
Na Bałkany miała wyjechać na chwilę, została na stałe. Liliana Wiadrowska, która prowadzi youtube'owy kanał „Polka na Bałkanach”, w rozmowie z portEl.pl opowiada o życiu za granicą, swojej internetowej aktywności i o różnicach między słoweńskim Mariborem a Elblągiem.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda ze Słowenią?
- Niedawno minęły cztery lata, od kiedy wyprowadziłam się z Polski. Właściwie nigdy nie chciałam wyjeżdżać, chciałam tylko odbyć absolwencki, zagraniczny staż. Moim celem była Hiszpania, Portugalia albo Włochy. Chciałam wygrzać się w cieplejszych krajach, a potem wrócić do Polski i pracować w jakiejś korporacji (śmieje się). Niestety, nie udało mi się na taki staż dostać, bo chociaż znałam języki, to nie było to poparte odpowiednimi certyfikatami. Myślałam już, że nigdzie się ostatecznie nie wybiorę. Siedziałam w Trójmieście nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić. Pamiętam, że chociaż był czerwiec, było strasznie zimno. Stwierdziłam, że muszę gdzieś wyjechać choć na trochę. Otworzyłam mapę Europy i sprawdzałam kilka krajów, a w moje upodobania najbardziej trafiła Słowenia. Nie byłam pewna decyzji, ale mój znajomy Słoweniec wysłał mi ofertę pracy w moim zawodzie... z językiem polskim. Praca była w niewielkim mieście Maribor, w północnej Słowenii. Planowo miałam wyjechać na 8 miesięcy, a nagle minęły cztery lata...
- O swoim życiu za granicą chętnie opowiadasz w sieci. Skąd pomysł na taką działalność?
- Moje życie na Słowenii, a w zasadzie na Bałkanach, bo cały czas podróżuję po wszystkich krajach byłej Jugosławii, jest dynamiczne: gdyby zliczyć noce przespane na Słowenii, to liczba nie wskazywałaby na to, że Maribor to mój dom. Poznawałam tylu ludzi, tyle historii, przeżyłam na obczyźnie tyle przygód i w pewnym momencie moi znajomi zaczęli przekonywać mnie, żebym opowiadała o tym innym, również w sieci. Różnych wydarzeń i anegdot było sporo, więc zaczęłam się nimi dzielić na nagraniach, żeby nie powtarzać ciągle tego samego (śmieje się). Takie były początki. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, o czym szczególnie warto opowiadać. Wbrew pozorom różnice kulturowe między Słoweńcami a Polakami są bardzo duże i dobrze jest mówić o tych kwestiach. Te różnice sprawiają, że łatwo popełnić jakąś gafę, tych było w moim życiu tutaj całkiem sporo. Jeszcze jednym powodem dla założenia kanału na YouTube był kolejny życiowy krok, czyli tzw. pójście na swoje: założyłam własną działalność, rezygnując całkowicie z pomysłu pracy w korpo w Polsce. Oczywiście nagrywam dla Polaków, a to, że nie jestem ze Słowenii, sprawia, że mam większy komfort w opowiadaniu o czymś śmiesznym czy kontrowersyjnym: jako youtuberka jestem tutaj anonimowa. Nie sądzę jednak, by z tym doświadczeniem youtube'owym było jeszcze dla mnie miejsce w polskim „korpo”.
- Wspomniałaś o gafach...
- Kiedyś mówiłam koleżance stąd o tym, że faceci ganiają za jakimiś dziewczynami, na co zrobiła bardzo zdziwioną minę. Okazało się, że słówko „gonił” po słoweńsku oznacza, że, powiedzmy, „bardzo, bardzo źle się prowadził”. Pół roku używałam tego słowa, póki ktoś mnie litościwie nie dopytał, o co dokładnie mi chodzi...
Z rozbawieniem wspominam też sytuację, gdy prowadziłam hostel, w którym zatrzymywali się Polacy. Były to moje początki w Mariborze, gdy nie znałam jeszcze dobrze miejsca. Była to trudna praca, zajmowałam się wtedy marketingiem, sprzątaniem czy rachunkowością. Wieczorami szłam na taras i patrzyłam na hotel w oddali, w którym zawsze wszystkie światła się paliły. Myślałam sobie: „Tam zawsze jest pełno ludzi, chociaż mają dużo gorszą lokalizację, jak oni to robią?” Jeszcze bardziej się starałam, próbowałam znaleźć rozwiązania i codziennie patrzyłam, ilu gości ma konkurencja. Pewnego dnia podzieliłam się z koleżanką moimi przemyśleniami na ten temat, stałyśmy wtedy na tym tarasie. Wyżaliłam się, że nie wiem, czemu tam zawsze jest tylu gości. Ona spojrzała tylko na mnie i powiedziała mi: „Ty, ale to jest szpital...” Początki w nowym miejscu bywają pełne takich zaskoczeń, takimi historiami staram się dzielić na moim kanale.
