
- Fabuła książki jest fikcyjna od początku do końca. Ale starałem się, żeby wszystko było w miarę dokładnie zakotwiczone w realiach lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Choćby np. układ ulic, bloków, położenie niektórych sklepów – tak o swojej debiutanckiej książce „Elbing – Elbląg. Na zakręcie historii” mówi jej autor Wiktor Hajdenrajch, elblążanin na emigracji.
„Annelore Heike, młoda mieszkanka międzywojennego miasta Elbing, jest wrażliwą i inteligentną dziewczyną. Gdyby los sprawił, że mogłaby dorastać w innym miejscu i czasie, pewnie jej życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Tymczasem nadciąga upiorny 1939 rok wraz z widmem krwawej wojny. Annelore uparcie wierzy, że jako zapalona orędowniczka idei głoszonych przez Adolfa Hitlera, będzie mogła przetrwać ten czas godnie i z podniesioną głową. Wkrótce przekona się, że każda wojna oznacza ból, chaos i zniszczenie – niezależnie od tego, po której stronie barykady się stoi...
Wiele lat później pisany przez nią pamiętnik przypadkiem wpadnie w ręce Anny i jej wnuka, a wspomnienia tragicznych czasów wojennej zawieruchy ożyją na nowo. Czy będą oni w stanie zrozumieć wybory i decyzje młodej dziewczyny, która niegdyś mieszkała w ich domu?” - tak wydawca opisał zarys akcji debiutu literackiego Wiktora Hajdenrajcha „Elbing - Elbląg. Na zakręcie historii”. Dla czytelników, to też podróż do miasta, którego już nie ma.
- Skąd pomysł, aby akcję Pana debiutu literackiego umieścić właśnie w Elblągu.
- To moje magiczne miejsce. W Elblągu, przy ul. Giermków, mieszkałem, dopóki nie wyjechałem na studia. Tutaj przeszedłem przez przedszkole, szkołę podstawową i szkołę średnią. Na elbląskim cmentarzu leży moja babcia, moi rodzice, dalsza rodzina, znajomi. Uznałem, że coś się temu miastu ode mnie należy.
- W Elblągu wciąż żywa jest myśl, że „za Niemca” może nie było lepiej niż teraz, ale był jakiś pomysł na miasto. W 1945 r. Polacy na gruzach niemieckiego Elbinga zbudowali swoje, inne miasto.
- Do 1945 r., kiedy Himmler [Heinrich Himmler, jeden z przywódców III Rzeszy Niemieckiej – przyp. SM] wydał rozkaz o utworzenie Festung Elbing [Twierdzy Elbląg – przyp. SM], gdy w Elblągu broniono każdego domu i każdej piwnicy – to było inne miasto. Po 1945 r., wizytówką Elbląga było nieodbudowane Stare Miasto. Zdjęcie, które jest na okładce książki, nie jest przypadkowe. To była inspiracja do stworzenia ostatniej sceny, kiedy niemiecka bohaterka książki Annelore Heike, 14 lutego 1945 r. opuszcza Elbląg. Później, ja to pamiętam, Elbląg był zawsze gdzieś na obrzeżach, „w cieniu” Gdańska. Gdańsk został odbudowany, a Elbląg... Do dziś na Starym Mieście byłyby ruiny, gdyby nie własna inicjatywa elblążan. Podejście władz państwowych do takich miast jak Elbląg, nazwałbym bandytyzmem. Bo to nie dotyczy tylko Elbląga, ale także innych miejscowości. Dopiero 1989 r. spowodował, że elbląska starówka została chociaż w części odbudowana. Oczywiście w inny sposób, ale np. kamienic nad rzeką w dalszym ciągu nie ma.
To są dwa miasta: do i po 1945 r. Polska bohaterka – Anna, postać wzorowana na mojej nieżyjącej babci, o polskim Elblągu raczej nie mówi. W książce pokazałem tylko obrazki z Elbląga lat 70. i 80.. To jednak tylko takie „kolaże”. Bardziej systematycznie pokazałem Elbing w latach 1925-45.

- Czemu akurat ten okres w dziejach miasta?
- Wychowałem się na ul. Giermków, w tym budynku, w którym rozgrywa się większość akcji książki. Wtedy to był adres Giermków 59, obecnie Giermków 3. Jeżeli dobrze pamiętam, został on wybudowany u schyłku XIX wieku. Są takie dwa stare budynki na tej ulicy, które ocalały po wojnie: tam gdzie mieszkaliśmy i budynek po byłym Instytucie Melioracji i Użytków Zielonych, gdzie pracował mój ojciec. Pamiętam, że kiedy w początkach lat 70. odnawiano budynek Instytutu, spod tynku wyszły niemieckie napisy. Stąd pomysł, żeby akcję umiejscowić w tych czasach, kiedy zabudowa Elbląga wyglądała zupełnie inaczej. Druga przyczyna nie jest bezpośrednio związana z Elblągiem. Od dawna zadawałem sobie pytanie, w jaki sposób Niemcy dali się przekonać do robienia takich strasznych rzeczy, jakie wprowadził im Hitler? Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że jeżeli będę pisał o Elblągu, to napiszę o kobiecie, która wraz z Hitlerem będzie dojrzewać i wraz z nim „się wywróci”.
