- Pewnie, że go cenię, ale i tak wszystko zależy od reżysera, od zespołu, od realizatorów - mówi Bartoszewicz. - Moim zdaniem, żeby coś wyszło w teatrze, musi być zespół, który się lubi, rozumie, jeden drugiego ciągnie, na przykład reżyser aktora, i podsuwa mu pomysły. Nie mówiąc o scenografii. Scenografia powinna powstawać przy okazji prób, bo później wtłaczają cię w gotowy projekt i musisz się w tym znaleźć. Spektakl powstaje przez ludzi, samo dochodzenie do punktu końcowego jest ciekawe i twórcze.
Czy aktor Bartoszewicz czuje się spełniony zawodowo?
- Broń Boże! Jak do tego dojdzie, to będzie oznaczać, że mogę już sobie pójść - twierdzi. - Póki co gram, a jak mnie coś zainteresuje, gram całym sobą.
Aktor musi się relaksować, czasem odpocząć od sceny…
- Lubię grać w brydża - wyznaje Bartoszewicz. - Mam swoje stolikowe, karciane towarzystwo. Lubię też podróżować. Nie zaglądam jednak wówczas do teatrów, chyba, że po to, by spotkać się z kolegami.
Pozostałe rozmowy:
Leszek Czerwiński
Anna Gryszkiewicz
Mariusz Michalski
Marcin Tomasik
Tomasz Muszyński
A