- Początki masz już dawno za sobą. Nie masz po tych paru latach pokusy, żeby jednak wrócić do Polski?
- Cała moja droga życiowa na Bałkanach sprawiła, że nabrałam przekonania, że nie ma przypadków. Moja historia, o której mówię na kanale, moje wzloty i upadki. złożyły się na to, że znalazłam własne miejsce na ziemi. Tęsknię oczywiście za Polską, ona zawsze będzie miłością mojego życia i odwiedzam ją, gdy mogę. Zwłaszcza, że lotnisko jest blisko, a pracuję w nienormowanych godzinach, co pozwala mi pracować z domu, gdy odwiedzam swoją rodzinę. Co ciekawe, mieszkając na Słowenii pracuję dla polskiej firmy, a oprócz tego przygotowuję audycje o tematyce bałkańskiej dla polskiego Radia Wnet. Do końca nie czuję więc tego, że jestem gdzieś za granicą, poza sytuacjami jak zamknięcie granic w związku z koronawirusem. Poza tym język, którego tu używam, jest brzmieniowo podobny do naszego. Bardzo podobni kulturowo są do Polaków np. Serbowie. Chwilami to trochę jakbym mieszkała na jakimś odległym terenie w Polsce, gdzie ludzie posługują się bardziej skomplikowaną wersją języka polskiego.
- Czym różni się życie w Mariborze od tego w Elblągu?
- Elbląg jest płaski jak zeszyt, nie ma za wielu wzniesień, a ja kocham po górkach biegać i jeździć na rowerze. Zupełnie inna jest też pogoda. Maribor ma swój mikroklimat, w całej Słowenii może padać, a tutaj świeci słońce. Nawet, gdy jest tu zimno, to nadal jest słonecznie, a to sprawia, że budzę się rano i chce mi się żyć. Elbląg kojarzy mi się z wiatrem i zimnem, które miały duży wpływ na moje samopoczucie. Tęsknię natomiast za karaoke w Elblągu, za stałymi ekipami, które chodziły na takie imprezy. To coś, co zawsze, gdy przyjeżdżam, staram się nadrobić. Brakuje mi też elbląskiego Starego Miasta i oczywiście ludzi, których w tym mieście zostawiłam. Zapomniałabym: tęsknię też bardzo za polskim pieczywem, za ciastkami francuskimi, gniazdkami, bezami z kremem... Tutaj tego po prostu nie ma, można kupić 1-2 kilogramy ciastek bez smaku. Zawsze, gdy wracam do Elbląga, robię objazd po piekarniach i cukierniach...
- Te wizyty, z racji pandemii, są teraz jednak ograniczone. Jak na Słowenii przedstawia się sytuacja w związku z koronawirusem?
- Podejście jest bardziej liberalne. Słoweńcy śmieją się, że w Polsce swego czasu zamknięto lasy. To jednak naród bardzo zdyscyplinowany. Wprowadzane są tylko konieczne obostrzenia i oni się do nich dostosowują. Jasne, że krytykują rząd, jak wszędzie, ale się dostosowują. Zobaczymy, co będzie dalej. Mój chłopak boi się, że znów przez koronawirusa zamkną mu restaurację, wtedy ja nie będę mogła streamować, to tam mam dobry internet. W kontekście koronawirusa trzeba zaznaczyć, że tutaj statystyki zachorowań również mocno wzrosły...
- Podzielisz się z nami swoimi dalszymi planami?
- Wygląda na to, że układam sobie to życie w Mariborze na stałe. Wcześniej nie wierzyłam, że to będzie mój dom, teraz jednak sprawy nabierają takiego obrotu, że pewnie już tu pozostanę. Nie planuję zmian w życiu zawodowym, więc gdy uspokoi się sytuacja, wrócę do moich comiesięcznych wizyt w Elblągu. Póki co zapraszam na kanał Polka na Bałkanach. W każdy poniedziałek o 20 zapraszam też na spotkanie na żywo, gdzie można ze mną porozmawiać o ciekawostkach z życia na Bałkanach i nie tylko o tym. Wkrótce będzie też można zobaczyć program z moim udziałem w TVN Style: „Jestem z Polski”. Zobaczymy, co jeszcze przede mną, póki co do zobaczenia w necie i w Elblągu!