- Książka jest fikcją literacką. Ale takie zdarzenie jak opisane w niej znalezienie przez obecnych elblążan pamiętników Niemców – mieszkańców Elbinga mogła zdarzyć się naprawdę.
- Mogło, być może gdzieś w podświadomości to we mnie tkwiło. W tym budynku, gdzie mieszkaliśmy wszystko pozostało po Niemcach. Z podłogami włącznie. Opisany w książce pamiętnik, odkryty w 1979 r., wówczas zaczyna się cała historia, przetrwał w podłodze. To jest możliwe, tam deski w podłodze są bardzo grube. W powieści opisuję moment odnalezienia skrytki, podobnie z ojcem odbijaliśmy deskę w podłodze w naszym mieszkaniu. Pewną ciekawostką jest fakt, że pod tą deską u nas w domu znajdowała się rynienka, w której różne rzeczy mogłyby się znaleźć.
Oczywiście, fabuła książki jest fikcyjna od początku do końca. Ale starałem się, żeby wszystko było w miarę dokładnie zakotwiczone w realiach lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku. Choćby np. układ ulic, bloków, położenie niektórych sklepów, nie wszystkich oczywiście, przyznam się, że część zmyśliłem. Starałem się przedstawić modę, jaka wówczas panowała, jadłospis ówczesnych mieszkańców miasta, przebieg ówczesnych linii tramwajowych. Nie jest to z całą pewnością powieść historyczna.
- Czy możemy jednak traktować powieść jako mini-przewodnik po przedwojennym Elblągu?
- Z dużą ostrożnością. Na przestrzeni lat ok. 1850-1945 r. zmieniał się np. układ ulic. Pierwszy z brzegu przykład: ulica Giermków, wówczas Junkerstrasse. Kiedyś obok niej przebiegała równoległa ulica, którą zaślepiono, zabudowano ją blokami. Wpięła się ona w obecną ul. Hetmańską. Na miejscu dzisiejszego hotelu, na placu Słowiańskim, było Prezydium Policji. Inny układ ulic był przy dzisiejszej ul. Chmurnej, zdecydowanie inaczej wyglądały okolice dzisiejszej ul. Janowskiej. Byłbym bardzo ostrożny w nazywaniu tej książki przewodnikiem, ale starałem się zachować jak największą dokładność.
- Te zmiany pokazują, że przed i po 1945 r. mamy do czynienia z dwoma różnymi miastami. Polacy na gruzach Elbinga postawili swoje, zupełnie inne miasto. A jednocześnie w jakiś sposób pamiętają o przedwojennym Elbingu.
- Na ile straszliwe było to gruzowisko, pokazuje pewne zdjęcie, na którym człowiek stojący na ulicy Giermków, w okolicy mojego domu, widzi katedrę pw. św. Mikołaja. W tej chwili wiadomo, że całej nie można z tego miejsca zobaczyć. Wyglądało to tak, jakby wielki walec przejechał. A wszystko przez Festung Elbing. Zupełnie niezrozumiałym barbarzyństwem jest dla mnie zburzenie po II wojnie światowej kościoła pw. Trzech Króli, Drei König Kirche, który mieścił się w widłach pomiędzy ul. Janowską i Ślusarską. Tam stał ogromny kościół protestancki, tylko trochę niższy od katedry pw. św. Mikołaja. Przez całą ulicę Giermków przeszedł ten ogromny walec, który zmiótł wszystko, to jednak świątynia ocalała. Została rozebrana po wojnie, bo nie pasowała do ówczesnej zabudowy, jaką wymyślono dla ul. Giermków. Ciekawostką jest fakt, że sposób zabudowy tej ulicy został skopiowany ze ściany wschodniej ul. Marszałkowskiej w Warszawie i Nowej Huty w Krakowie. To miała być dzielnica dla klasy robotniczej i kościół tam nie pasował. Rozebrano go, a szkoda. Takich przypadków nie brakowało. Jak to dziś oceniać? Nie wiem. Zabudowa ul. Giermków w tej chwili jest taka jak jest. I tylko te dwa budynki pamiętają czasy przedwojennego Elbląga. Jednak duch Annelore Heike gdzieś tam jeszcze błądzi, choć Elbląg się zmienia. Taka jest naturalna kolej rzeczy.
- „Na zakręcie historii” - to Pana debiut. Są już kolejne plany literackie?
- Oczywiście, że są. Pracuję nad swoistym uzupełnieniem losów Anny – drugiej bohaterki „Na zakręcie historii”. To postać wzorowana na mojej babci, która pochodziła spod Nowogródka na Kresach Wschodnich. Ze wspomnień mamy i babci pamiętam kilka ciekawych opowieści, które przed śmiercią zdążyły mi przekazać. Zależy mi na tym, żeby powieść o Annie w Koszelewie w miarę sprawnie powstała. Pół żartem mogę powiedzieć, że trochę mi się to pisanie wymknęło spod kontroli, bo wciąż przychodzą do głowy nowe pomysły fabularne. Mam też kilka rzeczy już napisanych, które tylko czekają na to, żeby pokazać je światu. Będę rozmawiał z wydawnictwem, czy i kiedy można je wydać. Co do Elbląga – mam takie wrażenie, że wyczerpałem swoją potrzebę pisania o tym mieście. Co miałem napisać, już napisałem.
Wiktor Hajdenrajch „Elbing - Elbląg. Na zakręcie historii”, Warszawa 2020 r.